Jeszcze się kręci! (playlista 11)
Uwaga, ciekawe wydawnictwa ukazują się i w grudniu! A opublikowane wczoraj zestawienie najlepszych płyt roku serwisu The Quietus bardziej otwiera niż zamyka dyskusję o tym, jakie były te ostatnie miesiące. Zabawne, że jedna z bardziej oczywistych odpowiedzi, jakich udziela ten ranking, to fakt, że w Polsce rok upłynął pod znakiem dominacji albumów z wytwórni Instant Classic. Zajmują one w Quietusie odpowiednio 2. (Zimpel/Ziołek), 12. (Lotto) i 26. (BNNT) miejsce. Na miejscu innych wytwórni zacząłbym regularnie wysyłać nowości do serwisu który wydaje się już stałą trampoliną dla polskich wykonawców. A całą setkę traktowałbym w dużej mierze jako inspiracje do dalszych poszukiwań. Dzisiejszą playlistę na Polifonii wypełnią płyty mniej oczywistych wykonawców – 10 utworów z 10 nowych płyt – ale i tu znajdzie się pozycja do obowiązkowego odsłuchu. Tym razem bez udziału Polaków, choć Nihiloxica powinni moim zdaniem coś nagrać z RSS Boys.
BOB DESTINY Wang Dang [z albumu Habibi Funk 007: An Eclectic Selection of Music from the Arab World, Habibi Funk 2017, 7-8/10] Portorykańczyk Bob Destiny to przykład pełnej zakrętów kariery chłopaka, który zaczął jako stepujący tancerz w Hollywood, a zmarł w zeszłym roku we Francji, po karierze w Algierii, ale też we Włoszech i Hiszpanii. Wydany w 1970 roku wściekle funkowy Wang Dang ukazał się jeszcze w Afryce, co pozwala go skojarzyć z całą falą arabskiej muzyki inspirowanej amerykańskimi brzmieniami, którą ten cykl kompilacji dokumentuje. Znajdziemy tu utwory z arabskiej wersji nurtu zouk, rockandrollowe nagrania realizowane w krajach Maghrebu, funk podbarwiony miejscową tradycją muzyczną, szlagiery z Libanu itd. Klimat i energia są niesamowite. 4’37”
NIHILOXICA Endongo [z kasety Nihiloxica, Nyege Nyege Tapes 2017, 8/10] Trudno o coś bardziej egzotycznego niż muzyka z Ugandy, ale jeśli powiem, że dla tamtejszej sceny to odpowiednik tego, co Mark Ernestus zrobił w Senegalu – będzie jakiś solidny punkt odniesienia. W dziewięcioosobowym kolektywie zdecydowana większość odpowiada za partie różnego rodzaju bębnów z m.in. djembe i engalabi. I nieprawdopodobne, jak świetnie te różnorodne brzmienia tradycyjnych bębnów budują dramaturgię w tych prostych utworach – syntezator zasadniczo pełni tu tylko funkcję akumulatora, bo po odpowiednim rozruchu prawdziwą maszyną staje się sekcja. Imponujące granie bez śladu nudy (poważniejsze popisy perkusistów w końcowym ten materiał utworze Kadodi), a wydana w limitowanym nakładzie 100 sztuk kaseta już dawno sprzedana i będzie białym krukiem. 6’25”
KAUKOLAMPI Three Legged Giant Centipede [z albumu 1, Svart 2017, 8/10] Timo Kaukolampi znany z grupy K-X-P jest w nagraniach solowych jeszcze bardziej przekonujący niż jego rodzima formacja. Jako twórca muzyki nawiązującej zarazem do techno i bezpośrednio do muzyki syntezatorowej lat 70. robi tu konkurencję choćby projektowi Blanck Mass czy twórcom syntezatorowej muzyki filmowej w rodzaju Survive. Three Legged… jest niepokojące niczym atmosfera powieści Burroughsa – z którymi się kojarzy tytuł nagrania. Świetnie wyprodukowana w Greenhouse Studios Valgeira Sigurdssona, brzmi potężnie, ale ma też w sobie oszczędność i brutalność awangardy, dedykacja dla Miki Vainio w utworze Epiphyte to nie pusty gest. 10’38”
PEARL RIVER SOUND Colpo Acido [z albumu Future Break Raver, Seagrave 2017, 6-7/10] Po nieco Gigerowskim rysunkiem kryje się muzyka elektroniczna Roberto Semeraro, właściwie przegląd karty sprzed 20 lat. Trochę „staroszkolnego” jungle, acid house’u czy breakbeatu zaprezentowanego w dość czystej formule, najatrakcyjniejszej gdzieś w środkowej części albumu – poza wybranym utworem warto się zainteresować np. mrocznym Controlled Brains oraz wchodzącym już w rejony Orbital rozbudowanym narracyjnie utworem Voices. 3’18”
GÖKÇEN KAYNATAN Clearway [z albumu Gökçen Kaynatan, Finders Keepers 2017, 8/10] Kolejne fantastyczne znalezisko Finders Keepers, czyli kompilacja nagrań tureckiego mistrza rocka i muzyki elektronicznej. Gökçen Kaynatan był ważną postacią i dla rozwoju obu tych gatunków w Anatolii, i dla tamtejszej muzyki ilustracyjnej – pracował regularnie na zamówienie tureckiej telewizji. Jego utwory nie rzucają na kolana pod względem budowy, często – podobnie jak nagrania zachodnie z lat 60. – sięgają w stronę przerabiania na syntezatorową modłę schematów muzyki tradycyjnej czy gitarowej (choćby stylu surf, jak w wybranym nagraniu Clearway), ale brzmieniowo są niezmiernie intrygujące jako swoisty amalgamat wczesnej twórczości elektronicznej i funku, czasem zatrącającego o krautrock, oparty po części na urządzeniach własnej konstrukcji. Dla kolekcjonerów takich wynalazków z przeszłości – obowiązkowo. 3’41”
