Tam nagrywają, tutaj wydają
Gdy czytacie te słowa, jestem pewnie w drodze z Elbląga (gdzie Jazz Band Młynarski-Masecki zainaugurował Ogrody Polityki), jadę pociągiem, zaglądam w smartfona, szukając jakichś nowych wieści, a tu patrz pan – na Polifonii wrzucony wcześniej do kolejki wpis na bardzo ciekawy temat. To sobie poczytam razem z wami, bo pochwalę – nie tyle siebie, bo to już zostawmy, tylko polskich wydawców – że ruch na rynku alternatywnych oficyn jest nie gorszy niż na trasie Malbork-Warszawa. Małe oficyny tak bardzo rosną w siłę, że coraz częściej (po Gusstaff Records, Antenie Krzyku i jeszcze paru labelach z historią, a także po Not Two, Bocianie i jeszcze paru wydawcach ze sfery impro) zagraniczni wykonawcy wysyłają swoje materiały, by nasi je opublikowali: porządnie i efektownie.
Wysyła na przykład taki Greg Fox, czyli – biorąc pod uwagę działalność w Liturgy, ZS i u Colina Stetsona – ambasador nowoczesnego walenia w bębny. W stylu raczej ciężkim. Tutaj ukryty pod akronimem GDFX (od inicjałów – na drugie ma David) – poniekąd wiele mówiącym, bo ta muzyka różni się zasadniczo od tego, jak amerykańskiego perkusistę odbierają miłośnicy wyżej wymienionych przedsięwzięć. Przede wszystkim dlatego, że uwalnia naszego bohatera od niewdzięcznej i fizycznie wyczerpującej pozycji za bębnami, stawiając przed nimi instrumentarium elektroniczne w rodzaju syntezatora, czyli coś, czego nie trzeba skręcać pół godziny tylko po to, by się dowiedzieć, że gitarzysta nie przyjdzie na próbę. Pod tym szyldem od dość dawna Fox tworzy mianowicie abstrakcyjną, uwolnioną z podziałek stałego metrum (tu poza fragmentem miarowego rytmu w Sensing in the Big Toe) muzykę elektroniczną. Niby szukającą barw dość surowych, dość jednak złożoną – Fox posługuje się syntezatorem modularnym, odnajdując się w generowaniu dźwięków dość krótkich, często o (jednak) trochę perkusyjnym charakterze i śledząc rytmiczne (znów jednak) zależności między nimi w krótkich, stopniowo modulowanych frazach. Balansując na pograniczu chaosu i porządku, co – jak sądzę – dla perkusisty odmierzającego zwykle czas innym może być po prostu fantastycznym odpoczynkiem po pracy. Część z tych emocji można teraz współdzielić z Foxem dzięki wydawnictwu Mondoj – nowej/starej warszawskiej oficyny, bo to label kierowany przez założycieli kasetowego Wounded Knife Records. W tym wypadku materiał również wydany został na kasecie i w wersji cyfrowej.
GDFX Young Ox Restraint, Mondoj 2018, 6-7/10
Wysyłają też członkowie duetu sehno, czyli Shingo Inao i Masaya Hijikata, którzy w Berlinie zarejestrowali album zmiksowany później i zmasterowany przez Michała Kupicza, a wydany przez znaną dotąd z krajowych przedsięwzięć, ale rozwijającą się szybko Fundację Kaisera Söze. Album dwóch urodzonych w Tokio muzyków przed 40-tką jest albumem o improwizowanym perkusyjno-pianistycznym dialogu. Gdyby nie to, że autorzy dają się momentami ponieść w kierunku nieco bardziej dynamicznym i emocjonalnym, można by to było uznać za ciekawą, bardziej „analogową” odpowiedź na duet Alva Noto i Ryuichi Sakamoto. Dużo oddechu, fragmenty z pogranicza ambientu, ale i napięcie budowane między fortepianowymi akordami a dźwiękami perkusyjnymi, w tym wypadku akustycznego zestawu. Czasem, gdy pojawiają się elektronicznie generowane tony, rzecz staje się jeszcze bliższa światom znanym z tamtej współpracy, ale jednak wciąż inna, bo eksponuje nie zakłócenia, błędy, tylko stawia na płynność, ludzki gest (wykorzystany został tu sensor ruchu), humanizm, czy wreszcie – rozmowę, jak o materiale piszą sami twórcy. Zarazem jest to przedsięwzięcie ery cyfrowej, bo muzycy nagrywali ten materiał w oddzielnych pomieszczeniach, nie widząc się – można to sobie wyobrazić z łatwością jako naturalną w naszych czasach współpracę na odległość. Biorąc pod uwagę doświadczenia Hijikaty, choćby z tańcem butoh, nietrudno się domyślić, że w jego sposobie gry wyczuwalny będzie charakter muzyki japońskiej – i także poszukiwacze tej ostatniej znajdą w tych dość w gruncie rzeczy czystych, przejrzystych formach coś dla siebie. CD i wersja cyfrowa, z okładką Marcina Kamoli, więc śladów tutejszości mnóstwo.
SEHNO Vitra, Fundacja Kaisera Söze 2018, 7/10