Live Nation? To już nawet nie firma koncertowa

Tak, Live Nation sprzedaje na koncert The Weeknd bilety za sceną, czyli bez widoczności. Z opisem Brak widoku – tylko dźwięk, co brzmi w tym kontekście jak sypanie soli na ranę, bo rzecz ma się odbyć na PGE Narodowym, znanym w całej Polsce z tego, że nie słychać. Może ktoś nie widział tweeta opublikowanego trzy dni temu przez Rock’n’Karola albo tekstu Jakuba Knery na łamach POLITYKI i dowiaduje się o tym teraz. Jeśli tak – to nie żart. Choć nawet ASZDziennik z dużym trudem próbuje przebić absurd tej sytuacji. Biorąc pod uwagę różne działania koncernu LN/Ticketmaster, szczególnie w USA (mam na myśli skandale z wykorzystywaniem monopolu będące tematem przesłuchań w amerykańskim Kongresie oraz z dynamicznym kształtowaniem ceny przez algorytm, wprowadzającym do tego biznesu de facto element licytacji), Live Nation to od dawna już jest nie tyle firma organizująca koncerty, co raczej firma ściągająca opłaty manipulacyjne od marzeń fanów. W mojej opinii, rzecz jasna. O drodze dojścia do tego stanu pisałem w POLITYCE pięć lat temu. Dziś na rynku ograniczonych zasobów i wymierających legend, podpisując z nimi z pozycji dominującej ekonomicznie siły umowy na wyłączność, LN stworzyła mechanizm światowego monopolu, który będzie monetyzował emocje miłośników muzyki na wszelkie dostępne sposoby tylko po to, żeby podbić wycenę spółki na nowojorskiej giełdzie. Zasada bezwzględnej maksymalizacji zysku doprowadziła ją do miejsca, gdy stłoczeni i traktowani jak chodzące karty kredytowe fani dostaną coraz gorszej jakości usługę za coraz wyższą stawkę. Sam koncern ma fatalną opinię w dziedzinie obsługi klienta, a nawet grupy antyfanów, którzy ukuli dla niej hasło Lie Nation. Nie ma to od dawna wiele wspólnego z muzyką. A pocieszające jest to, że obsługiwane przez nią stare legendy same w sobie są produktami kolekcjonerskimi – w większości wypadają znacznie gorzej niż młodsi wykonawcy, na których bilety kupicie za kilkakrotnie mniejsze pieniądze. Jest to niestety rynek frajera, bo korzystanie z tego typu oferty (i piszę to jako wielokrotny klient LN, który wie dużo o tym mechanizmie, bo resztki fanowskich emocji i we mnie zostały) frajerstwo klienta stopniowo pogłębia. Dlaczego? Idąc na koncert tzw. wielkiej gwiazdy tylko dlatego, że dotąd jej nie widzieliście na żywo, niejednokrotnie pozbawiacie się możliwości zobaczenia aktualnie najlepszych, ale jeszcze nie tak popularnych artystów, czego żałować będziecie później. Jasne, są wyjątki. Ale żeby wyciągnąć pierwszy z brzegu przykład ilustrujący zasadę: kto był na koncercie Slowthaia podczas Off Festivalu i zobaczył tego skaczącego po scenie (i ze sceny), rozebranego do slipek i zaskoczonego przyjęciem chłopaka, a przy tym mógł wejść na scenę i zarapować razem z nim, nie przeżyje takiego doświadczenia, kupując za jakiś czas droższy bilet za jego koncert w większej sali, kiedy już umasowiony Tyron Frampton podpisze kontrakt z LN. 

Trzecią z najbardziej frustrujących rzeczy, jakie widziałem w mediach w tym tygodniu – tuż po tym pomyśle LN, reakcja polityków na kolejne doniesienia w sprawie uczestnictwa JPII w systemowym ukrywaniu pedofilii oczywiście poza konkurencją – była recenzja w Pitchforku płyty UGLY wspomnianego Slowthaia. Jej lead można by z miejsca przepisać: to album mało polaryzujący, za to całkiem satysfakcjonujący. Pokazuje to, co jest normalnym trybem działania m.in. na brytyjskiej scenie, czyli bliskość sceny gitarowej i rapowej (wspominałem o tym przy okazji recenzji Zdechłego Osy, którego sztab producencki powinien swoją drogą tej płyty posłuchać). Snucie porównań do Eminema nie ma większego sensu – The Streets wystarczy. Mierzenie tego całkiem już utrwalonego zjawiska miarką rage rapu, zjawiska ostatnich sezonów, to już zupełne kuriozum. Trippie Redd to inna galaktyka? Trudno mi uwierzyć w tak mocne przestrzelenie i zaczynam się zastanawiać, czy recenzent nie kreuje aby tego podobieństwa świadomie. Inaczej musiałby przecież zestawić brytyjskiego rapera z jednym z bogów Pitchforka, czyli Kendrickiem Lamarem. Bo króciutki Fuck It Puppet, który serwis uznaje za najgorszy na płycie (być może słusznie) to bardziej echo ostatniego albumu Lamara. Podobnie jak wyznanie dotyczące seksoholizmu – tutaj otwierające album w nerwowym Yum