NEIL YOUNG & PROMISE OF THE REAL Already Great [z albumu The Visitor, Reprise 2017, 6-7/10] Utwór-polemika z Donaldem Trumpem, pisany z charakterystycznej perspektywy Kanadyjczyka zatroskanego o Stany Zjednoczone. I na sporym przesterze, ale z charakterystyczną folk-rockową swobodą i bez szczególnej mitręgi. Całą płyta niestety należy do mniej istotnych albumów Younga w ostatnich, bardzo pracowitych latach, ale znamienne, że przemnożona przez czynnik wieku (72) i zaangażowania, i tak jest w sumie odrobinę ciekawsza niż powstający trzy lata album U2. 5’47”
NICHOLAS KRGOVICH Do It Again [z albumu In an Open Field, Tin Angel 2017, 5/10] Czasy streamingu prowadzą nas częściej w stronę płyt niepotrzebnych, choć miejscami uroczych. Ten kanadyjski autor i wokalista nagrał solo właśnie taki album – znajdą tu coś dla siebie miłośnicy Jensa Lekmana (podobny, demonstracyjnie staroświecki sposób śpiewania), może też Destroyera, a nawet Steely Dan, choć Do It Again nie jest bynajmniej coverem, no i brakuje czegoś dla pełności aranży zahaczających o jazzowe harmonie. Ciekawie posłuchać takiej dziewiczej w pewnym sensie płyty, pozostawionej poza głównymi ścieżkami mimo pewnego potencjału. 3’49”
LEO TAKAMI A Day 3 [z albumu Tree of Life, Time Released Sound 2017, 7/10] Ta kolejna wizja Erica Satiego nowych czasów, ambientowa, delikatna, ale w swoim pozornym chaosie być może sterowana przez jakąś procedurę, to wymarzona muzyka do prostej gry. Ten rodzaj, który sprawdza się szczególnie przy długim słuchaniu (Minecraft i okolice), czyli wtedy, gdy chodzi głównie o to, by słuchacza nie przeciążyć i nie znużyć. Nasuwa się od razu skojarzenie: ej, to musi być ten, który napisał muzykę do gry Mini Metro! Ale to nie Rich Vreeland, choć sposób konstruowania z prostych elementów coraz bardziej skomplikowanego utworu przez Takamiego przypomina tamtą metodę. Motywy są naiwne, ale rzadko banalne. W pierwszej części utworu To a Child tej naiwności robi się już za dużo, przez co rzecz zbacza w stronę radosnej twórczości domorosłych mistrzów MIDI, ale całość pozostaje stanowczo warta uwagi. 7’03”
HATER Penthouse [z epki Red Blinders, Fire 2017, 6/10] Spokojniejszy okres w roku skłania do tego, żeby poszukać poza zwykłą ścieżką – i dzięki temu można odkryć kolejną gitarową formację, tym razem ze szwedzkiego Malmoe, ale sięgającą wprost do stylistyki The Smiths. Ledwie wydali debiutancki album You Tried, a już powracają z czterema kolejnym utworami – przejrzystymi i lekkimi, co zmienia tylko automat perkusyjny i wolniejsze tempo nagrania tytułowego. No i wyjątkowy wdzięk Penthouse’u. 3’38”
VIRGINIA WING / XAM DUO Birch Polygon [z albumu Tomorrow’s Gift, Fire 2017, 7/10] Podwójny duet z Wielkiej Brytanii z Matthew Bennem (Hookworms) w składzie i w dłuuugim jam-session z delikatną, bardziej oniryczną niż transową psychodelią. Blisko Charalambides, choć z lekkim przechyłem w stronę lubianej przez członków całej tej formacji Alice Coltrane, ale też śladami Broadcast – z saksofonem lekko zawodzącym w tle, niezbyt mocnymi dronami, marzycielskimi wokalami Alice Meridy Richards, często po prostu schodzącymi niemal do szeptu, i mnóstwem przestrzeni gdzieś pomiędzy. Szóstka innych, krótszych już utworów, momentami nieco bliżej shoegaze’u, uzupełnia program. No ale jeśli ktoś lubi zaoszczędzić, kupując cyfrową wersję, to dobry stosunek jakości do ceny. 21’11”
Komentarze
dziękuję za wskazanie Nihiloxica, bo Nyege (nie „Nyaga” – też nie wiem, co to znaczy ;)) staram się śledzić.
Dzięki! Poprawiam pomyłkę 🙂
co do zestawienia quietusa, to z jednej strony cieszy, ze znowu polskie albumy tam widać, ale z drugiej zastanawia ta dominacja instant classic; wydaje mi się, ze w tym roku w polsce wydanych zostało mnóstwo ciekawszych, bardziej odkrywczych (dla mnie czymś takim był choćby nielegal [2017] lemiszewskiego, ale wiecej by tego znaleźć można) rzeczy niż to, co w zestawieniu się znalazło. polska muzyka niezależna nie tylko instant classic stoi! moze by im tam do tej zagranicy link np. do blogu Bartka Nowickiego podesłać, by im trudu przeczesywania polskiej sceny oszczedzic?