Thank you, czyli krótka przerwa techniczna

Zarzucony pracami z prawej i z lewej, muszę ogłosić (proszę zwrócić uwagę na to, że po raz pierwszy od lipca) krótką przerwę techniczną. Tak naprawdę mam na warsztacie trochę więcej niż sygnalizują te dwa powyższe linki, zresztą już nie najnowsze. Więc rozłąka potrwa pewnie do piątku, a na ten czas zostawiam Was z nowym Antonym, o którym oddałem właśnie słów kilka do nowej „Polityki”. Wiem, wiem, płyta „Swanlights” wg sieciowych doniesień miała wyjść teoretycznie 5 października, czyli dziś, ale wychodzi jednak 11 października (Europa), czyli za tydzień, a w polskich sklepach – jak znam życie – może być jeszcze chwilę później. Jako osobnik chory na Antony’ego i odmawiający terapii spróbowałem się jednak wstrzelić w datę 5 października.

Co napiszę w przyszłotygodniowej „Polityce”, to oczywiście będzie wiadomo w przyszłym tygodniu, ale słucham materiały Antony’ego od dwóch tygodni prawie i muszę powiedzieć tu i od razu, że jestem z niego zadowolony bardziej niż z „The Crying Light”. Jest tu jeszcze parę orkiestrowych momentów (wraca Nico Muhly jako aranżer), ale jest też sporo nagrań, które opierają się na bardzo prostym akompaniamencie fortepianu, gitary i skrzypiec, słowem – kameralnych i znanych z pierwszych albumów The Johnsons. Właściwie cały początek płyty – od „Everything Is New” do „I’m In Love” – robi kapitalne wrażenie jako zestaw bardzo emocjonalnych kompozycji wychodzących od dość prostych motywów. Potem jest lekki przestój, wraca klimat „I Am a Boy Now” w utworze „The Spirit Was Gone”, o znakomitym „Thank You For Your Love” już pisałem, utwór „Flétta” z udziałem Björk nie zrobił na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia – poza tym, że, za przeproszeniem i z całym szacunkiem, występ tej lubianej przeze mnie artystki na płycie Hegarty’ego wywołuje reakcję typu „who the fuck is Björk”. To dla niej niedobre środowisko, bo dwa tak charakterystyczne, wybitne głosy i dwie takie maniery w jednym utworze dają pewien przesyt. No i wreszcie symfoniczne „Christina’s Farm” na koniec – znakomite, znów emocjonalne, uderzające w poważny ton i kojarzące mi się z twórczością Petera Hammilla (miałem zresztą kilka momentów na tej płycie z podobnymi skojarzeniami), może nawet Scotta Walkera.

Całej płyty można sobie przedpremierowo posłuchać tutaj.

A jeśli czyta to moja małżonka (która czasem podgląda wpisy – pewnie po to, żeby skontrolować, ile czasu poświęcam na tak zwane „inne zajęcia”, czyli nie na „twardą” redakcyjną pracę, ani na dom), to chciałbym sobie pozwolić na drobną prywatę ze względu na kalendarzową datę i od razu poproszę o numer osiem.

ANTONY & THE JOHNSONS „Swanlights”
Secretly Canadian/Sonic 2010
8/10
Trzeba posłuchać:
1-4, 7-8, 11. Z braku jakiegoś fajnego „bryska” z nowej płyty proponuję „Crazy In Love” Beyonce, które też chyba już gdzieś wklejałem, ale na pewno nie w tej wersji.