Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej

Diabła Andrzeja Żuławskiego – jak dla mnie jeden z najlepszych polskich filmów w ogóle – odczytałem jako alegorię tego, jak w tragedii rodzi się narodowe szaleństwo. Choć interpretowano go także jako przenośnię Marca ’68. I zakazano w Polsce, odkładając na półkę na czas dość rekordowy – oficjalnej premiery doczekał się kilkanaście lat po nakręceniu (powstał w roku 1972). Ale niezależnie od tego, jak kto podchodzi do filmu – dla niektórych będzie po prostu krwawym horrorem – muzyka, zapieczętowana przez cenzurę na długie lata razem z filmem, jest dokładnie tym powodem, który doprowadził do renesansu zainteresowania Andrzejem Korzyńskim w ostatniej dekadzie jego życia. W całym procesie odświeżania przez fonografię zagubionego dorobku Korzyńskiego (który opisywałem 11 lat temu w POLITYCE) Diabeł jest dokładnie momentem zero. Wtedy to do Andrzeja Korzyńskiego, autora muzyki do filmu Andrzeja Żuławskiego wyprodukowanego przez nowo utworzone studio „X” kierowane przez Andrzeja Wajdę, zgłosił się czwarty Andrzej: Andy Votel z Finders Keepers. I zapytał o muzykę z Diabła.    

Andy Votel, którego z Korzyńskim skontaktował kilkanaście lat temu filmoznawca Daniel Bird, pytał z miejsca o Diabła. Resztę, owszem, znał i cenił, chciał też podpisać kontrakt z kompozytorem i wydawać serię nagrań (które w czasach PRL nie wychodziły na płytach, ale o tym już nieraz wspominałem), żeby – jak pisał we wkładce do muzyki z Opętaniaprzywrócić Korzyńskiemu zasłużony status reprezentanta czołówki kompozytorów filmowych ze wschodniej Europy, obok Krzysztofa Komedy, Jana Hammera czy Zdenka Liski. Ale Diabeł interesował go przede wszystkim – jako soundtrack kultowy i zagubiony. Wyszedł wprawdzie w Kanadzie i Meksyku na nielegalnych kasetach, które zawierały materiał zgrywany z kopii filmowej (i podpisany jako „Andrzej Kerzynski”), ale Votel chciał to zrobić porządnie. Bird podpowiadał, że oryginał gdzieś tam jest, najpewniej w budynkach na Chełmskiej, gdzie mieściła się niegdyś siedziba Zespołu Filmowego „X”. 

Muzyka z Diabła miała w założeniu opowiadać szaleństwo filmu i ten warunek spełniła. Psychodeliczna, mroczna, inspirowana rockiem, ale w sposób bardziej niedosłowny niż inne ówczesne soundtracki, no i wypełniona też wychodzącymi poza tę tradycję partiami perkusji, smyczków i sekcji dętej, nie bardzo się zestarzała, choć w wywiadzie, który z nim robiłem, Korzyński narzekał swego czasu na jej realizację techniczną. Opowiadał też, że choć słychać w niej analogie ze Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia, nie powstawała we współpracy z tą instytucją. – Być może Votel nie zdawał sobie sprawy, że muzyka do Diabła zrobiona była w tak prymitywny sposób, na zasadzie zwolnień taśmy i puszczania od tyłu. Ale efekt był rzeczywiście duży – ludzie kulili się w kinie, gdy leciała z ekranu. Były w tym trąby jerychońskie, brzmienia piekielne, infradźwięki. Na czym to polegało? Myśmy nie zwalniali nagranego normalnie utworu, tylko ten utwór był grany nieco szybciej i trochę wyżej, w związku z czym kiedy został zwolniony, nie było wrażenia zdeformowanego dźwięku, za to uzyskiwał te monstrualne niskie tony, jakich normalnie w muzyce się nie tworzy. Sam do tego doszedłem, a zawsze mnie ciągnęło do eksperymentowania.

Korzyński jako wykształcony kompozytor znał oczywiście metody pracy twórców awangardowych w SEPR. – Oni też stosowali wtedy w gruncie rzeczy bardzo prostą metodę. Zwalniali, przyspieszali i puszczali od tyłu taśmę. Ja robiłem to samo, ale na studyjnym magnetofonie. Jak wiadomo, były trzy prędkości: 9, 19 i 38 cm/s. 

Diabeł nagrywany był z udziałem m.in. zmarłego niedawno, wybitnego gitarzysty Winicjusza Chrósta. Gra tu krótkie, często blues-rockowe ornamenty, ale momentami brzmi niczym gitarzyści krautrockowi. Część motywów – jak choćby Rope Him To The Horse – mogłaby z powodzeniem trafić na sesje grupy Can. To jeden z najbliższych punktów odniesienia dla brzmienia Diabła. Choć słychać tu też zapowiedzi późniejszych filmowych pomysłów Korzyńskiego – głębokich brzmień basowych wykorzystywanych u Wajdy i we W pustyni i w puszy, fascynacje Morricone (drumla w Through the Door), a nawet strzępki charakterystycznych dla Korzyńskiego lirycznych melodii. W tym eksperymentalnym tyglu formują się elementy języka, którego kompozytor będzie używał przez wiele lat i który znamy choćby ze wznowień GAD Records – firmy, która podjęła w Polsce publikację archiwum Korzyńskiego, wykonując tytaniczną pracę i docierając także do taśm z Diabłem. Tyle że te, mocą dziejowej sprawiedliwości, miały trafić do Votela. Tak zamknął się proces poszukiwań bodaj najbardziej kultowego i zmitologizowanego soundtracku do polskiego filmu, jaki kiedykolwiek powstał. Nie doczekał tego wydawnictwa, niestety, sam bohater. Ale słuchany po tych wszystkich latach – także w formie dodatków opublikowanych przez Finders Keepers osobno jako The Devil TapesDiabeł spełnia oczekiwania.        

ANDRZEJ KORZYŃSKI Diabeł, Finders Keepers 2023