Muzyka średniej klasy
Pięknie wygładzone jest to brzmienie amerykańskiego rocka z lat 70. stęsknionego za syntezatorowym brytyjskim popem lat 80. Bez znajomości wykonawcy można by było odgadywać, że ludzie spomiędzy jednej i drugiej kultury, na przykład jacyś Kanadyjczycy, musieli w tym maczać palce. Dodatkowo jest to płyta okropnie podatna na warunki – to dość eleganckie i powściągliwe brzmienie na Spotify brzmi jakbym sobie uprał smartfona razem z parą dżinsów, z wirowaniem. Relatywnie słabo się też tego słucha na słuchawkach, to raczej bezpieczna muzyka do puszczania w salonach gospodarstw domowych klasy średniej o alternatywnym rodowodzie. Nie polecałbym szczególnie ani tej streamingowej, ani słuchawkowej formy kontaktu, a nad ogólnym polecaniem też bym się zastanawiał, choć ogólnie przyjęcie nowej płyty Destroyera jest pozytywne, a chwilami bliskie euforii, i to po obu stronach oceanu.
Nie to, żebym zmarnował czas, podchodząc parokrotnie do Have We Met, nowego albumu Dana Bejara wydanego już 9 lat po przełomowym Kaputt, nagranego z gitarzystą Nicolasem Braggiem i basistą Johnem Collinsem, stałymi członkami jego grupy (ten drugi gra też z Bejarem w The New Pornographers), ale chciałoby się w tym więcej życia. Niby w kategorii niemęczącej muzyki dla starszego słuchacza, rocka z bezpiecznym elektronicznym liftingiem, rzecz wydaje się konkurencyjna. Są znakomite momenty (choćby The Raven – jeśli ten utwór się komuś nie spodoba, wątpię, by przypadła mi do gustu reszta). Ale wisi nad tym wszystkim edycyjny sposób pracy – to nie sesje żywego zespołu, to przestawianie klocków na ekranie, już na etapie koncepcji. A rozkrok między konwencją, w której nagrywa żywy zespół w studiu, i taką, w której programuje się wszystko, co się da, wpływa mocno na mój odbiór tej płyty – owszem, linia basu w Cue Synthesizer przepyszna, tu i ówdzie fajne partie gitary, tyle że to tylko drażni na tle całości. A ochrona przed nudziarstwem tego kalibru co University Hill i Have We Met – cóż, powinno to należeć do statutowych obowiązków Polifonii. Jak już kiedyś nie będzie żadnej płyty do zrecenzowania od ręką i spróbuję napisać sobie dla odmiany jakiś statut. Czego oczywiście nie przewiduję.
DESTROYER Have We Met, Dead Oceans 2020, 6/10