Polska ma zły hajp
„Mówią o tobie mnóstwo bzdur, Polsko! Nie należy w nie wierzyć! Don’t believe the hype” – cytuje słowa Chucka D z Open’era magazyn „The Clash” w poprzednim wydaniu. Zawsze, gdy czytam takie pochlebne relacje, trochę się podbudowuję. Ostudziła mnie za to zamieszczona tuż obok relacja z brytyjskiego koncertu Josha T. Pearsona, w której spostrzegłem fragment: „Heartbreaking troubadour intersperses his beautiful set of sombre lyrics with hilarious blowjob jokes”. Czyli jednak na Offie zrobił nie coś wyjątkowego, tylko to, co zawsze… Ale znacznie gorsze wieści przynosi inna gazeta muzyczna, która w tym miesiącu poruszyła bliski nam temat…
W najnowszym wydaniu „Spina” mamy długie opowieści Grizzly Bear o gotowaniu (bardzo smakowite – uwierzylibyście, że kuchnia to ich hobby?), które przebija tylko opowieść Eda Drosta o jego licznych podróżach. Zwiedzając świat pomiędzy koncertami i sesjami nagraniowymi wokalista i gitarzysta grupy zawędrował do Chin, gdzie odbywał wysokogórskie eskapady po podwieszanych mostach rodem z filmu „Indiana Jones”. „Ale robiłem też o wiele bardziej stresujące rzeczy” – dodaje zaraz. I co, jak myślicie, co może być bardziej ekstremalne od wspinaczki w komunistycznych Chinach? Oczywiście, przejażdżka nocnym pociągiem w Polsce, którą odbył ładnych parę lat temu. „Weszli do przedziału konduktorzy, którzy zachowywali się jak patrol graniczny. Pokazaliśmy im paszporty, czując że podpowiadamy w ten sposób coś w stylu: hej, jesteśmy Amerykanami, okradnijcie nas!”.
„Siedzieliśmy tak dalej, trzymając kurczowo swoje bagaże. I nagle, jak na komendę, odpływamy. Zagazowali nas! I oczywiście zabrali pieniądze. Wsunęli pod drzwiami rurkę, my straciliśmy przytomność, a oni ukradli nasze rzeczy” – opowiada dalej muzyk Grizzly Bear, który żegnał się z Polską tak nerwowo, że uciekając do Berlina zostawił w wagonie but.
Tak naprawdę, to zmierzałem do tekstu bez polskich wątków, czyli opublikowanego nieco dalej wielkiego portretu Chan Marshall, bardziej znanej jako Cat Power. „Spin” opisuje kobietę, która zmieniła image, by zamiast na 40 wyglądać na 24 lata, niepewną siebie osobę, która sprawdza zdjęcia byłego narzeczonego na Instagramie i niezależnie od tego, czy rozmawia z kelnerem czy dziennikarzem, dopytuje „Czy gniewasz się o coś?”. Wszystko wskazuje na to, że niepewna jest też w działaniach artystycznych – nowy album „Sun” nagrała pod okiem Philippe’a Zdara, członka Cassiusa i jednego z filarów francuskiej sceny tanecznej ery French Touch. Mimo wielu dni spędzonych z tą płytą – a słucham jej prawie tak nałogowo jak niegdyś „The Greatest” – do tej pory nie wiem, po co jej to było.
Nie wiem, po co musiała zatrudniać Zdara, którego robota zresztą na początku bardzo mnie od tej płyty odrzuciła (automat perkusyjny, choćby użyty w miarę dyskretny, to coś, co mi nie pasowało do głosu i sposobu pisania Cat Power – a brałem to za pomysł Zdara), bo miała w rękach pakiet świetnych piosenek, które nie wymagają nowoczesnej oprawy. Ale z czasem piosenki się przebiły, a cała ta warstwa elektroniczna w dość prostym zastosowaniu przestała mnie drażnić. Teraz czytam w „Spinie”, że produkcja to jednak pomysł samej Chan Marshall, która nagrywała sama ścieżki na ProToolsach – a Zdar był potrzebny tylko do wykonania końcowego miksu, zresztą był nie do zastąpienia, bo pracował za darmo. Ale w zasadzie już mnie te okoliczności nie obchodzą. Polubiłem najpierw fragmenty o bardziej naturalnym brzmieniu – „Human Being” i „Ruin”, potem kolejne, włącznie z tymi najbardziej syntetycznymi. Przekonujące okazało się długie „Nothing But Time” z dobrze obsadzonym w roli nośnika mądrości życiowej (!) i doświadczenia Iggym Popem, też jednak zaproszonym do współpracy dopiero wtedy, gdy okazało się, że David Bowie nie jest do wzięcia. Niepewność, którą ta płyta w sobie niesie, okazuje się po jakimś czasie zaletą, definiuje ją, sprawia, że całość jest o czymś, a emocjonalnie ta opowieść klei się świetnie. No i na koniec płyta – zamiast słabej – okazuje się tajemnicza i wciągająca.
