Postacie roku: Inflo

Zima jak zwykle zaskoczyła autorów podsumowań. Bo od lat jedno, czego można być pewnym, to fakt, że wydawniczy rok nie kończy się w listopadzie. Tym razem ci wszyscy, którzy z falstartem ogłosili płyty roku, nadziali się wyjątkowo boleśnie – na nowy album Little Simz, trudny, wyrastający z osobistych problemów, opowiadający o próbach radzenia sobie z szybko zdobytą popularnością, refleksyjny, ale zarazem lekki, oparty w dużej mierze na samplowanych partiach wokalnych, imponujący w aranżacjach orkiestrowych, w technice raperskiej nienaganny – narracja jest tu prowadzona, jak się wydaje, niemal bez wysiłku. A angielska raperka jest naturalną następczynią Kanyego Westa – co już do pewnego stopnia sygnalizował poprzedni album, fenomenalne Sometimes I Might Be Introvert (opisywałem to tutaj) – miejmy tylko nadzieję, że bez tego farsowego finału. 

Jak się jednak łatwo zorientować, w tytule niniejszej notki nie ma jednak Simbi Ajikawo. Jest Inflo, czyli Dean Josiah Cover, który okazał się bodaj najpracowitszym producentem roku. A pieniądze zarobione na współpracy z Adele – a pewnie po części też z Simz – zainwestował w swoje autorskie przedsięwzięcie Sault. Po tym szyldem wydał w roku 2022 najpierw album Air, podniosły, jeszcze bliższy gospel – tak jakby chciał podkreślić swoją wyższość nad Westem. No bo owszem, tą producencką połową Westa w duecie z Simz jest właśnie Inflo. 

Na No Thank You kluczową postacią jest także Cleo Sol, wykonawczyni przeróżnych partii wokalnych, które są dominantą tych nowych aranżacji (choćby najlepszych na płycie utworów Silhouette i Broken). I stała współpracowniczka Inflo w tajemniczym Sault – kolektywie ciągle wydającym płyty z zaskoczenia, bez promocji, bez wywiadów w prasie i mizdrzenia się w social mediach, zupełnie niezależnie, na wariackich warunkach jak na mocno jednak mainstreamową muzykę. Czystym szaleństwem było w tym roku to, co zrobili 11 listopada, publikując za jednym zamachem całą paczkę pięciu kolejnych płyt: Untitled (God), Today & Tomorrow, Earth, AIIR i 11. Wątków boskich niemało jest na Air i na albumie Little Simz, ale cała ta seria – bardzo nierówna, ale we fragmentach fascynująca (weźmy zaskakujące Envious w stylistyce Sade z ogólnie najlepszej w zestawie 11), mieszająca nurty jeszcze odważniej, idąca w stronę R&B, bluesa, ale też rocka (dziecięca Today & Tomorrow), reggae, gospel, muzyki afrykańskiej, a nawet latynoamerykańskiej – błądzi wokół tematyki religijnej. Nawet hasło potrzebne do odpakowania dystrybuowanej łącznie paczki brzmiało godislove

Rzecz jest oczywiście bezbłędną ilustracją kultury nadmiaru – można spokojnie tego pięcio-, albo i sześciopaku (wliczając kwietniowe Air) słuchać przez okrągły miesiąc, odkładając na bok wszystko inne. Trudno jednak nie zauważyć, że szkice i na szybko realizowane pomysły Inflo bywają lepsze niż dopracowane pomysły konkurencji. Z drugiej strony – album Little Simz to już wyraźnie efekt dłuższej pracy i bardziej bezwzględnych wyborów, rzecz mocniej dopracowana. W dalszym ciągu niewiele o Inflo wiadomo, ale mam wrażenie, że chyba nawet Ameryka nie ma w tej chwili tak amerykańskiego producenta. A już na pewno nigdzie nie mają tak pracowitego.   

LITTLE SIMZ No Thank You, AWAL/Forever Living Originals 2022