Ceny biletów dynamicznie… w dół
Kupowaliście bilety na Red Hotów na płycie Narodowego po 815 zł? Przepłaciliście. Są w tym momencie po 482 zł. Na Depeche Mode po 873 zł? Niedobrze, dziś sprzedają je po 689 zł. Beyonce po 1114 zł na płytę? To była z pewnością nie najlepsza decyzja budżetowa. Dziś kupicie bilety do tej strefy po 827 zł. O wejściu cen kształtowanych dynamicznie pisałem już w obszernym tekście na łamach POLITYKI. Zjawisko ma dwie strony: owszem, teoretycznie wzrastające zainteresowanie powinno śrubować ceny do poziomu tych, za jakie sprzedałby wam w danym momencie najlepszy konik. Takie przynajmniej jest założenie. Ale co, jeśli skalkulujecie wyjściową cenę na zbyt wysokim poziomie? Co jeśli ceny biletów na analogiczne imprezy za granicą są niższe – albo przynajmniej obiekty, na których artyści tam grają, gwarantują lepszy odbiór? Jak widać polski widz coś o tym wie i zareagował na tę praktykę Live Nation negatywnie. A ponieważ staram się dokumentować na bieżąco ceny biletów (czego dowodem załączone screeny: odpowiednio z 28 marca i 18 maja 2023 r.), spieszę się tą informacją podzielić.
Spieszę to chyba zresztą właściwe słowo w tej sytuacji. Te ceny są zmienne w sposób, którego zasad do końca nie znamy. I oczywiście nie zachęcam do słuchania muzyki na Narodowym. I nie twierdzę, że za te sumy już warto się zderzyć z akustyką tego obiektu. Nie obiecuję też, że za moment ceny wciąż będą takie same – jeśli widownia masowo ruszy do kas, ponownie wzrosną. Ale jeśli 482 zł za zespół, który słynie z dobrych, ale też z kompletnie zawalonych koncertów, na obiekcie, gdzie nie zauważycie, czy to w istocie był udany koncert, to dla was ok – prawdopodobnie teraz jest moment. Chyba że bystry polski słuchacz (i słuchaczka) zdecyduje się dalej grać na zwłokę. Jedno jest pewne: ci, którzy przepłacili, z pewnością nie będą z tej sytuacji zadowoleni.
Komentarze
Koncercik na dvd z młodości twórców ma wiele zalet
DURAND JONES – Wait Til I Get Over – można, całkiem „rasowo”.
COLIN STETSON – When We Were That What Wept For The Sea – warto, permanentny oddech jeszcze mnie nie znudził.
THE BLACK DOG – The Grey Album – zdecydowanie warto.
Kupić w dołku – to mi zaczyna przypominać grę na giełdzie, z tą różnicą, że bilet chce się kupić jeden, a nie tak dużo, żeby jak najwięcej zarobić.
Piosenka leciała gdzieś w lokalu, przebój z lat 90. Torn – ktoś był w stanie podać tytuł ale nie wykonawcę i w Google przeczytałem niezwykła historię uporu twórców songu który dopiero wykonany przez Australijke podbił listy i to światowe, dając im tantiemy zapewniające dach nad glowa