11 płytowych rozczarowań roku
…czyli płyty, po których czegoś więcej – a czasem dużo więcej – się spodziewałem. Ze względu na wcześniejsze dokonania ich autorów, dobre recenzje, głosy znajomych. Wykorzystuję szansę, żeby pokazać bardzo udaną (inaczej niż cała płyta) okładkę Billa Orcutta. W większości wypadków szkoda mi było miejsca na te albumy.
DJ Shadow – The Less You Know the Better (A&M) blog
Florence + The Machine – Ceremonials (Polydor) blog
Gang of Four – Content (Gronland)
Kasabian – Velociraptor! (RCA) blog
Little Dragon – Ritual Union (Peacefrog)
Magazine – No Thyself (Wire-Sound)
Bill Orcutt – How the Thing Sings (Mego)
Lou Reed & Metallica – Lulu (Vertigo) blog
Ricardo Villalobos + Mark Loderbaurer – Re:ECM (ECM)
Sun Araw – Ancient Romans (Sun Ark)
Superheavy – Superheavy (A&M) blog
Komentarze
2011 – dla mnie osobiście był rokiem oczekiwania na wielkie rzeczy, bo moje poprzednie lata „jedynkowe” – 1991 i 2001 obfitowały w różnorakie odkrycia i przyniosły albumy, które są dziś pozycjami kanonicznymi (przynajmniej jeśli chodzi o wykonawców zagranicznych )
Na kolanie wypisałem sobie płyty z roku 2001, które są mi bardzo bliskie. I ile ich jest!!!!
(TOOL , SPARKLEHORSE, TARENTEL, LOW, MOGWAI, PAPA M, APHEX TWIN, AIR, BJORK, GRAHAM COXON, RADIOHEAD, FOUR TET, SOUTH, EXPLOSIONS IN THE SKY, JOHN FRUSCIANTE, BOB DYLAN, THE WHITE STRIPES, I AM SAM (OST.), MERCURY REV, czy choćby Ścianka
Ciekawe jak dlugo będę odkrywał zasoby 2011 roku, bo bez bicia przyznaję się do sporych zaległości.
Niemniej jednak – czy powodem dla którego na liście nie pojawił się TKOL Radioheadów jest ten, że spotkamy ich w liście 2+11 najlepszych zdaniem Autora albumów?
Podobnie rzecz się ma z BATTLESami i MOGWAI ?
🙂
Polska: João.
Obczyzna: The Streets.
Tylko takie rozczarowania przychodzą mi na razie do głowy.
@suseł –> Co do dwóch ostatnich pytań – Battles jeszcze na upartego mogliby trafić na listę rozczarowań, ale Mogwai i Radiohead gdzieś pomiędzy – ani takie dobre, ani takie złe. A lata z jedynkami bywały rzeczywiscie fascynujące.
@Krasnal
Nieśmiało staję w obronie „twitterowej” wersji „Computers and blues”, finalne wersje utworów wypadły dużo słabiej.
dopisać trzeba zolę jesus!
Skoro to są rozczarowania, to znaczy, że naprawdę spodziewałeś się po Lulu i Superheavy więcej? 😉 Odnośnie Orcutta, to mi akurat się bardzo podoba, ale nie chcę tu inicjować dyskusji czemu Ty jesteś na „nie”, a ja na „tak” (może kiedyś w kuluarach), powiedz tylko, czy generalnie Cię rozczarowało to, co on gra, czy rozczarowało Cię „How the Thing Sings” jako druga płyta po „A New Way To Pay Old Debts”?
@PopUp –> O Orcutta trudno się spierać racjonalnie, bo to dziedzina, w której bardziej się czuje niż wie, ale posłuchałem sobie jakiegoś starego Dereka Baileya i zapragnąłem już nigdy nie wracać do Orcutta. Na innym polu nie ma on startu do Faheya, na kolejnym – do Fritha. Poprzednią znam bardziej pobieżnie, ale podobała mi się bardziej.
Lulu – zdecydowanie i szczerze spodziewałem się czegoś lepszego. Co do Superheavy, ja jestem ukrytym fanem Stonesów, a tego typu przedsięwzięcie na emeryturze to też w sumie bardzo ciekawa rzecz sama z siebie. Przesłanki mimo wszystko były.
