Znowu będzie afera

Warto od razu uprzedzić, że znów będę chwalił kobietę – i znowu nie za to, jak wygląda na scenie czy jak wypowiada się o życiu rodzinnym. Tu konieczne słowo uzupełnienia reakcji facebookowych po przedwczorajszej publikacji urodzinowego wpisu o Joni Mitchell. W latach 60. i 70. była wielką autorką pośród autorów, więc uważałem, że nie ryzykuję wiele, pisząc, że pisała lepsze piosenki niż jej koledzy (tak zapowiadałem wpis na Facebooku). I rozumiem subiektywną niezgodę – ten woli Dylana, ów sądzi, że jednak Neil Young lepszy. Wśród reakcji, jakie odebrałem, znalazły się jednak całe litanie nazwisk piszących piosenek mężczyzn, a – co gorsza – ignoranckie zarzuty, że wypycham Mitchell przed szereg, napędzany postępową poprawnością (to trochę jakby mówić, że Skłodowska-Curie dostała dwa Noble dla parytetów, odbierając je w ramach postępu bardziej zasłużonym kolegom). Znajomy redaktor z radiowej Jedynki i autor bloga Ale Muzyka (na którym publikuje noty PR na temat najnowszych premier i koncertów) ogłosił nawet przy tej okazji koniec dziennikarstwa – bo powstają teksty bardziej na aferę niż z wiedzy płynące. Stąd mniemanie, że dzisiejsza notka może grozić jakąś kolejną aferą. 

Nota zbiera dwie wydane w odstępie ledwie dwóch tygodni albumy, w których tworzeniu wzięła udział Mabe Fratti – gwatemalska wiolonczelistka i wokalistka działająca w Meksyku, znana z programu tegorocznego Unsoundu, a na Polifonii pojawiająca się od ponad dwóch lat. A przy okazji autorskiego Será que ahora podremos entendernos? wyróżniona jako jedna z płyt roku 2021. Wszystko, co wtedy chwaliłem, wszystkie te porównania z Juaną Moliną czy Arthurem Russellem, to wszystko nie okazało się bynajmniej pochwałą na wyrost. Fratti pozostaje aktywna i wydaje albumy dość osobne i na bardzo wysokim poziomie. 

W formacji Titanic Fratti występuje m.in. z grającym z nią na Unsoundzie gitarzystą i pianistą i.la católica (Hector Tosta), a także z saksofonistą Jarrettem Gilgore’em i świetnym perkusistą Gibranem Andrade. Nagrywają tu coś w rodzaju totalnej muzyki kameralnej. Vidrio to niby blisko popu, ale właśnie z kameralistyki czwórka muzyków wzięła świadomość grania dynamiką. Cisza tu dużo znaczy, pojedyncze dźwięki robią wrażenie. Riffy budowane na pojedynczej, krótkiej partii fortepianu – jak w Cielo falso – robią wrażenie. A duet lub trio instrumentów potrafią zabrzmieć jak orkiestra. Fratti grywała też na saksofonie i partie tego instrumentu potrafi kapitalnie zestrajać w aranżacjach z wiolonczelą, markując orkiestrowość przy ażurowej, lekkiej, momentami nawet minimalistycznej strukturze piosenek – czy może już pieśni.  Śpiewa przy tym we wstrząsająco normalny, naturalny sposób. Nie ma modulowania tonu, żadnych technicznych ubarwień, nie ma emocjonalnego mizdrzenia się. Nie jest to styl wybitny, ale jednocześnie nieosiągalny dla większości wokalistów. 

W drugim przedsięwzięciu, Amor Muere, towarzyszą Mabe z kolei trzy instrumentalistki ze sceny muzyki alternatywnej i improwizowanej Meksyku: Gibrana Cervantes, Concepción Huerta i Camille Mandoki (mamy więc formację kobiecą w opozycji do mężczyzn na Vidrio). Materia dźwiękowa jest gęstsza, mniej piosenkowa, bardziej emocjonalna i swobodna w geście, idzie w stronę dronowych pasaży wykorzystujących połączenie brzmień smyczków i syntezatorów, ze zwieńczeniem w postaci 19-minutowego Violeta y Malva. Choć i tu pojawiają się partie wokalne, a Love Dies wydaje się nawet jakimś rodzajem pomostu pomiędzy tymi dwiema płytami. I pewnie najlepszym punktem do rozpoczęcia przygody z tym albumem – choć oczywiście lepiej zacząć od Titanica.

Żeby dalej iść na aferę, napiszę tak: ze wszystkich Arthurów Russellów tego świata Mabe Fratti jest najfajniejsza, bo poza ogólnym punktem wyjścia (wiolonczela, głos, akademickie przygotowanie, swobodna formuła piosenek itd.) coraz mniej do Russella podobna. Ma własny świat i za kilka lat – zaryzykuję – to ona będzie podobnym punktem odniesienia. Ale tu nie ryzykuję dużo. Wychowane na starej radiowej Trójce grono miłośników męskiego grania może nie uznawać akurat Russella za tej miary autorytet co Dylan i Jagger, afera z pewnością nie będzie już miała tej skali.   

TITANIC Vidrio, Unheard of Hope 2023
AMOR MUERE A time to love, a time to die,
Scrawl World 2023  

EDIT: Vidrio i Titanic zamieniły się miejscami w pierwszej wersji noty, niezastąpionemu koledze MW dzięki za zwrócenie uwagi.