Globalne stany świadomości
Covid może skrócił podróże, ale nie zatrzyma stanu świadomości. A ten jasno da się wyczytać, tydzień po tygodniu, z listy premier: nieprędko wróci w muzyce rozrywkowej prosta wojna Anglii ze Stanami Zjednoczonymi. Nieprędko w ogóle wróci jakaś narodowa dominacja. Szczególnie w tych muzycznych rejonach, gdzie coś się zmienia, rozwija. Bohaterowie tygodnia ułożyli mi się w tym tygodniu w listę postaci globalnego świata – albo odwrotnie. I nie było w tym geście nic wymuszonego – wystarczyło posłuchać i zanotować. W rubryce przynależność kulturowa autorzy mogą sobie wpisać: to skomplikowane.
Na początek – miłe zaskoczenie. Sarathy Korwar należy wprawdzie do najbardziej obiecujących młodych artystów na Wyspach, ale Day To Day było fajną fuzją jazzu i elektroniki, a More Arriving – nowoczesną prezentacją hinduskiego rapu, trochę czymś innym. Otherland – wydana nagle krótka, ledwie 21-minutowa, po części powtórkowa epka – wpisuje z kolei Korwara mocniej w scenę jazzową o afrykańskich inspiracjach i zarazem klubowych ambicjach. Jeśli na niedawnej kompilacji Kaleidoscope Soul Jazzu nie było tego perkusisty i lidera o skomplikowanych korzeniach (wywodzi się z afro-indyjskiego ludu Sidi, urodził się w USA, mieszka w Londynie) – a nie było – trudno tego nie uznać za poważny brak. Może to eklektyzm Korwara, programowo niezamykającego sobie żadnej z zasygnalizowanych dróg, wyrzuca go poza nawias sceny? Nowe wydawnictwo wydaje się typowym pandemicznym rekompensowaniem sobie odwołanych koncertów – zawiera dwie wersje niedawnego singlowego Birthright. I to właśnie znakomite remiksy – tego ostatniego utworu oraz znanego z poprzedniej płyty Mumbay – szybko przekonały mnie do niepozornego wydawnictwa Korwara.
SARATHY KORWAR Otherland EP, The Leaf Label 2020, 7/10
Niemało łączy Yasmin Dubois z Korwarem. Skomplikowane pochodzenie – to na pewno. Wokalistka i producentka lepiej znana jako Lafawndah ma egipsko-irańskie korzenie, ale urodziła się w Paryżu, a mieszka w Londynie. To, co robi, jest także eklektyczną, ale i nowoczesną mieszanką – wokalnie gdzieś pomiędzy Björk, Sade a… Scottem Walkerem (z anglo- i francuskojęzycznymi partiami), w znakomitym You, at the End na nowym albumie pozostaje jednak pod największym wpływem tej pierwszej, zarówno w sposobie ekspresji, aranżacji (instrumenty dęte), jak i budowania partii wielogłosowych. Producenckie umiejętności Dubois zestawia się z Fatimą Al Qadiri, ale to jednak znacząco inne podejście, nienapędzane technologią, tylko naturalnymi kompozytorskimi pomysłami. Wychodzi rzecz delikatna, nienachalna, urzekająca niecodzienną, kosmiczną wyobraźnią, o której świadczyło już wspólne wydawnictwo z japońską perkusistką Midori Takadą (opisywane na Polifonii) – znajdziemy tu zresztą mocne echo tamtej płyty w postaci perkusyjnego utworu The Stillness. Subtelnego i transowego jednocześnie. Kolejna analogia do Korwara to korzystanie przez Lafawndah ze znakomitych muzyków londyńskiej sceny jazzowej – wspomnianą sekcję dętą tworzą tu tubista Theon Cross i puzonista Nathaniel Cross. Cały zestaw utworów inspirowany jest znaną także w Polsce trylogią Pęknięta Ziemia Nory K. Jemisin – dobrze ocenianą (i nagrodzoną Hugo) fantastyką z wątkami ekologicznymi. Nie pierwsza kobieca literatura tego typu – i nie pierwsza inspiracja kobiety-kompozytorki tego typu pisarstwem. Sądząc po dość małej jak dotąd liczbie reakcji – wczesna kandydatka na jedną z najbardziej niedocenionych płyt roku 2020.
LAFAWNDAH The Fifth Season, Latency 2020, 8/10
Na tle dwóch poprzednich belgijski Tunezyjczyk Sofyann Ben Youssef, czyli Ammar 808, jest po prostu dostawcą mocnego materiału na taneczną imprezę. Choć jego albumowi Global Control / Invisible Invasion nie brak finezji. O ile do tej pory muzykę tego producenta dałoby się określić jako prostą wypadkową techno-pochodnej sceny tanecznej i północnoafrykańskiego transu, na nowej płycie rzecz jest nieco bardziej skomplikowana. Ben Youssef wybrał się na kolejną wyprawę do Madras, żeby stworzyć muzykę, która ma nieść ożywczą i uzdrawiającą (miasto jest uznawane za indyjską „stolicę zdrowia”) siłę płynącą prosto z hinduizmu, którym Tunezyjczyk jest zafascynowany. Globalna świadomość nie zakłada jak widać tylko przemieszczania się pomiędzy rubieżami a zachodnim „centrum”, można centrum pominąć i z pozycji arabskich snuć opowieść o mitologii i religii Indii. A tytuł – dopisany chyba już po sesjach nagraniowych – odnosi się do walki z niewidzialnym wirusowym wrogiem. Kwaśne brzmienia syntezatorów ciągle mamy tu w tle, ale dominują potężne bębny w partiach złożonych na wzór karnatyckiej tradycji (rytmicznie rzecz jest nieco bardziej złożona niż album Maghreb United, pomijając oczywiście takie momenty jak hipnotyzujące techno Pahi jagajjanani), a jeśli wziąć pod uwagę całą grupę gościnnie występujących hinduskich wokalistów i instrumentalistów – mogłoby to się nawet zamienić w jam session z zespołem Sarathy’ego Korwara – vide kapitalna fuzja kulturowa w Mahaganapatim (mój ulubiony fragment, obok Summa solattumaa). A jeśli muzyka mówi nam dziś, że takie dwie tradycje mają do siebie blisko, prawdopodobnie za jakieś sto lat rzeczywiście zdamy sobie z tego sprawę.
AMMAR 808 Global Control / Invisible Invasion, Glitterbeat 2020, 7-8/10