2011: Myliłem się…

…aż tak wysoko oceniając „Director’s Cut” w czerwcu na łamach „Polityki”. Potem przyszło „50 Words for Snow” i gdyby zestawiać te płyty, dla tej drugiej pewnie zabrakłoby skali.

…delikatnie niedowartościowując – przynajmniej w punktacji – „Kaputt” grupy Destroyer i w dodatku sprowadzając dyskusję o tej płycie na poziom Kasi Kowalskiej. Do jakiej innej lekkiej tegorocznej płyty chciałoby się wracać tak bardzo pod koniec roku?

…nie zauważając, że „Someone Like You” to rzecz na dłużej niż „Set Fire to Flames”, choć w ogólnym tonie styczniowej noty o Adele niewiele chciałbym poprawiać.

…próbując doszukać się pozytywów przy okazji najnowszego wydawnictwa R.E.M. „Collapse Into Now”. Jak się okazało, wystarczyło usunąć „Into” i potraktować rzecz jako proroctwo.

…bo mimo wszystko przesadziłem z zachwytami nad ostatnim Wasilewskim, pod koniec roku rzecz wydaje się zimna jak grudniowa noc, chociaż podtrzymuję wszystkie sugestie, jakie umieściłem w tamtej recenzji.

…opuszczając wtorkowy koncert Moretti-Zabrodzki na tegorocznym Unsoundzie oraz wszystkie występy w ramach Ars Cameralis 2011, a także po raz kolejny nie zabierając się na ATP – przynajmniej tak twierdzą lepiej zorientowani.

…zbyt szybko ulegając urokowi Damona Albarna. Chociaż z tego akurat już się tłumaczyłem tutaj.

klasyfikując „Źródło Jan” jako „późny” tekst Osieckiej. Nie taki późny, w dodatku już wykonywany w wersji piosenkowej – co mi wytknęli lepiej poinformowani.

…zbyt pobłażliwie podchodząc do „Lulu”. Tak, orientuję się, co znaczy słowo „pobłażliwie”.

(tu wstaw inny mój sąd, z którym się nie zgadzasz lub inny przekręcony przeze mnie fakt, którego dotąd nie sporstowałem – ale przy okazji podziel się własnym tegorocznym błędem lub zaniedbaniem).

Ten wpis o dość wewnętrznym charakterze (dla najpilniej śledzących niniejszy blog i moje recenzje w „Polityce”) kończy pierwszą część rocznych podsumowań na Polifonii. Od poniedziałku kolejno listy moich ulubionych wydawnictw roku 2011 w kilku kategoriach.
Dobrego startu w Nowym Roku!