Piątek pełen niespodzianek
Niełatwo znaleźć część wspólną piątkowych premier, szczególnie kiedy piątek jeszcze młody. Ale nie zmyślam tych wiążących całość tytułowych niespodzianek, zaskoczeń, co postaram się udowodnić. Oczywiście najłatwiej to zrobić za pomocą ARCTIC MONKEYS, którzy na Tranquility Base Hotel & Casino wprawdzie nadal są na poziomie średniactwa znanego z części poprzednich płyt, ale wynika to przynajmniej z czegoś innego, bo w tym średniactwie są dużo ciekawsi niż ostatnio. No i będą z pewnością najgłośniejszą niespodzianką dla tych wszystkich, którzy jeszcze nie słuchali tego albumu, płyty o marzeniach młodości, które muzycy tuż po trzydziestce (pokoleniowy rzut dojrzałości?) po raz pierwszy na poważnie konfrontują z realem. Budując przy tym – to oczywiście Alex Turner w naprawdę interesujących tekstach – przenośnię kosmiczną, w której kariera jest jak podbicie Księżyca, a Księżyc raz podbity zmienia się w przechodzący etap gentryfikacji, nudny kurort wczasowy. Coś w tym jest, a stylowość konwencji rocka podtatusiałych facetów w starych, spranych kostiumach rodem z glamu, którzy zeszli z tempem i dodali parę uszlachetniających muzykę detali, ale muszą grać po knajpach, jest nawet zabawna – bo tak inna i tak mocno rozmijająca się z oczekiwaniami dotychczasowej publiki. Wymaga to wszystko odwagi, choć energii do słuchania tej jednostajnej kolekcji piosenek od tego nie przybędzie. Pulp to nie jest, choć było blisko. Wygląda za to jak żywa reklama polskiego wydania Retromanii.
Oczywiście w całej tej przenośni Turnera rolę grał też David Bowie. Bo po śmierci Bowiego wydaje się czasem, że cały świat muzyki popularnej wszedł nagle w jakąś dziwną smugę cienia. I włączacie sobie na przykład taki debiut poznańskiego duetu WCZASY (chwaliłem w zeszłym roku ich Świętokrację), a tu bum – Prince i Bowie w pierwszym zdaniu. Ale jeśli tak się odbić od Bowiego (Chciałbym grać tak jak oni, Prince i Bowie / Ty kochasz ich, nie mnie, lecz mam wiadomość: Oni nie żyją, a ja jestem tu), to nawet można gdzieś polecieć. Konwencja jest tu inna – z odwołaniami do modnych polskich lat 80., które pokolenie niepamiętające lat 80. odbudowuje w wersji poprawionej. Nowa fala, trochę gitar, automaty, osiągalne wtedy syntezatory, ale bez tekstów Mogielnickiego czy Dutkiewicza (jest nawet fraza o byciu jak Jacek Cygan w piosence o Ryszardzie, wiadomo jakim), więc na innym poziomie kontaktu z życiem, prostolinijności, romantyzmu, tyle że solidnie gaszonego jakimś rodzajem autoironii. Choć zabawne odniesienia co rusz mylą tropy. Mamy oto przebojowe Dzisiaj jeszcze tańczę, a tu nagle ponurą frazę jak z Wojciecha Bąkowskiego: Ale jutro to się skończy, się skończy. Bo niby Bartłomiej Maczaluk i Jakub Żwirełło zgrywają tu takich niedojrzałych, ale w gruncie rzeczy wiedzą, jak to się kończy. Muzyka jest absorbująca, brzmi dobrze, a przy tym nie grozi wam ani przesłodzenie, ani przeintelektualizowanie, w dodatku rzecz jest spójna w całościowym przekazie wszytym w utwór tytułowy Zawody – że nie każdy musi być zwycięzcą. Ta płyta to zwycięstwo przez kontrolowaną porażkę. Wyczucie w każdym elemencie, co przy pierwszej płycie może być oczywiście dużym pozytywnym zaskoczeniem.
