Starość vs. młodość

Gdyby młodość wiedziała, gdyby starość mogła – głosi XVI-wieczna mądrość Henriego Estienne’a. Ciągle aktualna, co ilustrują dwa opublikowane w Polsce wydawnictwa rapowe: Gimnastyka Artystyczna i Zdechły Osa. Afrojaxa z GA, choć młodszy ode mnie, uznaję tu dla wygody za starca – choćby z braku prawdziwych starców w polskim hip-hopie. Zresztą w XVI wieku pewnie by się już na taką definicję łapał – uwaga o chorych na tyfus z nowej płyty dobrze to spostrzeżenie ilustruje. Zdechły Osa mimo zmęczonego pseudonimu (i odrzuceniu przydomka Młody) wygląda mi na młodego i rześkiego. W dalszej części tej recenzji porównawczej ejdżyzmu będzie jeszcze więcej. Będzie też dużo niesprawiedliwych uogólnień i sporo brzydkich wyrazów, za które co wrażliwsze osoby z góry przepraszam.     

Podobieństwa? Obaj rapują, są raczej pozamainstreamowi, nagrali godzinne płyty z intrem na początku, używają brzydkich słów i mają wady wymowy. To już niemało, ale różnic jest więcej.  

Ze Zdechłym Osą znamy się słabo. Jest relatywnie nową twarzą na rynku i w gruncie rzeczy niewiele o sobie mówi. Afrojax jest z nami od lat – od Surowej Kary Za Grzechy i Afro Kolektywu – i znany jest z tego, że mówi o sobie momentami aż za dużo. Singlowy utwór Syzyf HGW można było w tej materii potraktować jako wyjątkowo zgrabne i obrazowe ostrzeżenie. 

Osa zasłynął tym, że zakrywa twarz, nawet poza nakazami pandemicznymi. Afro zasłynął tym, że pokazał dupę, nawet na okładce.

A propos dupy: swój album Osa opiera na tytułowej myśli o sprzedaży tejże. Ale to Afro rozwija temat w Sold Out. Nie chcę brzmieć protekcjonalnie, ale to rozmowa kogoś, komu się wydaje, że może sprzedał dupę, podpisując duży kontrakt i idąc w wielki świat. Ale na razie nie zobaczył jeszcze ułamka rozmiarów tej transakcji. Jest tylko jeden bóg, któremu warto dar składać / A jego imię jest na Z – i to nie Zbigniew, ale zdrada / I zasad upadek – mówi na to starszy kolega. Bo z nim ta rozmowa. 

Afro w zawoalowany sposób próbuje się nabijać z młodzieży – od intra, sugerującego, że kogoś takiego jak on to gimby nie znają (Afrojax – kto to kurwa jest?). Osa w niezawoalowany sposób gra na nosie starszym: Młodzi mnie słuchają, starzy nie kumają raczej / Coś tam niby widzą, ale potrzebują czasu / Nie mają go dużo, bo idziemy do piachu. Tu by sobie zresztą pogadali z Afro, który rapuje: zdrów ryję napisy na nagrobne lastryko. Tym bardziej że Osa gdzie indziej (Stray Dogs) rzuca: Jeszcze się nie wieszam, póki co to sam się trzymam. Więc tutaj znalazłby się jakiś wspólny temat. Ale zamknąłby go pewnie znowu Afro utworem Czemu nikt nie chce strzelić mi w głowę?  

Swoją drogą, a propos tego niekumania: ostrzegam, że mimo jako takiej orientacji w języku, nie wszystko na płycie Osy rozumiem. Nie wiem na przykład, co ma na myśli, rapując, że strzela z diplodoka. Dla mnie – i podejrzewam, że dla Afrojaxa również – Diplodok to smok, z którym można wyruszyć w podróż. A połówka Gimnastyki Artystycznej proponuje tu strzelanie z czego innego: Krzyś niepokojem zdjęty nawet już altówkę męczył i z basu strzelał

Osa wali mocno, ale trochę na oślep, uderza rymem jak cepem, a kurwami rzuca jak przystało na statystyczną młodzież. Afrojax na tej płycie – wbrew temu wrażeniu z Syzyfa HGW – wydaje się dość zdystansowany do bluzgów, a nawet skatologicznych skojarzeń. Uderza romantyczną frazą godną Mickiewicza: My mięczaki, pedały w rurkach, podludzie. I gdyby nie powracające metafory w rodzaju pedofilskiego gwałtu w rodzinie czy męskiej masturbacji (także w wersji bez zewnętrznych organów płciowych) nadawałby się może, wzorem Łony, jako kandydat do nagrody Ambasadora Polszczyzny.  