O’Death – Outsiade – bo ciągle mam w głowie ich znakomity debiut
Primus – Green Naugahyde – bo po tylu latach oczekiwałem czegoś więcej niż the best of odrzuconych singli.
a King Crimson Projekct – Scarcity of Miracles – Bo Fripp nie powinien nagrać czegoś tak złego.
Luke Temple – Don’t Act Like You Don’t Care – Bo po wyśmienitej Snowbeast spodziewałem się czegoś więcej.
Bon Iver – Bon Iver – bo nie rozumiem achów i ochów nad tą przeciętną płytą.
Battles – Gloss Drop – bo stać ich na dużo więcej…
ejże, Gang Of Four? nie jest to już klasa taka jak Wire, ale album naprawdę w porządku 🙂
@ewrybady
Rozczarowanie nie oznacza złego albumu, a jedynie niespełnienie nadziei. Wszelkie listy rozczarowań nie świadczą więc nijak o jakości zawartych na nich pozycji, tylko o poziomie lub rodzaju nadziei autorów zestawień. Czasami poziom ten musiał być bardzo wysoki lub ktoś się zapędzał z marzeniami w niewłaściwą stronę 🙂
@ Bartek -> zgadzam się, że to nie do końca racjonalne, mi podobają się te jego poszarpane piosenki i noise’owe granie na akustyku. Rozumiem te argumenty z Bailey’m, Frithem i Fahey’m, ale one rozwalają też co najmniej 95% ludzi zajmujących się gitarą (mniej lub bardziej) solo (już kończę)
@ RadioUfo – popieram rozczarowanie Bon Iverem. Battles – nie raz i nie dwa w tym roku i w tym składzie
Justice!!!!!!! przede wszystkiem. a poza tym Digitalism! Noah and the Whale! Radiohead (niestety jednak)! Chemiczni na soundtracku do Hanny! no i jak dla mnie też ten nieszczęsny Bon Iver, również nie rozumiem zachwytu nad tą jakże pięknie harcersko-ogniskową muzyką..
Florence to rozczarowanie?!
Moim zdaniem absoltunie nie. Owszem, trzeba trochę czasu, by przyzwyczaić się do tej płyty, która brzmi zupełnie inaczej niż ‚Lungs’, ale na pewno nie jest rozczarowaniem…
te podsumowanie-rozczarowane jest tak subiektywne… wg jednej osoby: Bartka Chacińskiego. Czy ten Bartek to jakies guru muzyczne, ktore dyktuje co mamy lubic, a co nie? Nie rozumiem sensu tego spisu 11 plyt… /to takie „na siłę” wysmyslanie. Zamiast cieszyc sie z muzy, to pojawia sie osoba, ktora krytykuje wg wlasnego uznania, co fajne, a co nie.
Bardzo mi sie podobala plyta Kasabian, latwo wpada w ucho, jest zywa. No ale przeciez nie mam gustu, skoro znalazla sie wsrod 11 plytowych rozczarowan Pana Bartka.
@anulla –> Z gustami jest tak, że bywają różne. Nigdy nie odmawiam gustu ludziom, którzy słuchają płyt uważanych przeze mnie za gorsze. Tym bardziej, że zawsze kiedyś możemy się co do innej płyty zgodzić. A swojej listy rocznej nie rozrzucam z helikoptera po Polsce, nie rzucam się z nią do gardła w przejściu podziemnym – przynajmniej jak dotąd 😉 – więc jeśli ktoś już zadał sobie trud, żeby ją odnaleźć, powinien raczej dyskutować od razu o konkretach, zamiast o sensie istnienia subiektywnych sądów.
mnie chyba nic nie rozczarowało w takim sensie, że te płyty, na które czekałem okazały się być bardzo fajne. a na te, które okazały się słabe, szczęśliwie nie czekałem i nie miałem żadnych oczekiwań. więcej miałem pozytywnych zaskoczeń.
ale też nie rozumiem ochów i achów nad bon iverem, smęcić trzeba umieć.
kilka z ww albumów jest w rocznym zestawieniu The Wire http://rateyourmusic.com/list/the_lizard_king/the_wire_magazine_rewind__2011/
…to co się rzuca w oczy, to wysoka pozycja LULU…