Nie wymyśliłem tych wszystkich niespodzianek, naprawdę, przecież Wojtek KUCHARCZYK na wydanej kilka dni temu płycie FUTURE FUTURE zamiast wjeżdżać nam do mieszkania z imprezą, jak to bywało ostatnio, brzmi jak opuszczona stacja kosmiczna. Takie Tranquility Base Hotel & Casino po rozbiórce. Albo Leyland Kirby z suspensem – bo niby przez całe minuty wsłuchujemy się tu w zawieszone w przestrzeni dźwięki albo sekwencje dźwięków elektroakustycznych (są syntezatory, ale i instrumenty perkusyjne), ale jednak nie da się tego odczytać jako jednej sceny filmowej odtwarzanej na repeacie. I jest to dobra zmiana – i dobry trop, bo album ma być muzyką do filmu, który nigdy nie powstał, będącego jednak zbiorem inspiracji filmami istniejącymi (tutaj więcej na ten temat). Jest dynamicznie, jak to bywa w soundtrackach, i autor radzi słuchać głośno, bez słuchawek. Łatwo tu przeholować z interpretacjami, ale w niektórych momentach (Dembreal) brzmi to jak przyszłość, z której uchodzi powietrze. I to jest fajne.
Kolejna płyta nie zaskakuje jakoś szczególnie, ale warto się z nią zapoznać. Trio JACHNA/MAZURKIEWICZ/BUHL na albumie God’s Body w najlepszych momentach dochodzi do poziomu Dźwięków ukrytych, a to był wspaniały album z kręgu ówczesnych polskich płyt roku. O ile jednak na tamtym mieliśmy prawie cały czas pracujący wspólnie kolektyw, tutaj w poszczególnych nagraniach zwracałem uwagę raczej na umiejętności i styl każdego z trzech muzyków z osobna. Swoje momenty w pierwszej części płyty mają zarówno kontrabasista Jacek Mazurkiewicz, jak i rewelacyjny jak zwykle i zaskakujący (czyli jest jednak zaskoczenie do odhaczenia) różnorodnością brzmieniową Jacek Buhl. Na Wojciecha Jachnę musimy poczekać nieco dłużej, ale warto wsłuchać się w jego partie w utworze tytułowym – to trębacz wyróżniający się nie tylko brzmieniem, ale też poczuciem melodii i lekkością oraz spokojem, z jakimi ją prowadzi, tutaj akurat na tle rytmicznej kanonady Buhla i Mazurkiewicza. Stańko, którego czasem Jachnie wypominam – jako wyraz uznania – mógłby kiedyś zagrać w takim składzie. Sumując: każdy ma swoje pięć minut, trochę więcej jest kontrastów, ale całość to niezmiennie wysoki poziom, tyle że dziennikarsko to nie jest temat na kilka zdań. Podobnie jak Kucharczyk poleca swojego albumu słuchać na dobrym sprzęcie, tak tutaj ja zwróciłbym na to uwagę. To nie jest sklepowy śledzik na raz, a inwestycja prawdopodobnie się zwróci.
Zaskoczyła mnie wreszcie grupa BEACH HOUSE, która na albumie 7 ożywiła trochę brzmienie i ogólnie ożywiła w porównaniu ze słabszym Depression Cherry. Prawdę mówiąc, wygląda to od razu na moją drugą ulubioną płytę BH – obok Bloom. A wszystko tkwi w niuansach ustawień punktów odniesienia. Victoria LeGrand i Alex Scally wydają się mieć w studiu mikser, w którym każdy tłumik oznacza jakieś praźródło: Cocteau Twins, My Bloody Valentine, The Cure, Mercury Rev itd. Tutaj podciągnęli do góry te związane z mniej rozmytym, bardziej jednak wyrazistym brzmieniem. Czyli więcej The Cure, mniej MBV czy Broadcast, którzy byli ważnym źródłem ostatnio, choć ciągle mieszanka. Czyli ciągle dream pop, ale trochę bardziej na jawie. Doszło trochę więcej odniesień do psychodelii lat 80. (choćby w świetnym Dive), o które zadbał prawdopodobnie Sonic Boom (Spacemen 3) jako producent. Być może to dzięki niemu produkcja (choć dalej, jak to u BH, dynamika jest minimalna) jest o ton surowsza, a tu jak z tymi tłumikami – wszystko zależy od drobnych ustawień. Te potrafią ujawnić, jak duży jest potencjał autorski duetu. Co może samo w sobie nie jest niespodzianką, ale zaskakujące okazuje się to, gdy po kilku słabszych momentach znów wszystko wychodzi.
