Nielegalna recenzja Zdechłego Osy
Wiem, że mam nieformalnego środowiskowego bana na wypowiedzi na temat Zdechłego Osy, ale się nie powstrzymam, bo człowiek musi sobie zrekompensować jakoś czas odsłuchu. Poza tym Osa ciągle (poprzednio pisałem o nim tutaj) jest charakterystyczny aż do karykatury, o czym przypomina już w intro: Dupa dupa dupa dupa dupa dupa cycki cycki fizyka kwantowa. Jest to sygnał pewnej przypadkowości płytowych tropów i rymów, dla których dominantą rzeczywiście będzie sfera skojarzeń analnych, czasem występujących w slangowych synonimach (ważne zastrzeżenie krytyka od zawsze miałem w piździe zachęca mnie zresztą do spokojnej analizy, skądinąd cała nasza profesja dawno już rozbiła obóz w sygnalizowanych rejonach). Poza tym Osa to temat modny, a starzejący się bloger z topniejącymi zasięgami nie może takich tematów ignorować. Dodatkowo jeszcze ta muzyka jest wystarczająco stara i recyklingowana, żeby się nadawać do oceny dla dziadersów. W pewnym sensie jest idealnym artystą spełniającym wizję dzisiejszych starszych o tym, jak powinni się współcześni młodzi buntować. Do tego jeszcze lubi Osę kilkoro dziennikarzy i artystów/artystek, których bardzo szanuję. Przyjąłem więc tę konieczność z zawodową pokorą.
Muzycznie kolejna płyta Zdechłego to nie jest nic zupełnie nowego. Chyba że ktoś przespał Sleaford Mods, albo nie zauważył, jak się emo połączyło z rapem, a w latach 90., kiedy się łączyło skrecze i rap z najróżniejszymi odmianami muzyki gitarowej i nie tylko, słuchał – zupełnie jak ja – rocka progresywnego. Breslau Hardcore jest przy tym kontynuacją Sprzedałem dupe, tyle że nieco bardziej różnorodną, z udziałem większej grupy gości (Brodka, Waluś, Sarsa, Ćpaj Stajl, mnie osobiście cieszy Imitation Zone, bo to ciekawy pokoleniowy alians). Świadomie szkaradne beaty punkowe ze zdjętym dołem pasma podobają mi się mniej niż te klubowe. Wśród tych ostatnich największe wrażenie robi na mnie jak Przez ciebie, z frazą przez ciebie zdechnę. To oczywiście autorska wersja powracającego motywu literackiego. Trochę jak u Przerwy-Tetmajera: Zginę przez ciebie – nim zginę, / krzyknę, że ginę przypadkiem. No nie, żartuję, nawet nie trochę jak tam, brakuje całej tej wartości dodanej. Jak zresztą w wielu momentach, kiedy ZO buduje obrazek językowo wiarygodny, ale na tym sprawę zamyka. Kończę już tą zwrotę, no bo dalej… dalej nie wiem.
Jest pewnie w tej demonstracyjnie okazywanej niepewności, w tym zagubieniu jakaś prawda. I znów jakaś przyjazność – nawet kiedy Osa rapuje, że chce komuś przyjebać, albo nawija o mrokach Wrocławia, nie biorę sobie tego do serca tak bardzo jak zwrotek innych krajowych rapowych hardcore’owców. I na swój sposób już polubiłem ten monotonny flow, a o manierze związanej z wymową już nawet nie wspominam, wystarczająco dużo pisałem. Co do straceńczej pozy – nie jestem wielkim fanem, jak dla mnie gra narkotykowymi skojarzeniami i zarazem jakimś rodzajem romantyzmu jest trudna do zaakceptowania. Ale to już kwestia indywidualna, na tej samej zasadzie nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem Ryszarda Riedla – a ślad tej estetyki jest i tutaj. Jakie czasy, taki Dżem. I tak, wiem, że bandana inaczej noszona, ale czy takie Summer Song na zlocie fanów tej grupy aby na pewno zostałoby wygwizdane?
Oczywiście, wszystko już było. I stąd pewnie ta wszechobecna bezradność (czasem służąca za koślawe usprawiedliwienie: Tak mnie wychowali / Tacy już są chłopcy), w jakiś sposób interesująca, bo być może oddająca sytuację w jakimś pokoleniowym skrócie. W służącym jako kolejna próba autoanalizy Do widzenia dostajemy (Czy ja jestem z tego pokolenia, którego wygłupy robią są bez znaczenia?) frazę Taco Hemingwaya skrzyżowaną z postawą kojarzącą się z Cool Kids Of Death. Trudno pewnie w tej sferze nie wpaść w koleiny rozjeżdżonych rymów. Ale kolejne generacje próbują sobie na różne sposoby radzić z tym samym problemem i nie widzę, niestety, powodów, by traktować Osę na jakichś preferencyjnych warunkach w stosunku do tamtych. Choć oczywiście trudno mają rebelianci w czasach, kiedy duża wytwórnia z miejsca podpisuje z nim kontrakt, duży festiwal koncernowego piwa mówi „zapraszamy”, a entuzjastyczne recenzje ukazują się od ręki w dwóch największych dziennikach w kraju. Transgresja to nie te rejony, przynajmniej nie dziś, na szczęście bohater daje sygnały, że ma świadomość bycia cosplayerem, że jest to, słowem, zabawa w wyważanie drzwi dawno już otwartych. Ale niezależnie od tego, czy mam do czynienia z ciekawym naturszczykiem, czy atrakcyjną kreacją sceniczną, słuchanie Zdechłego Osy nie ubogaca mnie jakoś szczególnie ani tym bardziej nie czyni szczęśliwym. I chyba właśnie w ten sposób, z maksymalną szczerością i bez próby spoglądania na niego oczami innych, warto na to patrzeć.
ZDECHŁY OSA Breslau Hardcore, Warner 2023