Do-pa-la-cze, czyli koniec świata (a przynajmniej koniec przerwy technicznej)
„Po tym, jak usłyszałem, jaką puszczają muzykę, chciałem oskarżyć ich na podstawie ustawy o nadużywaniu narkotyków” – to mój ulubiony cytat (z książki „Odmienny stan świadomości” Matthew Collina – kupujcie, póki legalna) łączący muzykę i narkotyki. Nie powiedział tego wprawdzie żaden Keith Richards ani inny John Lennon, tylko szeregowy brytyjski policjant, ale po cichu zawsze uważałem, że policja to miejsce dla bystrzaków.
Pisze o tym dlatego, że w propozycjach dotyczących poprawek do prawa antynarkotykowego pojawił się u nas niebywale rewolucyjny ton. Otóż sejm chce podbić świat ustawą, która zabrania używania substancji nie ze względu na skład, tylko na objawy. Objawy??? Już to sobie wyobrażam:
– Czerwone oczy? Aresztowanie.
– Suchość w gardle? Aresztowanie.
– Kolorowe wizje? Aresztowanie.
– Zawroty głowy? Aresztowanie.
– Tańce do rana? Aresztowanie
– Śmiechy? Aresztowanie.
– Nastawienie na miłość i pokój (wariant na Lennona)? Aresztowanie.
– „I feel good”? Aresztowanie
– „Strasznie chce mi się spać”? Aresztowanie.
– „Kochanie, boję się o nas, o ten kraj, o wszystko…”? Aresztowanie.
– „Ale fajnie brzmi ta muzyka”? Aresztowanie i konfiskata płyt.
Wspominam Lennona, bo jutro rocznica urodzin. Stosowne zakupy książkowe tutaj, a opis książki tutaj. Skoro już tak strzelam linkami, to ciekawa impreza tutaj, obiecałem coś wspomnieć o występach Dużego Pe i spółki. Obiecałem też słówko o nowym Neilu Youngu, którego słuchałem przez te dwa dni absencji, pracując nad tekstem na zupełnie inny temat. No to proszę.
Trudno mi się w tym miejscu oderwać od dopalaczowego tematu i nowy album od razu skojarzył mi się ze wspomnieniem z dawnych czasów, kiedy to poszedłem na projekcję filmu Jarmuscha „Truposz”, gdzie całe kino ujarane jeszcze niekryminalną (przed rokiem 2000) trawką (ja paliłem w ten sposób biernie) przyszło głównie posłuchać Younga solo. Podobieństw muzycznych prawie nie ma, prócz tego, że nowa płyta też jest solo i też trochę elektrycznie, a trochę akustycznie. Za to podobieństwo odbioru jest duże, bo „Le Noise” to jest klasyk tylko dla kultowych fanów. Rzecz charakterystyczna dla Younga, bo ma on na koncie sporo albumów, które nie mają nic wspólnego z klasyką jako taką, ale są genialnymi albumami dla fanów jego bardzo konsekwentnej konwencji. I to jest taka płyta. Piosenki z gitarą, wyprodukowane przez Daniela Lanois – brzmienie gitarowego rzężenia jest tu zresztą świetne i potężne, no i odbiega chwilami od rzężeń, jakie znamy z „Ragged Glory” czy choćby właśnie „Truposza”. Artysta nie dał go wygładzić. Ze sprzężeń i fragmentów wokali Lanois (a przynajmniej podejrzewam, że to on) ulepił jakieś dodatkowe loopy, żeby słuchaczom nie było nudno, dolał sporo flangerów, robiąc z folk-rockowej gitary NY chwilami folk w kosmosie. Ale kompozycyjnie najlepsze są te odstające od całości ballady – „Love and War” (genialna – i tu jesteśmy w sferze klasyków nie tylko dla fanów) oraz „Peaceful Valley Boulevard”.
Gdybym miał zostać w temacie i dodać narkotykową kategoryzację do ocen płyt, to biorąc pod uwagę, jak ta płyta wciąga grono zwolenników NY (z tego, co słyszę), powiedziałbym, że heroina.
NEIL YOUNG „Le Noise”
Reprise 2010
8/10
Trzeba posłuchać: „Love and War”, „The Hitchhiker”.
Spryciarze na YT wyłączyli możliwość umieszczania klipu na zewnętrznych stronach, więc trzeba wejść tutaj.
