Dziewczyny (i chłopaki) szamanów
Wśród wielu fatalnych następstw, jakie miała pandemia dla środowiska muzycznego, tego się nie spodziewałem. Ale obraz zostanie mi w pamięci na długo. Oto Justyna Steczkowska, bujając się w fotelu na tle kominka, poleca na Facebooku co rusz nowe lektury. Na przykład z okazji Międzynarodowego Dnia Książki opowiada o Pandemii kłamstw Judy Mikovits. Książce wirusolożki wyklętej, która niedawno w pseudodokumencie Plandemia utrzymywała, że światowy spisek zawyża liczbę ofiar śmiertelnych covid-19, żeby nas zastraszyć, a wirus ma uderzyć w konkretne grupy społeczne i trzeba się bronić – najlepiej przez zdjęcie maseczki. Wcześniej zapowiadała, że 50 mln Amerykanów umrze od pierwszej dawki szczepionki. Niewiedza jest ignorancją – tłumaczy Steczkowska. – Jeśli czegoś nie wiemy, to potem nie powinniśmy mieć pretensji do świata, że czegoś się nie nauczyliśmy. Więc ja wam polecam tę książkę. I radzi – za Einsteinem – iść własną drogą, a nie tam, gdzie tłum. Dla mnie rzecz jest raczej potwierdzeniem tezy, do której często wracam – że w czytelnictwie ważniejszy jest dobór lektur niż ich liczba. Zupełnie odwrotnie niż przy influencerach, gdzie ważna jest liczba obserwujących, a coraz mniej istotny staje się kaliber promowanych bredni.
Steczkowska jest tu, niestety, przykładem dość typowym: jej pełne niedopowiedzeń, celebryckie polecenia kulturalne lajkują grube tysiące czytelników, a profil Facebookowy śledzi 230 tys. osób. Czyli grupa na poziomie social mediów opiniotwórczych gazet. Co istotne, promocję teoretyczki koronasceptyków wokalistka łączy bez trudu i z dużą elastycznością z występowaniem o pomoc dla artystów dotkniętych pandemią (wspieraliśmy ją zarówno poprzez Fundusz Wsparcia Kultury, jak i program Kultura w sieci). Za to pod względem literackich upodobań pozostaje, trzeba przyznać, dość spójna: poleca też książki Michaela Newtona, amerykańskiego mistyka i hipnoterapeuty, który ponoć potrafi wyzwalać w ludziach pamięć ich poprzednich wcieleń, a także Tęsknoty dusz i Cywilizację dusz Aleksandra Deyeva, który zajmuje się terapią dusz, zagrożeń energetycznych powstających z powodu klątw, wampirów energetycznych, opętań i na swojej stronie internetowej w jedyne 2 tygodnie (za 500 zł tygodniowo) obiecuje pomóc każdemu odzyskać jego utraconą duszę.
Nie mam żadnych problemów z tym, co prywatnie czytają gwiazdy estrady. Ani dużych wymagań związanych z tymi lekturami czy nawet poglądami. Co innego otoczka i wpływ na innych. Bo w czasach, gdy Ministerstwo Zdrowia nie potrafiło zorganizować porządnej celebryckiej promocji szczepień – od których powodzenia zależy, żeby było śmieszniej, przyszłość całej branży – artyści niepytani robią jej antypromocję, zachęcając nie do szczepionek, tylko np. do oregano. Bo niestety zapamiętałem nieźle głośne stanowisko Edyty Górniak, utrzymującej w relacji na Instagramie (jej profil śledzi prawie pół miliona osób, nie wiem do ilu trafiło późniejsze odwoływanie śmiałej tezy), że w szpitalach leżą statyści. Zapamiętałem tym dokładniej, że parę tygodni temu zmarł w jednym z takich szpitali mój wujek.
Zamiast celebryckich twarzy akcji szczepień (ministerstwo wystraszył być może incydent z Krystyną Jandą), mieliśmy artystyczne twarze antymaseczkowców – z głównym bohaterem w postaci Iwana Komarenki (Ivan i Delfin – pamiętamy), który na ulicznych paradach koronasceptyków tańczył, śpiewał i pozował do zdjęć z (osłoniętymi maseczkami) policjantami. Promował Stop NOP i wspierał Konfederację. A potem chwalił, że prawdziwa wolność to tylko w Rosji, gdzie kontroli na granicach w tych czasach mniej niż w Polsce i gdzie z pandemią sobie poradzono (jak twierdzi) dobrze. Tezy o pandemicznym fałszu zaskakująco spinały mu się w całość z opowieścią o matce, która przeszła covid. I z nagrywaniem filmu z rzeczoną matką, umieszczonego później na YouTube.
