Okłady z codzienności
Nie napiszę już dziś bloga / Pomyślałem sobie, że / Jest przede mną nowa droga / Będę słuchać, czego chcę. Tak tylko próbuję się zainspirować tekstem piosenki otwierającej nowy album Muzyki Końca Lata. A właściwie to już się zainspirowałem, bo Nie napiszę już piosenki to utwór, który z miejsca stał się dla mnie ważny. Kapitalny gest na początek płyty: Bartosz Chmielewski z MKL snuje resetującą wszelkie zobowiązania wizję uwolnienia od presji pisania czegokolwiek (w oryginale jest: Nie napiszę już piosenki / Pomyślałem tuż przed snem / Tyle jest muzyki / Nie ma komu słuchać jej). Bo po co dokładać się do tego wszystkiego, co już napisano. No i oczywiście… pisze o tym piosenkę, no bo to jednak najbardziej naturalna forma wypowiedzi dla kogoś, kto piosenki pisuje. Prawdę mówiąc, album Prywatny Ciechocinek przekonał równie błyskawicznie: prostotą, klarownością myśli i paroma pięknymi wizjami takimi jak ta z pierwszych linijek pierwszego tekstu. I okazał się zgrabną demonstracją, jak można zrobić dużą rzecz, mierząc całkiem skromnie.
Nowy album Muzyki jest przede wszystkim bardzo spójnym zestawem bezpretensjonalnych piosenek o smudze cienia, niepewności, czasie przewartościowań i potrzebie życiowych przemeblowań. Włącznie z tymi najbardziej przyziemnymi: trudną, a tak przydatną ostatnio nauką przebywania z samym sobą (singlowe Naucz się być sam), sztuką doceniania drobnych wrażeń, z piosenką tytułową sławiącą uroki siorbania, a właściwie chłeptania dobrego barszczu ukraińskiego (a przy okazji uroki diety warzywnej w ogóle): Czas zluzować układ nerwowy. O tym samym, choć w inny sposób, mówi finałowy Tani szampan. Bo w największym skrócie jest to płyta o nauce doceniania życia jako takiego. Żyjmy, które brzmi jak postjarocińska piosenka przełomu lat 80. i 90. doprawiona szczyptą anglosaskiego power popu, okazuje się zręcznym tekstem dokonującym ekstrakcji mądrości z banału: Żyjmy, póki da się żyć, oprócz tego nie ma nic.
Na takiej kontrolowanej granicy schematu, ciągle w klimacie prowincjonalnej piosenki, z którego to określenia muzycy MKL uczynili zasadniczo komplement, pozostajemy tu przed ponad 40 minut. A zarazem te refrenowe chórki Oli Bilińskiej albo dłuższe instrumentalne partie (Pieśń prawiczka) unoszą te piosenki wysoko ponad to, co można było wziąć za jakiś szklany sufit konwencji. I dalej, w stronę tych marzeń, od których się tu zaczyna. Prywatny Ciechocinek kreśli jakąś przestrzeń zwyczajności i codzienności, do której, a nie od której uciekamy, ale zarazem pokazuje, w jaki sposób można tę zwyczajność zakrzywić mocą prostego gestu: składania słów i akordów, układania melodii. Wyszła z tego rzecz bardzo kojąca, a przy tym nieźle i bez napinania się zamykająca poważne problemy ostatnich miesięcy (podczas których ucieczka poza blokowisko i poza dotychczasowy styl życia stały się doświadczeniem wielu osób). Najlepszy jak dotąd album Muzyki Końca Lata. No i chyba najciekawsza jak dotąd polska piosenkowa płyta w tym roku, gdzieś obok idącego bardziej światową ścieżką Oxford Drama. Trochę paradoksalnie, a z drugiej strony – wyobrażam sobie te dwa zespoły grające obok siebie na jednej scenie.
MUZYKA KOŃCA LATA Prywatny Ciechocinek, Thin Man 2021, 8/10
Komentarze
Jest w tych piosenkach coś z Pustek, zwłaszcza w chórkach.
@woyt –> To prawda. Zbliżony kierunek geograficzny. Nieobcy i mnie. 🙂