O innych płytach pewnie parę zdań wkrótce. Niespodziewanie udany ten piątek, jak na – wyjściowo – dość krótką kartę premier.
Ocenić wstępnie mogę dziś to, co parokrotnie przesłuchałem, a zatem:
ARCTIC MONKEYS Tranquility Base Hotel & Casino, Domino 2018, 6/10
BEACH HOUSE 7, Bella Union/Sub Pop 2018, 8/10
JACHNA/MAZURKIEWICZ/BUHL God’s Body, Audio Cave 2018, 7/10
KUCHARCZYK FUTURE FUTURE, Mik.Musik 2018, 7/10
WCZASY Zawody, Thin Man 2018, 7-8/10
Ukazały się w tym tygodniu:
Aborted Fetus The Ancient Spirits of Decay, Comatose
Aidan Moffat & Rm Hubbert Here Lies The Body, Rock Action
Arctic Monkeys Tranquility Base Hotel & Casino, Domino
Beach House 7, Bella Union
Charlie Puth Voicenotes, Warner
Dave Holland Uncharted Territories, DARE2 2CD, 3LP
Idris Ackamoor and the Pyramids An Angel Fell, Strut
[10.05] Jachna/Mazurkiewicz/Buhl God’s Body, Audio Cave CD, DL (LP później)
Jerry Garcia Before the Dead, MCA Nashville
Jess Williamson Cosmic Wink, Mexican Summer
[10.05] Katarzyna Szczerba/Andrzej Załęski/Tomek Mirt Deer Rut Time, Saamleng CD
[7.05] Kucharczyk FUTURE FUTURE, Mik.Musik
La Luz Floating Creatures, Hardly Art
[6.05] Luis Vicente, Seppe Gebruers, Onno Govaert Live at Ljubljana Multikulti Project/ Spontaneous Music Tribune Series CD
Łukasz Dziedzic RATCATCHER (Original Exhibition Soundtrack), MWW Muzeum Współczesne Wrocław DL
Mark Kozelek Mark Kozelek, Caldo Verde
Meyers Struggle Artist, Shelter Press
[10.05] Mirt BKK, Saamleng CD
Natalia Sikora Tribute to Mira Kubasińska, MTJ
[8.05] No Trend You Deserve Your Life, Digital Regress LP
Omsk Information & Dr. Walker Mescaline Muzzikkk, Nona MC, DL
Ornette Coleman Ornette Coleman: The Atlantic Years, Rhino box 10CD
Ry Cooder The Prodigal Son, Fantasy
Sarah Louise Deeper Woods, Thrill Jockey
Sean Khan featuring Hermeto Pascoal Palmares Fantasy, Far Out LP, CD, DL
Simian Mobile Disco Murmurations, Wichita
The Body I Have Fought Against It, But I Can’t Any Longer, Thrill Jockey
The Sea and Cake Any Day, Thrill Jockey
VA Kroniki Filmowe. Polish Library Music, GAD LP (CD już jest)
Wczasy Zawody, Thin Man CD
Wrong Dials aka wd30 Amateur Shamanism, Pointless Geometry
[6.05] Zachary Paul & Patrick Shiroishi Longitude: Live at Roughage, Touch
Wszystkie premiery 11.05, chyba że oznaczyłem inaczej.
Komentarze
Simian Mobile Disco – Murmurations – całkiem udana płyta
Beach House naprawdę na ósemkę, świetna płyta! A niedziela upływa mi pod znakiem nowej płyty Idris Ackamoor & The Pyramids – polecam.
No i przyszły piątek to dopiero będą muzyczne żniwa 🙂