Monotonne jest życie rapera
Tamten wczorajszy wpis był po trosze żartem. Bo przecież każdy wie, że nie ma doskonałości. Nawet popularni hiphopowcy są od niej dalecy – o czym warto sobie przypomnieć, gdy premier rapowych wychodzi chyba najwięcej. Jak gdyby wszyscy chcieli zdążyć na Światowy Dzień Poezji, który wypada dzisiaj – o czym przypomina dzisiejsza „Wyborcza”, przedrukowując tekst Młynarskiego, a nieco dalej publikując recenzję płyty duetu Pro8l3m. Tego samego dnia ukazał się nowy album Tego Typa Mesa. Pisałem już krótko na temat tych dwóch albumów, o tych samochodach w śniegu na obu okładkach itd. Kilka odsłuchów później mam dla autorów obu płyt kilka słów podziwu i kilka zdań współczucia.
Jeśli życie rapera jest smutne i monotonne, to dlatego, że ciągle musi o tej wódzie, o tej flocie, nadużywaniu narkotyków i szybkich samochodów, wykorzystywaniu łatwych i szybkich dziewczyn. W tym mrocznym świecie drinki nieuchronnie musza się, choćby i na pych, zrymować ze stringi. A duet Pro8l3m wyszedł w opowiadaniu o tym świecie na pozycje liderów. I jeśli zaczyna (a zaczynać potrafi od trzęsienia ziemi) od emocji w zenicie i narkotyków w hurcie – Tak, jestem wkurwiony / Tam lecą tony – to później można już tylko eskalować. Aż z krainy sprawnie budowanych i wystrzeliwanych momentami jak z karabinu (singlowe Flary) rymów przechodzimy do powtarzającego się schematu skitów: twardzielskich rozmów telefonicznych słuchanych jako monologów. Te na początku były w wykonaniu duetu rewelacją, a tu przy kolejnym powtórzeniu są już monotonne. Trochę jak te przywoływane już przeze mnie dialogi z polskiego kina sensacyjnego. No ale tak jak i tam jest duża publiczność i równie wielka pokusa monetyzacji i powtórek.
Jest i druga strona: podkłady Steeza w dużej mierze odświeżają tu stary, wyświechtany trance i acid house (kierunek pieczętują teksty: Słucham trance’u, piję pepsi). I jest to jak zwykle godna uznania próba budowy całości od nowa. Jak zawsze zaskakująca. Mocno wycięte z tego wszystkiego są precyzyjne i jak zwykle trochę beznamiętne partie Oskara (ma dobrą dykcję, ale głos i tak wydaje mi się tu miksowany głośniej niż gdzie indziej). W Światowym Dniu Poezji wypada dodać, że jeśli Mickiewicz pisał trzynastozgłoskowcem, u Oskara mamy raczej siedmio- lub nawet sześciozgłoskowiec. A zatem pełna zgodność formy z tym przykurzonym rave’em. No i wciąż (ale o tym to więcej pisze Jarek Szubrycht w „GW”) bez wątpliwości, że chłopaki odgrywają role, a nie autobiografię. Tyle że cały ten Ground Zero Mixtape jest przełamany gdzieś w połowie, druga część (z m.in. Magnoliami , Iskrami czy Vanitas) jest zaskakująco refleksyjna, wersy się wydłużają, rytmika zmienia. Może to jeszcze wersja beta czegoś zupełnie nowego, ale mnie tam – jako kogoś nieco już zmęczonego tą sensacyjną choćby fabułą z półświatka rozgrywaną jak FPS na jednej i tej samej mapie – napawa to optymizmem.
Ten Typ Mes niby żyje w świecie tak samo ponurym, ale operuje tylko i wyłącznie na planie osobistym, dodając do tego wszystkiego jeden element. Jak w refrenie: Nowe lajki, nowe hajsy, nowe narcos, ciągły sarkazm. Tej ironii i autoironii mamy tu dużo. Od samego początku. Poważna jest chyba tylko sygnalizacja prywatnych tarapatów w pierwszych wersach Odporności. Później wszystko jest na dystansie. W ten sposób Mes tłumaczy,że postanowił i teksty, i muzykę napisać samemu (Geneza w zmianie trybu pracy? Proste / ZAiKS sto procent, czaisz to, jak do Ekstraklasy masz dostęp). W ten sposób opowiada nawet własną – konfrontowaną z tą, która przydarzyła się O.S.T.R.-owi – szpitalną przygodę z odmą płuc (I jedzie znów sygnał, dyżur, znów Ostry / Doktor: Za życiem byś pan spalił wszystkie mosty). W ten sposób odnosi się do trudów życia (To miasto umie twój wysiłek odwzajemnić / Wykładasz lachę nań, to ci szybko wsadzi w nią cewnik). Komentuje sprawy dość aktualne (Dziś moje życie jest cyklem / Między orlenem, shellem i cyrklem). Ba, wchodzi nawet w rejony Pro8l3mu, tyle że po swojemu (W Warszawie tyle pasów ulic jest żółtych, bo to miasto wciągnie ci wszystko, co białe). I w erotykę (Top jej opada jak OLiS w jazzie). Przy okazji: w Po tę tu, z którego ten ostatni cytat pochodzi, Mes najmocniej zbliża się do Pro8l3mu w podkładzie. Czyli problem Pro8l3mu jako ważnego punktu odniesienia istnieje.