UGLY (rozszyfrowywane jako U Gotta Love Yourself) nie jest płytową całkiem rapową, ale nie jest też płytą rockową do końca. A nawet w tej „rockowości” nie jest ani do końca punkowa czy post-hardcore’owa, ani grunge’owa, ani nawet britpopowa (choć bywa każdą z wymienionych). Nie jest jednolicie smutna, ale wesołkowata czy beztroska nie jest już w żadnym razie. Nie jest też concept albumem, choć skonstruowana jest dość spójnie. Jest to album na pierwszy rzut ucha brutalnie szczery, wręcz ekshibicjonistyczny, ale jednak z elementami dystansu i wycyzelowaną produkcją, która przenosi to na półkę produktów dobrze opakowanych. Choć z drugiej strony tę produktowość równoważy wiarygodna rozpacz, refleksyjność i dość jasne wątki samokrytyczne. Jest to więc – jak widać z tego opisu – płyta ze słabymi kwalifikacjami na polaryzującą, za to dużymi – by trafić do bardzo szerokiego odbiorcy, i to w stylu rodem z lat 90., przebijającym się przez bańki i nie wywołującym pytań. Pitchfork posługuje się argumentem lat 90. w sensie negatywnym, pisząc o generycznej muzyce gniewu, która spodobałaby się co najwyżej szefom majorsów z lat 90. Nie wiem, co z tamtej dekady pamięta autor tych słów, ale proponowałbym odświeżenie opowieści o sukcesach tej generycznej muzyki gniewu wydawanej przez dużej wytwórnie w latach 90., dużą część z niej znajdzie na listach albumów dekady przygotowywanych przez własny serwis. A cały Pitchfork – ostatnio często idący w swoich wyborach za dzisiejszym amerykańskim establishmentem muzycznym – reprezentuje dziś siłę, przy której szefowie majorsów z lat 90. byli wspaniałymi, rozkochanymi w muzyce ludźmi. Pomogę: wystarczy ich porównać z wyższą kadrą menedżerską Live Nation. 

SLOWTHAI UGLY, Method 2023

PREMIERY PŁYTOWE TYGODNIA

4.03 Matt Rösner Empty, Expanding, Collapsing, Room40
6.03 Jeugdbrand Siamese Dream (Team), Edições CN
7.03 Joseph van Wissem & Jim Jarmusch American Landscapes
7.03 Philip Samartzis Atmospheres and Disturbances, Room40
8.03 Areia Stories
8.03 Greg Spero The Chicago Experiment: Revisited, Ropeadope
8.03 Same Suki Dziadoskie piosenki o miłości, Audio Cave CD, DL
9.03 Formoza Nothing Can Be Done (Duluth Jam)
10.03 Coagulant Map of the Dusk, Antenna Non Grata CD, DL
10.03 Conway the Machine & Jae Skeese Pain Provided Profit, Drumwork
10.03 Dispirited Spirits The Redshift Blues, No Spirit
10.03 Fatima Al Qadiri Gumar, Hyperdub
10.03 Fever Ray Radical Romantics, Mute
10.03 Francesco Fabris & Ben Frost Vakning, Room40
10.03 Francis Tuan Samiec omega, Karrot Kommando
10.03 H. Hawkline Milk for Flowers, Heavenly
10.03 Hanakiv Goodbyes, Gondwana
10.03 Isole Anesidora, Hammerheart
10.03 Joanne Robertson Blue Car, AD93
10.03 Larry Goldings, Kaveh Rastegar, Abe Rounds Better, Ropeadope
10.03 Lasse Mørck Imagining Places No One’s Probably Ever Been
10.03 Lei Liang Hearing Landscapes​/​Hearing Icescapes, New Focus
10.03 Lia Kohl The Ceiling Reposes, American Dreams
10.03 Lonnie Holley Oh Me Oh My, Jagjaguwar
10.03 Loren Chasse & Juho Toivonen Aclod
10.03 Luka Traxel One-Eyed Daruma, We Jazz
10.03 Luumu Elephant Love Song, Tourbo Music
10.03 Malik Montana Adwokat diabła
10.03 Manchester Orchestra The Valley of Vision, Loma Vista
10.03 Meet Me @ The Altar Past // Present // Future, Fueled By Ramen
10.03 Miley Cyrus Ever Since Venus
10.03 Msaki x Tubatsi Synthetic Hearts, No Format!
10.03 Nia Archives Sunrise Bang Ur Head Against Tha Wall, Island EP
10.03 Patryk Zakrocki, Michał Pepol i Olga Mysłowska Leggerezza, Audio Cave
10.03 Periphery Periphery V: Djent is Not a Genre, 3Dot
10.03 Piotrek Markowicz Up the River, Opus Ellefantum
10.03 R. Iwański Transformations I, Don’t Sit On My Vinyl LP 180g clear ltd
10.03 Raffa Moreira Beleza Exótica
10.03 Shalom Sublimation, Saddle Creek
10.03 Sleaford Mods UK Grim, Rough Trade
10.03 Smote Genog, Rocket
10.03 T.ON T.ON plays Herzog | Muche | Nillesen, Impakt
10.03 The Nude Party Rides On, New West
10.03 TWYCE Ready To Be, JYP EP
10.03 VA Club 2020, 2020 Records
10.03 Van Morrison Moving on Skiffle