5 powodów, dla których Oscara powinna dostać Islandka

Jestem dziś oflagowany jak żaglowiec Polskiej Fundacji Narodowej, ale ze znacznie większymi szansami na skuteczność. Flaga raczej islandzka, ja z tego nic nie mam, a tekst w głównym grzbiecie POLITYKI się nie zmieścił, ale warto się choćby honorowo oflagować i domagać się Oscara dla Hildur Guðnadóttir (wiem, jestem też monotematyczny, ale nie tak jak PFN). Bo nikt za takie akcje promocyjne nie płaci – w przeciwieństwie do Polski zorganizowanej w zwarte szeregi kolejnych instytucji publicznych z coraz wyższymi budżetami Islandia pozwala swojej kulturze promować kraj w sposób spontaniczny. Oto pięć powodów, by mocno trzymać kciuki za islandzką kompozytorkę podczas gali oscarowej.

1. Muzyka do Jokera to po prostu świetny soundtrack. Broni się doskonale w filmie. Posępny w charakterze, wydobywa mrok tej historii nie gorzej niż rozmazany makijaż bohatera filmu. Ale daje się słuchać także w oderwaniu od Jokera. Hildur Guðnadóttir wpisuje się w tendencję, którą sama – choć wcześniej bardziej jako współpracowniczka nieżyjącego Jóhanna Jóhannssona – pomogła rozpowszechnić we współczesnym kinie. Modę na estetykę dronów: długie, jednostajne, ale niejednorodne brzmieniowo dźwięki słychać dziś wszędzie, chociaż jeszcze dekadę temu rywalizowali w tej kategorii głównie neoromantycy albo minimaliści w stylu Philipa Glassa.  

2. Kobiety w muzyce filmowej mają na Oscarach nie lepiej niż reżyserki. Która ostatnio odebrała statuetkę? Możecie nie pamiętać, bo wydarzyło się to jeszcze w poprzednim stuleciu. Była to znana z The Art Of Noise Anne Dudley (za muzykę do Goło i wesoło). Przez ostatnich kilkanaście lat nie zdarzały się nawet nominacje dla kobiet. Dudley w roku 1998 wygrała z Hansem Zimmerem i Dannym Elfmanem. A kategorię wprowadzała tegoroczna bohaterka Superbowl, Jennifer Lopez. Wtedy proporcje płci w tej branży nie były jeszcze tak głośnym tematem jak później. Złoty Glob za muzykę przypadł Guðnadóttir jako pierwszej kobiecie startującej w tej konkurencji w pojedynkę. W wypadku Oscarów była siódmą nominowaną kobietą w ciągu 92 edycji nagrody! 

3. Hildur ma szanse w ciągu pół roku przejść do historii muzyki filmowej. We wrześniu ubiegłego roku odebrała nagrodę Emmy za muzykę do serialu Czarnobyl. W ciągu kilku miesięcy była już posiadaczką Złotego Globu za Jokera. Niedawno dorzuciła do tego nagrodę BAFTA za ten sam film. Oscar wyśrubowałby rekord trofeów zdobytych przez jedną kompozytorkę za ten sam sezon. John Williams – najbardziej utytułowany z tegorocznych nominowanych – ma wszystkie te nagrody, ale zdobywane w różnych okresach kariery.  Swoją drogą, w ubiegłym roku trudny do pobicia rekord innej kombinacji nagród (Grammy, Oscar, BAFTA i Złoty Glob) ustanowiła Lady Gaga.     

4. Oscara dostałaby kompozytorka z pełnoprawnym i docenianym dorobkiem poza muzyką ilustracyjną. Nazwisko Guðnadóttir melomani mogą znać od kilkunastu lat – zarówno z nagrań solowych, jak i współpracy (w roli wiolonczelistki) z różnymi artystami. Dziś nagrywa dla Deutsche Grammophon, w którego katalogu wypełnia niejako lukę po przedwcześnie zmarłym innym Islandczyku. Jóhannie Jóhannssonie, twórcy muzyki do Nowego początku, Sicario czy Teorii wszystkiego. Współpracowali ze sobą i przyjaźnili się za życia Jóhannssona, a Guðnadóttir była główną postacią podczas specjalnego koncertu poświęconego jego pamięci, który odbył się w Krakowie przy okazji festiwalu Unsound (od lat Islandka jest bardzo blisko tej imprezy) w roku 2018. A ponieważ sam Jóhannsson nigdy Oscara nie dostał, jest szansa, żeby przynajmniej nagrodzić podobny sposób myślenia.  

5. Guðnadóttir otwiera muzykę ilustracyjną na nowe rozwiązania.  Pomysł muzyki do Czarnobyla zakładał wykorzystanie nagrań terenowych zrealizowanych na miejscu przez Chrisa Watsona. Na ścieżce dźwiękowej Jokera – podobnie jak w innych utworach – Islandka wykorzystuje halldorophone (inaczej: dorophone), nowy, skonstruowany przez Halldora Úlfarssona elektroakustyczny instrument z korpusem przypominającym wiolonczelę. W innowacyjny sposób (w porównaniu z nudnymi orkiestrowymi koncertami muzyki ilustracyjnej) zaprezentowała w Krakowie na Unsoundzie materiał z Czarnobyla, zamieniając występ w performans w stylu światło i dźwięk na terenie opustoszałej, przeznaczonej do rozbiórki hali produkcyjnej urządzeń telekomunikacyjnych. A wreszcie – na ścieżce dźwiękowej z Jokera – wykorzystała Perc, innowacyjne urządzenie pozwalające automatycznie sterować różnymi akustycznymi instrumentami perkusyjnymi, które skonstruowane zostało i wyprodukowane przez polską firmę Polyend. To na wypadek, gdyby ktoś jednak potrzebował do kibicowania narodowego wątku i chciał się przy okazji oflagować bardziej na biało i czerwono. 

główna fot. Antje Taiga Jandrig / Deutsche Grammophon