Na żywo z kosmodromu Szambonur
Lubię Pink Floyd z wczesnych lat, które zainspirowały wczesny The Orb, który to zespół też lubię. Lubię też, gdy mistrzowie spotykają swoich uczniów i się od nich uczą, a to spotkanie Davida Gilmoura z Alexem Pattersonem przebiegało z pewnością pod dyktando tego ostatniego. Lubię też logikę. Ale logika nie zawsze się sprawdza się w muzyce. Dowodem na to jest fakt, że ta płyta nie nadaje się do słuchania. A tego już nie lubię.
Trudno efekt tego studyjnego spotkania na szczycie nazwać inaczej niż tylko brzdąkaniem na tle bitów, które zostały Alexowi Pattersonowi z epoki kamienia bitego gołą ręką na odlew. Płyta „On an Island” Gilmoura, którą zdarzyło mi się krytykować kiedyś w „Przekroju” (uwaga na błędną ocenę – powinno tam być 3, a nie 5), to przy tym mistrzostwo świata. Jedyne, co może tłumaczyć sens nagrania „Metallic Spheres”, to próba sprawdzenia muzyczna teorii względności, czyli nagrania płyty, przy której odsłuch zajmuje więcej czasu niż rejestracja. Bo tak to w praktyce brzmi.
Druga płyta zestawu zawiera miks 3D. Czyli zaraza trójwymiarowości znowu atakuje w muzyce. Ale ja dziękuję, mnie wystarczy pierwsza płyta, już ta jest trzy razy do de. Zawsze w takich chwilach (skoro już jesteśmy przy trzech „d”) przypomina mi się po raz kolejny słynna opinia Nikity Chruszczowa na temat prog-rocka mówiąca, że brzmi jak „wyziewy z latryny”. Proszę sobie oto wyobrazić wielką stację kosmiczną Mir i równie wielką latrynę przy tej stacji. I proszę teraz pomyśleć, co by było, gdyby ktoś otworzył właz i wypuścił całą wielomiesięczną zawartość latryny w kosmiczną próżnię, by podryfowała we wszystkie strony, leniwie zalewając Galatykę. To jest moje skojarzenie z tą płytą.
THE ORB feat. DAVID GILMOUR „Metallic Spheres”
Columbia 2010
2/10
Trzeba posłuchać: Nawet róbcie tego, nawet dla jaj.
Komentarze
Szkoda czasu,szkoda słów i trochę szkoda ludzi ,którzy to coś kupią. Chociaż mam dziwne wrażenie,że to „dzieło” będzie mocno promowane w większości rozgłośni radiowych. C`est la vie!!!
dawno nie czytałem tak dobrej recenzji
10/10
ostatni akapit to mistrzostwo :-)))
a ze ta plyta jest strasznie nudna i nie do sluchania…tylko do czego?
Bylo o dopalaczach (zjawisko tu nieznane…Szwecja), przeto krociotki tekscik /niestety w j.ang) nt. JAK ROZWIAZAC SPRAWE NARKOTYKOW?
„I have the solution to the drug problem. Nobody asked me for it but here it is:not less drugs-more drugs.Get more drugs and give em to the right people.Because every time you read about famous guy overdosing on drugs, its always some really talented guy. Its always like Len Bias or Janis Joplin or John Belush, you know what I mean?
The people you want to overdose on drugs never would.Mötley Crue would never overdose! You could put them in a room with two tons of crack and they would come out a half hour later screaming „Rock on!”
„Shit, they are still alive.”
Unfortunetaly bands like the Crue and the New Kids on the Block would never overdose.
( fragment z wystepu Denisa Leary „No cure for cancer”, 1992)
W odroznieniu od Chruszczowa Brezniew mial bardziej wyrafinowany „ucho”i zalecal mlodziezy radzieckiej, by rozwijala swoj zdrowy smak muzyczny, czysty i klarowny glos (kongres nauczycieli ZSRR, lipiec 1969).
Dołączam się do wyrazów uznania. Znakomita recenzja, pełna pysznych fraz (lepszych niż te Dave’a G.). Uprasza się o więcej szydery w tekstach!
A może coś o muzyce pan redaktor by wspomniał? Rozumiem, że frustracja trochę przesłoniła istotę sprawy, ale po przeczytaniu tej recenzji wiem jedynie tyle, że nie przypadła ta płyta autorowi do gustu.
Tzw. bity w tzw. muzyce rozrywkowej to prawdziwe nieszczęście. To zabija poczucie rytmu, wrażliwość na rytm, zdolność słyszenia rytmu.
Przy takich dźwiękach nawet ćwiczyć się nie da, a co mówić o graniu.
Nie ma mowy o jakiejkolwiek inspiracji i kreatywności. Gra z żywym muzykiem niesie nieskończoną ilość skojarzeń, rytm młota pneumatycznego budzi tylko zniecierpliwienie.
Nie pojmuję, co taki facet jak D.G. robi w takim świecie dźwięków.
Obawiam się, że „głucha strony mocy” kupi tę płytę – nie dla dźwięków D.G. ale dla bitów. Parę funtów zawsze się przyda. Wstyd też ma swoją cenę.
Dzięki za ostrzeżenie.
Ale o co właściwie się rozchodzi?