Odrobina niepewności w odbiorze nie zaszkodzi. Że tak wrócę do słów Chucka D: nie wierzcie w zły hajp.
CAT POWER „Sun”
Matador 2012
8/10
Trzeba posłuchać: „Cherokee”, „Ruins”, Nothing But Time”. Poniższy „Manhattan” też nie najgorszy, a pokazuje te syntetyczne wtręty.
Polski.
Komentarze
don’t believe in hype http://mikmusikarchive.bandcamp.com/album/rss-b0ys-w-d0nt-blv-n-hyp 😉
Ta opowieść Drosta wygląda na jakiś niezły bullshit wyjęty ze zgubionego buta.
@Ano –> To fakt, wygląda tak, jakby przeczytał reportaż o zagazowywaniu pasażerów w polskich pociągach i go streszczał. Ale zarazem wygląda na to, że to opowiedział dziennikarzowi, a „Spin” opublikował.
Przed przeczytaniem tego wpisu tak strasznie się cieszyłem na nową płytę Grizzly Bear. Nadal się cieszę, ale jakby trochę mniej. Dla mnie opowieść o pociągu jest mało prawdopodobna. I szkoda, że muzycy opowiadają takie brednie, nie zważając na to, że Polska to w chwili obecnej jeden z czołowych krajów na trasach wielu zespołów alternatywnych i nie tylko.
Gdyby ktoś mimo tej smutnej (przy każdym rozstrzygnięciu) kontrowersji chciał jednak posłuchać, to „Shields” grają już tutaj:
http://www.npr.org/2012/09/09/160672368/first-listen-grizzly-bear-shields
Ale zdjęcia chłopaków z GB grillujących u siebie w miejskim miniogródku – bezcenne! Dzięki za link, Mariusz.
Nie wiem czy obywatel z tej grupu opisał coś z autopsji, ale wiem, ze takie zdarzenia często się zdarzały. Przez ponad 10 lat dużo podróżowałem pociagami i na własnej skórze przeżyłem małe co nieco. Co do bezpieczeństwa tras koncertowych niezależnych wykonawców w Polsce, to też nie było z tym dobrze. Połowa lat 90.: KK NULL – okradziony w czasie podróży ze sprzętu gdzieś pod hotelem. 1997: COLUMN ONE, Lublin, ogołocony w nocy ich samochód z całego pakietu płyt „VIS-SPEI”. 1998: NOISE MAKER’S FIFES, jeden z członków pobity po koncercie w Warszawie. 2007 lub 2008: DEUTSCH NEPAL, Wrocław, lider grupy zatrzymany przez Policję, osadzony na izbie wytrzeźwień i tamże okradziony.
sorki, ale nakręcam się przy pakowaniu przed jutrzejszą podróżą do Salonik via Belgrad, zbiorem remiksów Siouxie, kupionym w antykwariacie na Saint-Michel w Paris wraz z głównym CD „The Best”. dwupłytowe wydanie w idealnym stanie z 3 EUR + fajny rabat na całość przy zakupie ok. 30 płyt!
http://www.youtube.com/watch?v=IxoWUPQxhnM
http://www.youtube.com/watch?v=uDkWhl6Ex0c
jeżdżąc w tym sezonie trochę po Europie, Poland rzeczywiście wygląda, jakby coś było w nim nie tak. w innych, nawet bardziej wschodnich, czy południowo-wschodnich miastach, widać gołym okiem inwestowane przez lata publiczne pieniądze (mówię o krajach postkomunistycznych), większe zadowolenie z życia i luz. Wawa jakby gdzieś to straciła. i kasę, i optymizm mieszkańców. za granicą czuć, że ludzie raczej kompletnie akceptują swoje miejsce na ścieżce życia i chyba z tego powodu – mniej stresów, większe zainteresowanie działaniami art. w wolnym czasie. w Polandzie złowieszcze rozmowy w sklepach o strachu przed utratą pracy i zwykle każdy chciałby być kimś innym, posiadać więcej, zajmować szybko wyższy szczebel kariery, wylansować się, by być znanym… brak akceptacji siebie prowadzi do chorób psychicznych. 😉 ponoć psychiatrzy mają hossę w kraju (zwłaszcza depresje). życzę jesiennego optymizmu i wielu niezapomnianych wrażeń muzycznych, artystycznych.
refleksje a.d. 2012.
