The Beach Boys of Death
Nie będzie o tym, że korzystając z wypłaszczenia wypracowanego przez ministra Szumowskiego natychmiast pojechaliśmy się wypłaszczyć na plaży. Chociaż cieplejszy i wyraźnie już odmrożony weekend zbiegł się z najgorszym wynikiem w naszych trzymiesięcznych próbach wypłaszczania. Będzie za to o jednym z moich ulubionych artystów, który po 30 latach wydał kolejny album, a firma Spotify mu ten album przez cały weekend prezentowała w postaci zmasakrowanej, może nawet wciąż to robią. Ale od początku.
Ta płyta to All Things Being Equal Sonic Booma, czyli Petera Kembera, niegdyś współzałożyciela grupy Spacemen 3, tej, która w trudnych latach 80. honoru psychodelii, narkotycznych inspiracji, LSD itd. broniła najpiękniej. Grali garażową wersję rock and rolla, odpowiednio zwolnionego i przesłoniętego ścianą przesterowanych gitar. Jeśli nie chcecie znać ich muzyki, to musicie chociaż pamiętać tytuły płyt. Z dwójki najważniejszych muzyków tamtej formacji Jason Pierce poszedł w gospel i R&B, nie tracąc jednak kontaktu z psychodelią, i działa stale pod szyldem Spiritualized. A Kember wydał jedną niezłą płytę jako Sonic Boom w roku 1990, potem nagrywał pod szyldem Spectrum, ale głównie znikał i się pojawiał – z reguły na krótko, raczej jako gość, a najczęściej producent. A to zaśpiewał w utworze Cavern of Anti-Matter (Tim Gane ze Stereolab jest jego kumplem) , a to wyprodukował MGMT i Beach House. Jakoś chyba jednak wiązał koniec z końcem, bo udało mu się wylądować w spokojnej okolicy – mieszka w lesie w Sintrze pod Lizboną, otoczony stertą syntezatorów. Bo też jego zainteresowanie przez ostatnich 30 lat przeniosło się z okolic muzyki gitarowej na generowaną elektronicznie. Mamy tu modne ostatnio maszyny Buchla Music Easel oraz EMS Synthi AKS, ale także współczesny instrument Kilpatrick Phenol Modular. Pojawia się głos Panda Beara, z którym również Sonic Boom pracował wcześniej jako producent. Całość brzmi tak jak muzyka Kembera sprzed lat, choć zmiany są – brak mi tylko momentami tego dobicia do bandy, które pojawiało się w nagraniach Spacemen 3. Ku memu zaskoczeniu, zapewnił mi je serwis Spotify.
Utworów Spacemen 3 nie ma na Spotify – i dobrze. Bo gdyby tam wszystko było, to nie było się sensu ruszać gdzie indziej. Ale oczywiście wydany przez Carpark nowy album Kembera już do tego serwisu trafił, tylko w specyficznej wersji – część nagrań ma ponaddwukrotnie dłuższy czas odtwarzania, co robi z nich jakiś industrialny death metal czy może bardziej doom metal (Sonic Doom?), a z wokali Panda Beara – growling. O dziwo, w pewnym sensie poszło to za myślą autorską, która zakłada – akurat w najmocniej dotkniętym procederem utworze Spinning Coins and Wishing on Clovers – opowieść o śmierci, o wszystkich scenach z życia, które przepływają przez umysł umierającego człowieka. To było wyobrażenie śmierci, które miał jako nastoletni chłopak. Zarazem jednak All Things… to płyta o życiu – tym, które go otacza w Portugalii, o życiu roślin, łańcuchach DNA, równowadze życia w przyrodzie, ciągle blisko opowieści z kręgu wytworzonego przez kulturę LSD w latach 60. Każdy gest – połączenie konwencji The Beach Boys i Mortona Subotnicka z wokalami Panda Beara – wydaje się nieźle przemyślany. Nie ma miejsca na ryzyko.
I właśnie tego ryzyka trochę mi na tej płycie brakuje. Rzecz rozwija się powoli – od krautrockowego niemal Just Imagine, poprzez bliskie muzyce Animal Collective Just a Little Piece of Me – i dopiero wspomniane Spinning… chwyta za gardło czymś zaskakującym. Tu słychać, że na syntezatory Kember patrzy podobnie jak kiedyś na gitary. A z czasem łatwo się zorientować, że w tych brzmieniach modularów interesuje go złożoność idąca w stronę barw lekko przesterowanych, zaszumionych. Świetnie robi się w końcowej części płyty, a najlepiej – w I Feel a Change Coming On, optymistycznym hymnie, który mógłby być utworem reaktywowanego Spacemen 3. Ale prędzej już zaczną wam wasze nagrania zamieniać na Spotify w death metal, prędzej już ludzie w środku pandemii wylegną na plaże niż zejdzie się na nowo ta formacja.
SONIC BOOM All Things Being Equal, Carpark 2020, 7/10
Komentarze
Run the Jewels – RTJ4 – zdecydowanie warto.
Krótkie pytanie ilu wykonawców wydało pod rząd 4 bardzo dobre, równe płyty? Ja bez zastanowienia wymieniam Radiohead i Led Zeppelin. Żeby wymienić więcej musiałbym się mocno zastanowić.