Czasem westchnie się tutaj z autentycznym podziwem nad beatem – jak przy cytowanych już (ta historia o płucach) kapitalnych Kulach z bukszpanu, czasem zwróci uwagę na to, że z tym ZAiKS-em to nie do końca prawda, bo przecież gości trochę jest – Ola Trzaska na flecie, Justyna Święs na wokalu, Krzysztof Kawałko na gitarze, Emil Blef z Flexxipa itd. Zadziwia czasem liryka odchodząca daleko od twardych ulicznych schematów – choćby w Krzyczał na synka. Zaskakuje momentami śpiewający Ten Typ Mes, bez autotune’a, czasem tylko z talk boxem (było, że wokoderem, ale edit). Ale przede wszystkim i ciągle słucha się płyt tego autora po to, żeby zbierać po drodze zgrabne frazy, wygarniać cały ten kulturalny namechecking (Danuta z twojej ligi Holecka, Rinn / Moja Danuta Stenka, stęka, wins) i śledzić, czy rym Mes zamknie anglicyzmem czy może hashtagiem. A ja jeszcze, przy tym coraz bardziej osobistym otwarciu Tego Typa, spoglądałem tu też jak pomiędzy tymi mocniejszymi metaforami (jak ta z Mariną Abramović w roli głównej) lęgnie się tu gdzieś taka nieco bardziej kobieca perspektywa. I nie perspektywa pozycji seksualnych, tylko taka wynikająca z odmiennej wrażliwości albo po prostu wyprowadzająca punkt widzenia na pozycje bardziej ogólnoludzkie. Bo bez tej perspektywy hip hop jak asymptota zbliża się do poziomu koszar. A w koszarach przez chwilę na pewno jest zabawnie, a później już raczej coraz bardziej monotonnie.
TEN TYP MES RAPERSAMPLER, Alkopoligamia 2018, 8/10
PRO8L3M Ground Zero Mixtape, RHW 2018, 7/10
Komentarze
Biedactwo. Rapować mu karzą.
Muzyka też jest monotonna. Coraz bardziej przypomina to disco polo tylko inaczej. Powiedzmy, że disco polo ze swoją gorzałką i dupą Maryni jest bardziej soft, a tu idzie hard z narkotykami i przekleństwami co ma nadać większej autentyczności. a robi się powoli tak samo śmieszne.
Uśmiałem się z tych „żółtych pasów”, ale faktycznie jak ktoś chodzi bez przerwy narąbany to zebra na ulicy wydaje mu się kreską kokainy do wciąganięcia. Pamiętam, że „za moich czasów” jak ktoś leżał na chodniku to raczej „słuchał płyt”, a tu trzeba uważać na leżących narkomanów na przejściu dla pieszych co jest zdecydowanie bardziej niebezpieczne dla uczestników ruchu drogowego. 🙂
Na odwykówkę od amerykańskiej gangsterskiej subkultury zapraszam tu:
https://jazdzewski.blog.polityka.pl
I tyle jeszcze do…
ocalenia!
„O, jakżem spełniony, jakżem rad
Żem nie jest, jak ten celnik…
Że aż tyle dobra drużyna ma
Podmienia w kraju Ci wiernym”…
– Pomodli się do Człowieka… Bóg:
„Bardzo Cię proszę
Inaczej mów”…
Cesarskie szaty, królewski smak
Przepysznej władzy pełnia…
Opasły przepych zawsze tak gna
Że szybko smakuje mizerią…
– Konfucjusz doradzi władzy tej:
Bogactwo władzy
Idzie też z niej…
Demokracja to, mówią, szczyt
„Każdy ma przecież prawo”…
I kandydować może i w mig
Świat skomentować w ekstazie
– Zada Sokrates z pytań stu
W zasadzie tylko to jedno:
„Czy z nią tak właśnie akurat jest?
Czy jest tak aby na pewno?”
Nie żadna tam Wika, nie „kopiuj wklej”
A każde z dzieci tych mędrców…
Macieju – pisze, pamiętać chciej
I idź drogą swą, lecz nie w miejscu…
To strzeże mnie, a widzę że
Że przecież na poły ostrzega…
– Bo tak wszystkiego… to jednak nie
Wszystkiego to… się nie da!
Dziś z kolei ponoć dzień wody, więc trochę polałem 🙂 Dla Wojtka w szczególności (lecz tym razem nie Wagla) 🙂 I jestem też za tym… żeby i tu się spierać, ale robić to tak, w sensie w takim tonie… jak np. Marysia Dąbrowska z Elzenbergiem… m
mp/ww
Które narkotyki preferujesz?
mp/ww
Which drugs do you prefer?