A moze nie warto tego wszystkiego wiedziec i posluchac Cat Power bez stresu 😀 Pamietam ze poprzednia mi sie podobala ale byla troche dziwna. Milo sie slucha tej nowej bo taka melodyjna. Grizzly odsluchalem wczoraj i wydaje sie ze sie wspieli. Poprzedniego posluchalem pozniej niz wszyscy, bo pomyslalem ze jak sie wszyscy tak jaraja to ja nie chce. Moze za duzo myslalem, chi, chi, bo potem, przyznac trzeba, bylo warto. Mysle ze nowy Grizzly trafi jak strzala kupidyna wszystkich fanow progressive rock. Mnie oczywiscie trafia rowniez, ale stawia mi za wysokie wymagania. Poczekam zatem na recenzje by docenic smaczki 😀 We wczorajszy poranek posluchalem rowniez TOY – TOY i ta strzala przebila moje serce (choc oczywiscie, gdzie im do Grizzly) W dosc podlej quality dostepna jest juz Tame Impala.
A na mieszkanie w Polandii po prostu mnie nie stac.
tak to juz niestety jest, albo marsze, albo hajp 😉
vlad: nie ma co żałować. w czeskiej Pradze są po 80 tysi kawalerki w nówce z dojazdem 10 min. (dziennym, nocnym tramwajem) do „starego centrum”. a jaki klimat: 18 letnie Amerykanki siedzą tam na stałe, traktując miasto jako budżetowy Paryż przed 30-tką. romantico… 😉 ultramili ludzie, tanie piwo, i naście godzin do morza, jak Donek znowu rozwinie dywan autostrad po EURO 2012. Czeszki po prostu piękne, ale trzeba mieć głowę na rozgałęziaczu 360 stopni 😉 tylko karaluchy w chmarach chodzą miejscami po ulicy. naprawdę. ja się rozglądam tam za mieszkaniem. na Paris jeszcze do końca mnie nie stać 😉
szukając niedaleko, ale jakbyś chciał wybudować dom na działce w Czarnogórze, obok przyszłych gwiazd Hollywood, daj znać, ziemia tam jeszcze relatywnie jest tania.
zupełnie nie wiem jak ja jutro wyjadę, poszedł łiskacz 0,7.
Witam,
pozdrowienia ze Sztokholmu, koncert Jacka White dzisiaj wieczorem….po prostu lubię go.
W sprawach krajowych nie mam za
wiele do powiedzenia-zbyt długo jestem poza.Ale dygresje p.Sosnowskiego podzielam.
Poprzednia Cat Power duzo więcej uroku miała
@Sosnowski
Twój wpis kwalifikuje się niestety do http://www.facebook.com/zagranico
te drastyczne przykłady – pobicia kogos lub okradzenia zespolu Column One czy Zeni Geva, pod klubem Riviera Remont to w wiekszosci przykłady sprzed kilkunastu lat . Ja naprawde pamietam tamte czasy i pamietam tamtą Warszawę to było cos zupełnie innego ….Smieszy mnie jak wykonawcy tu przyjezdzaja i czesto boja sie wyjsc na miasto, a pozniej w nocy trudno ich sciagnac do domu /hotelu bo tak im sie podoba w centrum lub na starówkach polskich miast. Pomijam juz fakt , ze w takiej stylistyce free jazz to zagranie w Polsce z polskimi muzykami typu Trzaska czy Zimpel jest dla wielu z tych ludzi z Zachodu ZASZCZYTEM a wystepy na festiwalach to po prostu doskonały biznes.
Panie sosnowski i vlad nie rozumiem po co na forum poswieconym kulturze i muzyce piszecie ze Was nie stac na mieszkanie w jak to sie wyrazacie „Polandii” ? Nie wiem po co tez mieszac w dyskusje , cos o „marszach” i „Donku „?