Komentarze
najlepsza jego płyta od ‚silver and gold’ czyli od dekady, a następnych równie ciekawych trzeba szukać na wysokości ‚mirrorball’ i własnie ‚dead man’
„kultowy fan” brzmi całkiem nieźle, dużo lepiej niż fanatyk, bo to pojęcie nie zawiera w sobie braku krytycyzmu. tak czy siak, to kolejna etykietka, którą mogę sobie przylepić. jednocześnie, poczuwszy się wywołanym do tablicy, pozwalam sobie na link: http://www.uwolnijmuzyke.pl/neil-young-le-noise w którym można znaleźć pean na cześć „Le Noise”.
Zgadzam się również z Piotrkiem, że ‚mirrorball’ to świetna płyta – nie tylko dlatego, że to był pierwszy Young, którego kupiłem.
i jeszcze na koniec jedna rzecz. choć wokół Younga nie wytworzyła się oddzielna subkultura, jak wokół depeszów, to na jego koncercie w Holandii dwa lata temu miałem wrażenie, że przyjechałem na oficjalny zlot sobowtórów Neila. serio.
Jakoze juz od dawna nie przepadam za tworczoscia Neila Younga, chcialbym z innej beczki: polecam koncert legendy rosyjskiego rocka Jurija Szewczuka i jego grupy DDT, 22 pazdziernika 2010, Sala Kongresowa w Warszawie. Wydaje mi sie, ze tworczosc muzyczna naszych sasiadow zza Buga jest nie mniej interesujaca, anizeli ta ktora pan Bartek prezentuje na blogu Polifonii. Chce przypomniec takich wykonawcow jak Borys Grebenszczikow (nagrywala m.in. z Davem Stewartem) i jego grupa Akwarium, Wiktor Tsoj (+) z grupa Kino, Maszina Wremieni ( warto przypomniec slynny album wydany przez Joanne Stingray i jej Red Wave Disc co). Zainteresowanym polecam prace Timothy W. Ryback, „Rock Around The Block”, A history of rock Music in Eastern Europe and the Soviet Union”, NY, Oxford, 1990 . Moze juz nieco zdezaktualizowana, ale
to przeciez juz historia.
Uwielbiam DDT. Szkoda, że do W-wy daleko…
Negocjujmy z rządem. Wymieńmy dopalacze na konopie: http://mwk.wroclaw.pl/news.php 😉
A marzycielstwo Lennona i ćpanie The Beatles pięknie już skomentował Bill Hicks: http://www.youtube.com/watch?v=39fm-MTgb50 .
Neila Younga albo się lubi albo… Ja należę do tych pierwszych, chociaż nie jestem wielkim fanem. Moja ulubiono płyta Neila Kanadyjczyka to „Ragged Glory” (może dlatego,że to jego pierwsza płyta jaką w życiu poznałem). No ale „Truposz” też świetny. Nowa w mojej prywatnej skali 1-10 dostała 6.
wszyscy linkują, to i ja też. bardzo dobra książka o narkotykach 🙂 http://www.amazon.com/Acid-Dreams-Complete-History-Sixties/dp/0802130623/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1286783498&sr=8-1
Ha, jeszcze chwila i będę musiał zmienić nazwę bloga na Narkofonia 😉
@Krasnal Adamu –> Bill Hicks to wielki człowiek był.
Zamiast dopalaczy legalna marihuana
Ta wojna jest już przegrana. Pozostaje przyjąć ten rodzaj kapitulacji, który przyniesie najmniej szkód – mówi prof. Wiktor Osiatyński w rozmowie z Dariuszem Szreterem
http://gdansk.naszemiasto.pl/artykul/608136,zamiast-dopalaczy-legalna-marihuana,id,t.html
To ja mogę tylko polecić lekturę własnego kulturowo-narkotykowego tekstu, który wychodzi w środę i jeszcze dorzucić wymowną tabelkę przedrukowaną z „American Scientist” już jakiś czas temu na blogu Tomasza Łysakowskiego:
http://lysakowski.wordpress.com/2007/03/27/szkodliwosc-narkotykow/
Tak przy okazji NY/Lanois zaczepię o Lanois i jego nowy projekt Black Dub. Płyta wychodzi na dniach, więc fani Lanois mają w tym roku sporo pracy.
Nie wiem, czy projekt Lanois z Robertem Plantem doszedł do skutku (Lanois miał wypadek na motocyklu), ale to była obietnica czegoś.