Nie pomagała też pewnie głośna fala odlotów gwiazd na Zanzibar i okolice. Polskie gwiazdy (widziałem gdzieś plakat Patrycji Markowskiej – show charytatywny, ale raczej ryzykowny) grały tam zamknięte koncerty w hotelach, Beata Kozidrak zachęcała do wyjazdów na tę wyspę – zapewne piękną, ale z tego, co teraz widać, ostatecznie dość mocno już pokiereszowaną przez pandemię, w pierwszej kolejności właśnie ze względu na ruch turystyczny. I jeśli – jak czytam w najnowszym „Newsweeku” – Beata jest dla wielu osób królową, to uprzejmie informuję, że bycie królową (a jestem świeżo po pandemicznej powtórce z The Crown) wiąże się nie tylko z przyjemnym szpanowaniem własnymi plażowymi fotkami na Insta (tu 80 tys. osób), ale z braniem odpowiedzialności za całą resztę. Ciekaw jestem, co o tym napisała w swojej książce. Bo owszem – drugim po czytaniu indywidualnie dobranych książek nieprzewidzianym skutkiem pandemii będą książki napisane przez ten czas przez gwiazdy estrady. Mam nadzieję, że tu już szkodliwość będzie niższa.
Jasne, trzeba pamiętać o artystach, gdy wreszcie się wyrwiemy z lockdownów i ograniczeń, kiedy znów będzie można iść na koncert. Ale jak zapomnieć (żeby zacytować klasyków) tych, którzy za cenę lajków w mediach społecznościowych i zasięgów ryli pod własną branżą? Choć fakt, że oni mogą zawsze iść na zabieg oczyszczenia duszy do Aleksandra Deyeva.
Komentarze
A mnie to wcale nie dziwi. Właśnie pandemia spowodowała absolutne zatracenie się i brak zaradzenia sobie, czy poradzenia sobie z tą nową sytuacją, rzeczywistością. Również wśród moich znajomych zaobserwowałem podobne tendencje do spekulacji, czy rozważań na teorie spiskowe,więc dlaczego ludzie, których do tej pory uważaliśmy za co najmniej rozsądnych, rozważnych są podatni na tego rodzaju historie? Nie wiem, nie potrafię sobie tego racjonalnie wytłumaczyć, może obawa przed skutkami, niepewność przyszłości, lęki i obawy powodują iż ludzie przestają myśleć i rozważać fakty empirycznie i logicznie, a mają tendencje do absurdu i ezoteryki. Niestety sieć doprowadziła do sytuacji, w której wielu przestało podchodzić do informacji krytycznie, czy analitycznie (brak krytycznego weryfikowania informacji), tylko wchłaniania gotowych teorii, które poparte są pseudo argumentami. Ważne, aby brzmiały zrozumiale i w miarę logicznie. Artyści nie są w tym odosobnieni. Wręcz przeciwnie. Wrażliwe dusze, które posiadają mają idealne predyspozycje do surrealnego, a nie analitycznego postrzegania rzeczywistości. Natomiast gdy ta zostaje zachwiana, czują się w niej jeszcze bardziej zagubieni, zdezorientowani. Dlatego nie chciałbym ich osądzać zbyt surowo, bo to chyba pewna metoda radzenia sobie z lękami, nudą i obawą co będzie dalej. Ważną rolę spełnia tu polityka, która odpowiedzialna jest za nasze bezpieczeństwo i powinna spełniać rolę uspokajającą, a rzeczywistość polityczna wiemy jak wygląda. Brak zaufania do elit rządzących również powoduje coraz głębsze wycofywanie się w sfery ezoteryki, zagubienia, poszukiwań alternatywnych odpowiedzi. Sieć daje, jak żadne inne medium taką możliwość, kreowania własnych teorii i zaspakajających interpretacji zaistniałej sytuacji, która trwa już zbyt długo i wielu traci nadzieję, że będzie dobrze. No nie wiem… Każdy próbuje na swój sposób radzić sobie z tym wszystkim, taki katharsis, aby nie postradac zmysłów… Dusze artystów zaczynają schnąc, się gubić, miotać szukając bezcelowo odpowiedzi, których nie potrafią znaleźć, błądząc i lawirując w całym tym chaosie …