Ukazały się też: Polska razy 5

Ja rozumiem, żeby do kotleta, ale do półtuszy? Kora wzięła udział w Festiwalu Wieprzowiny. W tym czasie jej młodsi koledzy po fachu nie próżnowali i brali udział w takim na przykład Zrób Głośniej!, czyli konkursie młodych kapel, które chciałyby wystąpić na Off Festivalu. Ciśnienie na granie na tej imprezie ma – jak się okazało – wielu bardzo różnych wykonawców. Sześciu dostało się poprzez plebiscyt internautów, dwie – dzięki dzikim kartom przyznanym przez jury, którego jedną szóstą miałem przyjemność być w tym roku. Jakość propozycji była wysoka i z trudem wybraliśmy to, co wybraliśmy.

To był konkurs na 10-minutowy występ, więc starałem się odłożyć przy głosowaniu na bok wszystkie uprzedzenia, ale i osobistych faworytów (przy zbieraniu typów na dzikie karty głosowałem zarówno na Jazzpospolitą, jak i Enchanted Hunters), i skupić się na tym, co usłyszę w dwóch piosenkach granych przez każdy zespół. Bałem się trochę, że doświadczeni muzycy Jazzpospolitej grający na samym początku utrudnią odbiór konkurencji, ale różnice nie były aż tak kolosalne. W paru przypadkach usłyszałem świetnie graną muzykę, której wizja stylistyczna średnio mi się podobała i moim zdaniem słabo pasowała do Offa. Ale złej kapeli tego wieczoru nie było – a przed rokiem by się znalazła. Po zakończeniu występów muzyk The Spouds – obecny gościnnie w klubie Chwila – zagadnął mnie, czy dostałem ich tegoroczną płytę „Paxil”. Odpowiedziałem, że dostałem i słuchałem (zgodnie z prawdą). Zapytał, czy coś napiszę, więc postanowiłem odnotować chociaż tę rozmowę i opublikować link do ich strony na Bandcampie. Nie to, żebym miał złe wrażenia – przeciwnie, pozytywne (stylistycznie w poniższym wpisie najlepiej by było to ulokować gdzieś w okolicach Plum z dosłownie oczko niższą oceną punktową, faworyt – „Human Diseases”). Żałuję, że nie załapali się na finał ZG! Ale prawdziwa przykrość w zajmowaniu się dość szeroką sferą muzyki rozrywkowej polega na tym, że zostaje mało czasu, by skupić się na detalach i opisać wszystkich jak leci na takiej powierzchni, na jaką zasługują. Więc dziś znowu tylko kilka z bardzo bogatej oferty. I to w większości poważne zaległości.

ENCHANTED HUNTERS „Peoria”
Opensources/Antena Krzyku 2012
7/10
Trzeba posłuchać:
„Fountains”, „Frost”, „Twin”.

Klasyczny przypadek sytuacji, gdy grupa, która ma precyzyjną wizję muzyczną, potrafi ją w pełni zrealizować w studiu, a na żywo jeszcze jej to nie wychodzi. Nie ma tej precyzji, dyscypliny, ani tego tempa, co na płycie – a wbrew pozorom każdy z tych parametrów jest bardzo ważny. „Peoria” to ciąg krótkich kompozycji strzelających raz za razem kolejnymi wyrafinowanymi akustycznymi impresjami zszytymi z brzmień gitary, skrzypiec i fletu, a przede wszystkim z (niepewnych w klubie Chwila, a na płycie świetnych – ale może dziesięciominutowa formuła nie pozwoliła trójmiejskiemu triu się rozgrzać?) harmonii wokalnych. Może w ogóle nie jest to w tej formule muzyka na duży festiwal – zagubiłaby się przecież na Offie podobnie jak choćby Księżniczki Maćka Cieślaka. Niemniej na płycie tę podróż w stronę neofolku, przesiąkniętą bardziej brytyjskim niż amerykańskim duchem, trzeba w tym roku zaliczyć, jeśli ktoś poważnie interesuje się polską offową muzyką.

WE CALL IT A SOUND „Homes & Houses”
Ampersand 2012
6/10
Trzeba posłuchać:
„Sun Antonio”, „Akwamaryna”.