I a propos dupy raz jeszcze (oraz tego co powyżej): w konkurencji skatologicznych skojarzeń Osa wprawdzie stawia parę kroków, ale pozostaje, by użyć jego porównania, niewinny jak nieobsrana łąka. Nie ma tu konkurencji, nawet kiedy Afrojax tylko kulturalnie tę tematykę sygnalizuje: W anusie byliśmy – widzieliśmy ekskrement / Życie czerpiemy głównie z piosenek.

Osa – jak przystało na pokolenie – brzmi jak człowiek wychowany w poczuciu własnej wartości, sporo się chwali, korzystając z konwencji bragga, w przeciwieństwie do Afro, który nie chwali się prawie w ogóle. No, może poza Syzyfem HGW. Bo młody potrafi już dużo. Pozostaje jednak ważkie pytanie: czy umie zwalić psa koniowi

Osa – jak to młodzież – widzi dookoła problemy z substancjami chemicznymi, które niszczą ludziom życie (ziomal walnął złotego strzała, a inny ziomek mi najebał nafukany). Afro – jak to starszak – widzi, że bez substancji chemicznych trudno dalej to życie prowadzić: Bez proszeczków dawno by mnie już nie było – rapuje w Pysznych proszeczkach, trochę w stylu Łony. Swoją drogą Wrocławski West Coast sugerowałby, że wzorem rapowego flow dla Osy byłby raczej… Joka?  

A propos miasta. Wydawało mi się, że przewagą Osy musi być ta nęcąca panorama Wrocławia. Już teledyski podpowiadają zresztą, że – jak to młodszy artysta – więcej czasu spędza na świeżym powietrzu. Ale u ukiszonego w pomieszczeniach zamkniętych Afro w Koszmarze o Warszawie jest więcej miejskiego mięsa i geografii. W jednym kawałku. 

Osa stawia na nowoczesną poligamię (Dobrze wybrałem, romanse, a nie związki / Z szacunkiem do kobiet, ładnych w oczach, bez zazdrości). Afro raczej chyba monogamię, choć na przewrotny sposób – w gorzkim rysie historycznym W pustym mieszkaniu mamy uziemiającą kotwicę w postaci żony i dzieci. Ale w tej opowieści Afro nie ma przynajmniej zawoalowanego maczyzmu. 

Zdechły Osa odkrywa punk (także w beatach), sam rapuje o tym jako o new age punku, bo to wszystko chyba z właściwą dla generacji ironią. Dla mnie bliżej mu jednak do Lady Pank – nie tylko biorąc pod uwagę teksty, które (z całym dla nich szacunkiem, bo tego człowieka szanuję) mógłby napisać momentami dobrze zbriefowany Andrzej Mogielnicki, np. hasłowe ADHDLGBTHWDP. Ale też biorąc pod uwagę ten długi strumień singli poprzedzających album, właśnie jak u Lady Pank. Niby Osa, cytując Dezertera (Spytaj policjanta) tworzy figurę punkowca bardziej prawilnego, ale to Afrojax odkrył, co się dzieje z takimi punkowcami dalej. Zapierdalają – co nawet adekwatne – w koszulkach Exploited do Mordoru (Weekendowi nihiliści, jeden z moich ulubionych kawałków).

Tym strumieniem singli Osa miażdży konkurenta. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę głośne Zakochałem się w twojej matce. Tu jest na pewno opowieść, może nawet szczere wyznanie i coś na kształt pokoleniowego hymnu. I wysokim wynikom w streamingu się nie dziwię. Matki to duża grupa społeczna i na ich miejscu też bym sprawdzał, czy to nie o mnie. 

