…i rozpoczyna się w taxi misterium

Cytowany w tytule Pan Darek – kulminacyjny punkt płyty – to jest poezja. I gdyby nie było pasty o wędkarzu, toby już była. Choć właściwie niewykluczone, że oba te teksty kultury traktują o dokładnie tym samym bohaterze. Pomilczałem sobie dotąd o płycie tria Łona Konieczny Krupa, bo dość szeroko opisaliśmy ją tekstem Jacka Świądra w głównym wydaniu POLITYKI. Poza tym żona podejrzewa mnie o przynależność do fandomu pierwszego z trójki artystów (pewnie jeszcze nie czytała entuzjastycznej recenzji na Polifonii najnowszej płyty Krupy i Koniecznego z Siema Ziemia, hihi), a nie chcę, żeby raper ze Szczecina okazał się przeszkodą w moim związku niczym ta terapeutka z najnowszego spektaklu Michała Sufina, który widziałem wczoraj – tylko po to, żeby się przekonać, jak bardzo Sufin i Adam Zieliński mogliby sobie podać rękę na gruncie literackiego wyginania języka. Bo miejmy to za sobą: dla Łony, który i bez tego potrafi opowiadać, Taxi jest zestawem historii na tyle mięsistych, żeby tą płytą mógł zasłużyć na nominację do Nike, a nie tylko do Fryderyków.    

Do albumu podchodziłem z ociąganiem także dlatego, że duet Łona/Webber uważałem za idealny przykład artystycznej symbiozy, a tu panowie się na moment rozparowali. Webber się sprawdził doskonale w superważnym musicalu 1989, ale wątpliwości nie zniknęły – wręcz przeciwnie, statystyka tym bardziej wskazywała na to, że chociaż ten drugi musi się w takim razie potknąć. Tymczasem rozstanie dobrze zrobiło im obu. Ta jeszcze bardziej literacka niż zwykle płyta Łony przyniesie mu więcej uwagi, a Krupę i Koniecznego, którzy doskonale odnaleźli się jako twórcy beatów (jak to w pokoleniu – znamy już przypadek Kuby Więcka, znamy dobrze hiphopową stronę EABS), przeniosą do innej ligi, jeśli chodzi o rozpoznawalność – co chciałoby się skomentować frazą z pasty o wędkarzu, ale tej oryginalnej.

Największą zaletą tych beatów jest to, że okazują się bardzo urozmaicone, tak bardzo indywidualne, ogrywające coraz to nowe pomysły. Słuchane osobno nie wydawały się jeszcze tak mocne, by konkurować z podkładami Webbera. Poza tym podświadomie usiłowałem w nich złapać jakiś cień dawnego styl i dlatego może spośród singli najbardziej mi się podobał ciągnięty długą frazą saksofonu, ale jednak bardzo miarowy i dość skoczny Kocyk. Webber pewnie by skądś wyciął tak piękną frazę – o ile by ją znalazł, bo ta długa fraza Krupy jest bezbłędna, zostaje w głowie, ilekroć przesłuchacie całość, podobnie jak refren Kiedyś to było, teraz to nie ma.     

No właśnie – całość. Ta płyta zupełnie inaczej działa w całości. Płynie się przy tym przez miasto jak w dobrze prowadzonym samochodzie. Mam wprawdzie wątpliwości do gadanych przerywników – już wydawało mi się, że który to raz w tym roku przerywniki ciągną całość do dołu zamiast windować do góry. Ale to jednak nie jest przypadek Vito czy Taco. W paru miejscach – choćby w Kolędzie – te dokumentalne dopowiedzenia zdradzające, że płyta jest efektem większego projektu opisującego świat taksówkarzy, robią wrażenie. Inne mankamenty? Może ciut za dużo o rzyganiu. Nie chodzi o to, że mnie to rzyganie razi czy żenuje, ale o to, że jest przewidywalne, dokładnie to sobie myślę (ileż ten wóz przeszedł!), ilekroć wieczorem wsiadam do taksówki. Z drugiej strony – cała ta opowieść jest właśnie odpowiedzią na to, o czym myślę, kiedy wsiadam do taksówki. To ten typ twórczości, który w miarę upływu czasu podoba mi się coraz bardziej. Jedzie w poprzek – przez skojarzenia, stereotypy i zaskakująco bogatą otoczkę kulturową jednej grupy zawodowej, która zasadniczo, jak wiele rzeczy, o których Łona opowiada, jest już na wymarciu. A to robi z tej opowieści ważniejszą niż się z pozoru wydaje.  

I mała uwaga na końcu – krzywiłem się, kiedy Universal sprowadzał do nas kolejny nieco zwietrzały szyld ważnego niegdyś labela, ale dziś nie mam uwag, bo ten polski Def Jam chyba w lepszej formie niż ten amerykański. 

ŁONA KONIECZNY KRUPA Taxi, Def Jam 2023