Właściwie mógłbym powtórzyć pochwały i zastrzeżenia, które w stosunku do WCIAS miałem przy okazji płyty „Animated”. W wypadku grupy o ustalonej renomie byłaby to pochwała – bo nie ustępują pola młodszym. W wypadku atakujących debiutantów to jednak rzecz dość niebezpieczna. Choć kompozycje zdają się bardziej pogmatwane rytmicznie i nieco bardziej dynamiczne niż na debiucie, z elektronicznego instrumentarium zespół korzysta dużo swobodniej, a brzmienie na nowej płycie jest dużo bardziej klarowne, to jednak jakiś aspekt tych utworów ciągle mi jeszcze przeszkadza. Najpewniej nadmierne epatowanie szczegółami, jak gdyby celowe zaciemnianie widoku, nieprzystępność. Mam wrażenie, że większość cech klasyfikuje zespół do sfery muzyki rozrywkowej, więc poza podziwem dla umiejętności chciałbym mieć odrobinę prostej frajdy. Zresztą sami posłuchajcie, zespół udostępnia całość:

JA MMM CHYBA ŚCIEBIE „The Best of vol. 1”
New Abra 2012
2/10
Trzeba posłuchać:
Chyba że dla żartu (tylko którego?).

Po sześciu sekundach przypominających gitary Steve’a Hillage’a i kilku minutach czegoś, z czego nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać, postanowiłem dosłuchać do końca, bo w międzyczasie (trzeba było czymś wypełnić czas oczekiwania, aż się rozkręci) doczytałem, że to w znacznej mierze dzieło jednego z najpopularniejszych polskich kabaretów – Łowcy B. A powiązanie kabaretu z muzyką w Polsce jest dla mnie niemal gwarancją idiotycznych tekstów, które mimo wszystko nie będą mnie w stanie rozproszyć przy kontemplacji zerowej wizji muzycznej (gdy zdałem sobie z tego sprawę, jak na złość nie miałem już czego czytać). Jeśli autorzy robią to tylko dla żartu, to na pewno pod koniec okaże się, że podchodzą do rzeczy makabrycznie poważnie. A jeśli już jest poważnie, pojawia się szansa, że naprawdę będzie się z czego śmiać. Po czym nachodzi człowieka refleksja, że to jednak nie był dowcip. Bo co prawda kabareciarz mógłby nam zarzucić, że nie rozumiemy jego wizji, bo jego żarty są zbyt absurdalne. Zatem tej płyty nie skomentuję, bo to jest ten poziom muzycznego absurdu, z którego się już nie żartuje.

PLUM „Emergence”
Ampersand 2012
7/10
Trzeba posłuchać:
„Emergence”, „Trust Me”, „The Wrong Man”, „Stylish Monk”.

Gdyby takie Plum zgłosiło się do Zrób Głośniej!, pewnie wygrałoby w cuglach. To zespół, który nie stracił młodzieńczej świeżości, a przy tym bardzo już doświadczony. Gdyby nie zadziwiająca nieprzekładalność dobrych recenzji na sławę i sprzedaż płyt, stosunkowo niszowy gatunek i śpiewanie po angielsku, mieliby już pewnie w Polsce status wielkich mistrzów, a tak odkrywa się ich na nowo przy okazji każdej kolejnej płyty i z zaskoczeniem się stwierdza, że ciągle grają, w dodatku wcale nie gorzej niż poprzednio. Może „Emergence” daje im trochę większe szanse na poszerzenie grupy słuchaczy? To repertuar odrobinę bardziej przystępny niż na poprzednich płytach. Bliżej Sonic Youth („Emergence”!) niż Jesus Lizard czy Shellac. Plum uosabiają dla mnie pewną część rockowego rzemiosła, którego wprawdzie za granicą uprawia się dużo, ale w Polsce ciągle rzadko się pojawia.

THE BLACK TAPES „Middle Class/Black City”
Opensources/Antena Krzyku 2012
7/10
Trzeba posłuchać:
„Middle Class”, „Starlight Story”.

I znowu dostajesz płytę punkowego zespołu z Warszawy. Już o nim pisałeś, więc szybko (27 minut trwania płyty powinno wystarczyć) podsumowujesz wszystkie za i przeciw. Zestarzałeś się o dwa lata (minus), ale oni też (plus), z tym że ty słuchasz w takim samym tempie, a oni grają jakoś jakby wolniej (minus). Problem polega na tym, że oprócz nowej EP-ki „Middle Class” (2012) mamy tu także „Black City” sprzed pięciu lat, kiedy byli młodsi i bardziej energetyczni (plus), podczas gdy ty byłeś i tak za stary, żeby tego słuchać. A skoro już słuchasz i ci się podoba (plus), to przestaje mieć znaczenie, że konwencja takiego grania jest starsza niż ty (minus). W końcu w tym gatunku nic się od tamtej pory nie zmieniło, więc czy może dziwić, że twoja ocena (po trzy plusy i minusy w stosunku do ostatniej) też nie?