Nowa Kultura Komercyjna

To nie Lady Gaga ani Doda. Ani serial „M jak miłość”, ani gra „Halo”. To wszystko niepewny rynek kulturalny. W każdej chwili mogą się skończyć pieniądze, jeśli publika się odwróci. W tych czasach jedyny pewny rynek to rynek dotacji. Specjalnych funduszy, projektów fundowanych przez ministerstwo, urzędy miast, dobrze prosperujące muzea czy fundacje, ogólnie pojęty sektor publiczny. A ponieważ dobijamy do końca roku, chciałbym przedstawić Wam mój prywatny tegoroczny ranking Nowej Kultury Komercyjnej – NKK. Nie piszę, że to zło – to broń, która przynosi dobre albo złe efekty.

1. Chopin. Największy tegoroczny pewniak. Co prawda trochę passé (fizycznie, rzecz jasna), ale wszystko, co opieczętowano jego nazwiskiem, było żywo komentowane, a przede wszystkim – dotowane żywą gotówką. Od konkursów na rysunek dziecięcy, po instalacje na Warszawskiej Jesieni. Leszek Możdżer ostatnio opowiadał, ile sobie kupił fortepianów za Rok Chopina. Jeśli zsumować wszystkie fortepiany, które artyści pokupowali sobie za ten rok, to podejrzewam, że u Steinwaya ustawiła się długa kolejka chętnych, a zakład nie nadąża z produkcją.

2. Solidarność. Proszę sobie w tym momencie przypomnieć sierpniowe obchody. Wiadomo, już przy rocznicy zwyczajnej można sprzedać za publiczne pieniądze mydło i powidło. W roku rocznicy okrągłej – jak ten – można było sprzedać nawet mydło posmarowane powidłem i powidła z mydła. Aha, w obchodach wziął udział Możdżer, którego – biorąc pod uwagę jego szeroko zakrojone zakupy fortepianów – uznać można za papierek lakmusowy NKK.

3. Norwegowie. Wśród logotypów na biletach i programach imprez szukajcie „Norway Grants”. Gdyby nie granty Królestwa Norwegii, nie odbyłaby się chyba z połowa festiwali w tym kraju, szczególnie tych zahaczających o kulturę alternatywną, jazz, awangardę. Muszę powiedzieć, że jestem zadowolony z tego akurat trendu w NKK. Chociaż zniesmaczony tym, że wśród wszystkich norweskich specjałów nie pojawiła się moja ulubiona grupa Supersilent i wielka norweska marka (można powiedzieć: „killer”), grupa Burzum.

4. Powstanie Warszawskie. O tym, że Muzeum PW jest potęgą w dziedzinie produkcji nagrań pisałem już tutaj. Co do jakości tych nagrań nie zmieniłem zdania, bo nic nowego się nie pojawiło. Ale jestem pewien, że w przyszłym roku się pojawi, bo chociaż w złoto oprawili już chyba twórczość wszystkich powstańców, to ciągle jeszcze coś zostaje. Prywatnie jednak trudno mi na nią patrzeć przez pryzmat dumy, łatwiej z żalem.

5. Osiecka. To w zasadzie artystka, której dorobek wymyka się standardowi NKK. Kolejni artyści nagrywają jej piosenki i mają w dyskografii pewnik. Płytę, która się podoba krytyce i sprzedaje zarazem. Projekty materializują się w okolicach październikowej rocznicy urodzin poetki z Saskiej Kępy. W tym roku – Sojka. Poza tym mieliśmy połączenie sił polskich i norweskich muzyków w projekcie poświęconym Osieckiej (wczoraj widziałem koncert w Och-Teatrze i było całkiem spoko, uwierały mi tylko egzaltowane wycieczki instrumentalno-wokalne strony polskiej). Zyskanie na to pieniędzy z grantu od króla Norwegii uważam więc za mistrzostwo świata i połączenie dwóch kulturalnych leitmotivów w jednym.

Nie zmieścił mi się Grunwald, ale w okolicach rocznicy nie było mnie w kraju, więc poczekam na kolejną 😉

Płyta dnia to nowy Röyksopp. Grupa, która od czasu płyty „Melody A.M.” podobała mi się coraz mniej, więc „Senior” jest pewnym zaskoczeniem. Dla niektórych męczący, dla mnie jest przynajmniej ciekawym odejściem w zupełnie innym kierunku. Instrumentalnym i mniej oczywistym. To klisza, że recenzentom musi się podobać. Ale klisza, która się – cóż na to poradzę – sprawdza. Jak NKK w trudnych czasach. No dobrze, muzyka elektroniczna zostaje, czasem nawet w wersji sięgającej do syntezatorowych źródeł z lat 70. (świetny oldschoolowy „The Fear”), albo do jej techno-ambientowych przemian w latach 90. („The Drug”). Cała płyta jest zresztą na tle innych wycieczką w stronę ambientu, wyciszeniem – w końcu nawet w założeniu miała być antytezą płyty „Junior”. Jest parę dłużyzn („Coming Home”) i trudno ją uznać za arcydzieło, ale przyjemne słuchanie na kilka razy – dlaczego nie? O ile „Junior” mnie znudził, to „Senior” przynajmniej zaskoczył. A przy końcówce „A Long, Long Way” nawet moja żona, która Norwegów rozpoznaje po dwóch taktach, nie była w stanie uwierzyć, że to ciągle ten sam duet. Warto to przynajmniej sprawdzić.

Czy jeśli napiszę, że Röyksopp są z Norwegii, to wzbudzę jakieś podejrzenia co do czerpania wpływów z NKK? Przysięgam, nie wziąłem pieniędzy od Królestwa Norwegii, ale za to, co ich naftowa potęga zrobiła dla nas w tych ciężkich czasach i za tematy, jakie mogłem w tym roku poruszać, chyba sam im powinienem dopłacić.

RÖYKSOPP „Senior”
Sound Improvement 2010
6/10
Trzeba posłuchać
: „The Fear”, „The Drug”.