Winny jestem przeprosiny. W pisaniu uzywam mowy potocznej i obawiam sie niedostatecznie podkreslilem uzycie ‚mieszkanie’ jako czasownika. Naturalnie dla Sosnowskiego z racji wykonywanego zawodu, chi, chi, jest to rzeczownik. Szczesliwej podrozy. Przepraszam. To ten birbant Sosnowski 😀 sprzedaje rzeczowniki. Vlad to czasownik.
@Grzegorz T –> Wyjatkowo, a chyba rowniez moge mowic w imieniu S, te wpisy nie byly off top. To Pan CH zaczal napie.dalac na Polske 😀 My sie tylko zgodzilismy. ‚Polandia’ czy tez ‚Poland’ to taka mistyczna kraina jak Szuflandia z KingSize. Poza tym nie lepszego hajpa niz stare trolle na blogu.
Kings Regards
Mam nadzieje, ze Pan Ch wybaczy mi to balwochwalstwo. Taki malutki off top na koniec – A Thing Called Divine Fits.
Wybaczy. 🙂 Ale zacząłem nie ja (żeby być precyzyjnym), tylko Grizzly Bear. Wróćmy do tematu przy okazji ich nowej płyty.
kto nie mial przygod w pekapie niech pierwszy rzuci (w GB) kamien. ja do dzis pamietam podroz noca z warszawy na poludnie. snieg wpadajacy niedomykajacym sie oknem w jedynym przedziale z wolnym miejscem, a pozniej postoj w radomiu i chlopakow ktorzy wsiedli i spacerowali z zyletkami w rekach. do dzis nie moge wyjsc z podziwu, jaka klasa, ciemne przedzialy, srodek nocy, a oni i tak chcieli sie golic.
i tylko, cholera, kieszen mi sie wtedy od zewnatrz poprula i portfel zgubilem.
ja ostatnie slowa wpisu troche bym odwrocil i odniosl do omawianej plyty (CP nie GB): nie wierzcie w hype.
sosnowski,daleko dojechales?
Te słowa na końcu właśnie do CP się odnoszą. 🙂
Rzeczywiście Cat Power da się zjeść w tej formie. Coś tam słyszałem z tej nowej, więc jestem ciekaw całości i piękne jest to, że można mieć tyle płyt Marshallówny na winylach całkiem niedrogo. Miód malina.
Joł
tak, dojechałem dosyć daleko 🙂 uwaga: drogi w greckiej Macedonii kapitalne ;P autobus rejsowy normalnego przewoźnika Saloniki-Larissa wygląda jak ten relacji Wawa-Barcelona. pachnie CAŁY cynamonem (jakiś dezo?), ma numerowane miejscówki jak w pierwszej klasie TLK 😉 i puszczają po cichutku koncert skrzypcowy (poważna muzyka). Saloniki to południowe miasto-bajzel, ale Morze Egejskie wpływa niemal pod stoliki kafejek przy pierwszej ulicy. chcecie foty? ;P aha, kontroler w autobusie miejskim robi tak z gapowiczami (nie ja, para Greków): albo kupujecie bilet u kierowcy albo wysiadacie. wysiedli. drzwi się zamknęły. odszedł, bez żadnego wypisywania mandatu.
ja nie muszę już wykonywać żadnego zawodu dla „grubego szefa”. szukam dla siebie ciekawych nieruchomości na południowym wschodzie czy Bałkanach. ze dwóch. tylko. dodatkowo polecam złote monety mennicy warszawskiej. tak mi się porobiło 😉
Ozzy, jak ktoś w Polsce, kto wyjeżdża tylko do Hurghady na wakacje po zdjęcia pod palmami na fejsa, zbierając na to dwa lata zaskórniaki z korpo może zrozumieć emigrantów żyjących wiele lat za granicą? z koleżanki, która wróciła z Londynu, śmieli się, że wychodząc pierwszymi drzwiami autobusu mówi kierowcy: dziękuję. szacunek dla wiedzy muzycznej i powodzenia w normalności. w PL nie trzeba lsd. psychodelia mentalna za każdym rogiem.
amen.
a na przekór, uwielbiam płytę Pakto, szczególnie ten numer:
http://www.youtube.com/watch?v=MsaCAHUp7X8
zaśpiewam go w marcu w Tangerze, Casablance i Rabacie, jeśli nie wybuchnie wojna w Syrii.
takiej muzyki, już się nie gra, pewien zapomniany Francuzik:
http://www.youtube.com/watch?v=Jdl6INbSArY