No dobra, byłem lekko stronniczy – przydatność dla młodzieży Gimnastyki oceniam jako umiarkowaną. 

Przedziwna jest ta antysystemowość u Osy, z jego ambiwalentnym stosunkiem do policji. Mocny pod tym względem fragment płyty Lubiłbym syreny, gdybym nie widział ich z okien / Lubiłbym syreny, gdyby nie wyły pod blokiem gasi zaraz kolejne spostrzeżenie: Lubiłbym syreny, gdyby miały waginy. W sumie zaintrygował mnie temat, czy syreny wagin na pewno nie mają, ale w pierwszej kolejności zapytałbym o to Afrojaxa. Nie dlatego, że prywatnie wygrał odcinek Jednego z dziesięciu, ale ze względu na Deus est vagina. Jego bóg to wagina – i tu mieliby panowie coś do obgadania. A co do gestów prawdziwej brawury i odwagi, jest na tych dwóch płytach jeden: krzyczeć na widok warszawskich kiboli „Polonia”. No, może dwa, bo jeszcze Cieszę się, gdy przegrywa Legia

I jeszcze a propos beatów. Te na płycie Zdechłego Osy są tak różne jak cała płyta, dokumentująca dotychczasowy rozwój dość zmiennej jednak konwencji autora. Lepsze (najlepsze podpisał JUTRØ) i gorsze. I mają różnych autorów – z dominantą w postaci tanecznych, dość surowych, mocnych, idących do przodu i podrywających do góry, włącznie z akcentami breakbeatowymi i wycieczkami w stronę jungle. Tu różnica jest zasadnicza. Mile plumkające i funkujące beaty Ignacego Matuszewskiego (vel Dicky Bushman), czyli połowy duetu Gimnastyka Artystyczna, przeciwnie – raczej już powściągają rapera, niosą eleganckie bardzo odniesienia do przeszłości, dodają spójności, balansowaniem na granicy finezji i ciepłego kiczu momentami nawet osładzają odbiór, zmiękczają wymowę i tłumią ten cały krzyk rozpaczy jakby wam, nie przymierzając, ktoś podał proszeczek

W sumie zajmujące dla mnie było to międzypokoleniowe słuchanie dwóch nietypowych raperów. Ale czy można z niego wyprowadzać jakieś głębsze konkluzje? Nie moszna można. 

Nie chcę oceniać szczerości przekazu, bo co ja tam wiem (chociaż słyszałem ostatnio bardzo udaną wypowiedź artystyczną z kręgu rozdzierająco szczerych i było to Anarcho Porno Gran Turismo Afrojaxa). Chociaż podejrzewam, że Osa jest na razie fajną personą, a Afro może i z rozpoznania mniej fajnym, ale człowiekiem z krwi i innych płynów ustrojowych.

Podstawowa różnica leży też – mam wrażenie – w odwadze artystycznej i determinacji. Jak głosi powtarzana naokoło legenda (jej źródłem jest info z Newonce), koncern Warner wyciągał Osę z tego jego undergroundu do nagrania czegokolwiek, kusząc deklarowaną otwartością: możesz uderzać penisem o parapet, a my i tak to wydamy. Mam wrażenie, że tej dwójki to Afrojax prędzej zrealizowałby tę zapowiedź, ale jest tak głębokim undergroundem, że nawet gdyby miarowo raz za razem uderzał penisem o parapet, koncern by go nie wydał. To jest ta różnica. Pod tym względem starość i może, i wie. A więc dwa do zera. I dziesięć punktów na dziesięć – ale za to do sprawiedliwego podziału. 

PS W geście pojednawczym dorzucę jeszcze jeden punkt wspólny: obie te płyty są głębsze i bardziej udane od najnowszego Kultu. 

GIMNASTYKA ARTYSTYCZNA Gimnastyka Artystyczna, Wytwórnia Krajowa 2021, 7/10
ZDECHŁY OSA Sprzedałem dupe, Warner 2021, 3/10