Postacie roku: Hubert Zemler

Zdjęcie Huberta Zemlera z Resiną przy pracy nad jakąś kolejną ścieżką dźwiękową przypomniało mi, że rok był dość przełomowy, jeśli chodzi o zaangażowanie muzyków z okolic Lado ABC w muzykę ilustracyjną. Jerzy Rogiewicz ma na koncie ścieżkę do Fucking Bornholm i do Iluzji Marty Minorowicz. Wspólnie z Bartkiem Tycińskim napisali muzykę do Taty Anny Maliszewskiej i jeszcze do serialu Brokat. Tyciński współwykonywał z kolei muzykę napisaną przez Macia Morettiego do serialu Pewnego razu na krajowej jedynce. Tam spotkała się, co nie dziwi, większa grupa związanych z Lado muzyków, Piotr Zabrodzki rzecz realizował. Słychać go także na ścieżce do Wielkiej wody – obok m.in. Małgorzaty Penkalli i Huberta Zemlera. A Zemler napisał też – wspólnie z Joanną Halszką Sokołowską i Danielem Pigońskim – muzykę do krótkiego metrażu Victoria Karoliny Porcari. W serialach działał też Rogiewicz – ma na koncie muzykę do drugiego sezonu Nieobecnych, przy której współpracował z nim Paweł Szamburski, twórca oprawy do dokumentu The Last One. Można więc sobie pod koniec roku pooglądać filmy i seriale kluczem muzyki. 

Spędziłem w tym roku szczególnie dużo czasu, słuchając Huberta Zemlera. Zdaję sobie sprawę, że to nie pierwszy rok, kiedy pojawia się dużo jego muzyki. Zdaję sobie też sprawę z tego, że nasze ścieżki krzyżowały się wyjątkowo często i bywałem już nie tylko obserwatorem, ale i współuczestnikiem tego, co robił – prowadziliśmy z Jackiem Hawrylukiem już choćby marcowy koncert jego The Roadhouse Band z muzyką z Miasteczka Twin Peaks. Mam nadzieję, że zagrają to jeszcze gdzieś na żywo, choćby jako wspomnienie żegnanego niedawno Angela Badalamentiego. Byłem też na scenie, kiedy premierę miał wyjątkowy – jeden z lepszych w całym cyklu łączącym muzykę orkiestrową i improwizację – utwór Zemlera Poemat toksyczny podczas tyskiego festiwalu Auksodrone, wykonywany z orkiestrą Aukso. I chwilę później, gdy ten sam muzyk musiał ponownie wyjść na scenę i wykonać partie perkusji w operze Alka Nowaka Baśń o sercu. Pogadaliśmy w Tychach, a po raz kolejny – podczas Innego Wymiaru Słuchania w warszawskim Promie, gdy wykonywał swoją popisową solową wersję (napisane było z myślą o pięciu) Music for Pieces of Wood Reicha i Musica Ricercata cz. VII Ligetiego. Już samo to pokazuje, że możliwości tego perkusisty, ale też kompozytora i aranżera są wyjątkowo szerokie. A poznałem bohatera wpisu także jako szefa muzycznego bandu na imprezie okolicznościowej duetu HCH – pracuje się z nim znakomicie.

Także z powyższych względów nie przesadzałem w tym roku z peanami na cześć Zemlera jako autora lub współautora płyt. A przecież ukazał się znakomity, skoncentrowany na brzmieniu solowy Drut z Bocian Records (tu znów – miałem okazję prezentować w radiu oryginalny koncert w cyklu Supersam+1) i drugie wydawnictwo jego Melatonów (opublikowane przez Pawlacz Perski – o tym wspominałem szerzej w tym wpisie), projektu, który osobiście szczególnie lubię. No i – to sobie jednak poczytuję za duże gapiostwo – płyta tria Łukasz Korybalski/ Wojtek Traczyk/ Hubert Zemler Don’t Try. Jedno z najbardziej udanych tegorocznych wydawnictw świętującego dziesięciolecie For Tune, dość tradycyjne w składzie, mniej pod względem wykonawczym i brzmieniowym (Korybalski prócz trąbki i flugelhornu wykorzystuje syntezator modularny, wszechstronność Traczyka zestawiać można z tą Zemlera), bardzo przy tym skoncentrowane na zespołowej dyscyplinie w najdzikszych momentach tej improwizacji. Być może więc warszawski perkusista był postacią roku w szczególny sposób dla mnie osobiście, być może perspektywę mam nieco skrzywioną, z drugiej jednak strony – możecie mi wierzyć, byłem blisko. Albo po prostu sprawdźcie sobie sami.