Kąpiel w kompilacjach
Moje zaległości sięgają głębiej niż tych kilkanaście składanek, które zbierają w ostatnim czasie pieniądze na pomoc Ukrainie. Sięgnę więc dziś po album z przełomu stycznia i lutego, a zarazem kolejne wydawnictwo firmowane przez Galerię „Wieża Ciśnień” Centrum Kultury i Sztuki w Koninie. Jeśli nie znacie tej marki, to straciliście już ładnych parę lat kompilacji z nagraniami artystów, którzy razem tworzą niezłą galerię najciekawszych postaci polskiej sceny alternatywnej. Najnowsza dla ułatwienia ma jak zwykle numer porządkowy zaszyty w tytule: WC ei8ght: Zona Electronica. Przynosi też jak zręby szerszej koncepcji – osnuta jest wokół sentencji na temat technologii rozchodzącej się z szybkością epidemii. A przy tym równowagi między tą technologią a nieustępującymi pierwotnymi siłami. Myśl wzięta została od Lema. I chociaż płyta nie zdążyła się ukazać na setne urodziny pisarza, to muszę powiedzieć, że – biorąc pod uwagę generalne fiasko roku Stanisława Lema – brakowało nam takich pomysłów.
Ważne są jeszcze dwa aspekty produkcyjne całego wydarzenia. Po pierwsze, fakt, że album opublikowała wytwórnia Zoharum, do której katalogu zaglądam tylko raz na jakiś czas, a przynosi z dość dużą regularnością ciekawe wydawnictwa. Po drugie – że współautorem kompilacji, obok Roberta Brzęckiego, jest Rafał Iwański. Z Wielkopolski przesuwamy się więc szlakiem dobieranych artystów w Kujawsko-Pomorskie (Clinamen, Mammoth Ulthana, Voices Of The Cosmos), do Trójmiasta (Pin Park), a nawet jeszcze dalej na północ, czyli do Norwegii (Joanna John). To oczywiście spore uproszczenie, zestaw jest w gruncie rzeczy w pełni międzynarodowy, a główny trop nie jest geograficzny, tylko brzmieniowo-konceptualny. Dominuje tu dość intensywna muzyka elektroniczna tworzona przez ludzi o różnych korzeniach – od wielbicieli krautrocka, przez speców od ambientu, ludzi z okolic dubu i sceny tanecznej, aż po scenę postindustrianą i psychodelię.
Fakt, że to wszystko się w jakiś sposób komponuje, wynika raczej właśnie z przesłanek brzmieniowych albo – bardziej jeszcze – opisujących sposób zanurzenia w dźwięku. Próżno tu szukać nagrań płytkich. Niezależnie od tego, czy obcujemy z przetwarzającym w cudowny sposób wybrzmienia akustycznych perkusjonaliów Air Mammoth Ulthana, czy słuchamy ciężkiego, opartego na manipulacjach taśmą utworu D I D (który zarazem – biorąc – biorąc pod uwagę soulowy charakter przetwarzanej partii wokalnej Hani Piosik – w eksperymentalny sposób ogrywa w istocie atmosferę trip-hopu), czy wreszcie zanurzamy się w Mniam Fischerle, fantastycznie wykorzystujące narracyjność, a nawet pewien rodzaj osobistego tonu eseju dźwiękowego znany z polskich studiów eksperymentalnych. Tej głębokości towarzyszy pewne namaszczenie i celebracja – nie ma w tych nagraniach miejsca na pośpiech, co oczywiste pewnie dla miłośników Mike’a Majkowskiego (choć Przyimek to w jego wypadku krótka forma) czy Kompozytu (Hundred Steps to Ragusa). Nie ma sprawiedliwego klucza przy opisywaniu składanek – zawsze ktoś zostanie pominięty, chyba że z tekstu zrobimy wyliczankę. Tyle że w wypadku Zony Electroniki, zmieniającej się momentami (choćby ten Kompozyt albo Magical Skinned Alive Animal Joanny John kojarzący się już prawie z horrorem) w strefę mroku, właściwie nie ma słabych punktów, warto więc dać szansę i zanurzyć się w całość.
RÓŻNI WYKONAWCY WC ei8ght: Zona Electronica, Zoharum 2022
Druga płyta wydana niedawno przez Zoharum to już nie kompilacja. Ale rzecz zaczyna się mniej więcej w tym punkcie, gdzie Zona Electronica się kończy. Themistoklis Altintzoglou podpisujący się jako Theta, czyli Grek nagrywający za kołem podbiegunowym, wprowadza nas z miejsca w środek niepokojącego żywiołu dźwiękowego z drżących dronów. Left at the Desolate Peak to taka kąpiel w falach o niskiej częstotliwości. Where 1000 Hands Point z przeświecającymi przez syntezatorowe barwy upiornymi odgłosami to już horror w czystej postaci. Wydawca sugeruje black metal jako jeden z punktów odniesienia i rzeczywiście, jest w tym podobna intensywność, a zarazem pewna klarowność brzmieniowa i koncepcyjna, może też pewna monotonia – ale wolę ten elegijny, potwornie mroczny świat dźwięku wpisujący się w obezwładniającą atmosferę niemocy niż np. mające podobny punkt wyjścia manipulacje dźwiękowe The Body. U Thety jest suspens, zaskoczenie. Nie ma tylko mowy o dobrym zakończeniu. I w chwilach, kiedy zło sięga krawędzi kiczowatego stereotypu, myślę o tej płycie jako o memie. Świat, jakiego byśmy chcieli, może być bardziej muzyką The Isley Brothers, ale to, co otrzymujemy, ma tajemniczą, a może po prostu niewytłumaczalną, zawiesistą ponurość Vision of One.
Θ (THETA) Vision of One, Zoharum 2022