Scena do nogi

W drugim dzisiejszym wpisie jeszcze krótko i na gorąco – trzy dobre wiadomości. Dobra wiadomość dla miłośników muzyki tanecznej. Dobra wiadomość dla miłośników winyli. I ogłoszenie nowych artystów, którzy pojawią się w programie Off Festivalu, czyli dobra wiadomość dla tych, którzy lubią, jak to powtarzała moja ulubiona redaktorka naczelna, poruszać nogą. Z tym musiałem się wstrzymać aż do teraz, nerwowo przebierając nogami, bo rzeczy są istotne.

Zacznijmy od tej ostatniej wieści. Scena Leśna zamieni się podczas tegorocznej edycji Off Festivalu w Scenę Electronic Beats, co będzie najwyraźniej miało spore znaczenie dla programu, mocniej w tym roku wchodzącego w sferę muzyki elektronicznej. Trzy nowe atrakcje tej dużej sceny to rzeczywiście artyści formatu nie za bardzo pasującego do małego namiotu. Po pierwsze, Derrick May – jeden z producentów z wielkiej trójki Detroit techno, czyli tzw. tria z Belleville, w swoim czasie chyba najbardziej znany w Polsce, autor słynnego i przecytowywanej w nieskończoność definicji: Techno jest jak George Clinton i Kraftwerk unieruchomieni w zamkniętej windzie z sekwencerem do towarzystwa. Po drugie, niemiecki artysta Pantha Du Prince z materiałem z nowej, zaplanowanej na maj tego roku płyty The Triad, na której znów znajdzie się miejsce na brzmienia spoza komputerowej palety – zapowiada się to bardzo ciekawie. Po trzecie, duet Marcina Maseckiego i Jacka Sienkiewicza, bo których spodziewam się jednego – że wykonają w tym składzie coś zupełnie niespodziewanego.

Na resztę ogłoszonych dziś artystów tej sceny składają się Rødhåd z Berlina, Kero Kero Bonito z Londynu oraz cała seria wykonawców sprawdzonych m.in. podczas minionego właśnie festiwalu Spring Break czy w czasie Unsoundu: Rysy, 67,5 Minuty Projekt (czyli 60 Minut Projekt plus Janek Młynarski), Niemoc, Jóga, Sotei (duet Wojtka Sobury i Teielte). Na scenie Electronic Beats pojawią się też zapowiadani wcześniej artyści: DJ Koze, GusGus, Andrew Weatherall b2b Roman Flugel, Jaga Jazzist, Sleaford Mods, Kiasmos, Liima oraz Islam Chipsy.

Dobra wiadomość dla fanów winylu jest taka, że (co można było usłyszeć podczas prezentacji na Spring Breaku) udział sprzedaży winyli w przychodach polskiego rynku muzycznego wynosi w tej chwili całe 6,8 proc. Więc zdecydowanie bardziej „aż” niż „tylko”. Zaczyna się z tego robić naprawdę znaczący kawałek tortu, co zapewne więcej osób skłoni do zakupu gramofonów, a to powinno spowodować, że ci zaopatrzeni sprzętowo słuchacze będą szukać uparcie kolejnych płyt. O wynikach wreszcie wychodzącego na swoje przemysłu muzycznego pisałem już na blogu dwa tygodnie temu. Dziś tylko dopowiem globalne dane dotyczące płyt winylowych: w roku 2006 sprzedawały się na świecie w nakładzie 3 mln egzemplarzy, dziś to już ponad 30 mln sztuk (dane za rok 2015). Dziesięciokrotny wzrost w 10 lat. Nie wiem, kto się może pochwalić taką dynamiką wzrostu. Telefony komórkowe? Oczywiście streaming, z premierami pokroju nowej płyty Beyonce wydanej – jak to ostatnio bywa bez zapowiedzi – w ostatni weekend.

Trzecia dobra wiadomość dla tych, którzy lubią poruszać nogą, to kompilacja Larry’ego Levana Genius of Time, zbierająca różne remiksy nagrane przez amerykańskiego didżeja i producenta w latach 1979-1992, czyli do końca życia bohatera. A jeśli May był jednym z ojców nurtu techno, to Levan był nowojorskim bożyszczem dyskotek i to na prowadzonych przez niego imprezach w gejowskim klubie The Paradise Garage powstały zręby gatunku zwanego garage, a później przekształconego w house w Chicago, z zachowaniem odniesień do Levana. Ten ukształtował warsztat didżeja klubowego w kształcie obecnym do dziś – przede wszystkim próbował miksować ze sobą różne nagrania, przyspieszając lekko popularne wcześniej szlagiery soulu, funku i disco. Jeśli ktoś zdążył do końca obejrzeć tegoroczny serial Vinyl, mógł zobaczyć w ostatnich odcinkach figurę takiego didżeja-innowatora, przy charakterystycznej dla lat 70. wielkiej klubowej konsolecie odświeżającego stare taneczne klasyki. Nakładanie efektów na partie wokalne, podkładanie dodatkowych ścieżek perkusyjnych (z automatu Linn Drum), czasem dodawał w miksie syntezator, wreszcie drobne zabiegi dubowe – to wszystko można usłyszeć w tym zestawie na reprezentatywnej próbce (choć łącznie remiksów Levan stworzył ponad 200). Dostajemy tu m.in. aż cztery remiksy ulubienicy Levana, Gwen Guthrie. Któż by dziś pamiętał o tej wokalistce R&B, przez moment chórzystce Madonny na debiucie (który wykorzystywał przecież brzmienia taneczne), gdyby nie te wersje?

Zaleta wydawnictwa polega na tym, że zostało wpuszczone do sklepów w bardzo okazyjnej cenie – 7 funtów za podwójny album na brytyjskim Amazonie. Wprawdzie pod względem edycji płyta nie może się mierzyć z tymi wydawanymi przez Strut, Soul Jazz czy Numero, ale jest przynajmniej tania i łatwa do nabycia. Nie widziałem tylko jeszcze, by polski oddział Universalu sprowadził Genius of Time do naszych sklepów. Ale to już jest nieco gorsza wiadomość.

LARRY LEVAN Genius of Time, Universal 2016, 8/10