Słowo na niedzielę: żodyn

Żodyn się nie spodziewał tutaj definicji takiego słowa. Żodyn. Mogę tak napisać, bo śląskie słowo żodyn pojawia się w młodej polszczyźnie co rusz od paru lat i każden jeden już wie, że kryje się za tym jakiś rodzaj ironii. Jak przy wincyj, radośnie powtarzanym właśnie wtedy, gdy mamy już czegoś dość – bo tak niedobre czy głupie. Pochodzące z etnolektu śląskiego słowo żodyn (żaden, nikt) zaczęło się pojawiać – na podobnej zasadzie – w kontekstach bliskich ja wiedziałem, że tak będzie. A memiczna fraza ŻODYN się nie spodziewał, z przesadnym akcentem, często podkreślonym wersalikowym zapisem (i częstym powtórzeniem słowa żodyn na końcu – żeby nie było, że się pomyliliśmy), pada, gdy wydarzy się coś, czego – wręcz przeciwnie – należało się spodziewać. Przykłady? Bardzo proszę. Przy informacji o możliwej defraudacji publicznych środków na kampanię prezydencką: Ale że coś na lewo zrobili przy kampanii? No ŻODYN się nie spodziewał (z Twittera). Przy informacji o gwałtownie malejącej liczbie spółek komandytowych po zmianie przepisów podatkowych na ich niekorzyść: Żodyn się nie spodziewał. Żodyn. A po geście zdziwienia, że ktoś publikuje posty z pozycji religijnych: O nieee… baba z flagą Watykanu daje katolicki shitposting. No nikt by się tego nie spodziewał. ŻODYN SIĘ NIE SPODZIEWAŁ! (też Twitter).

Zainspirował mnie do dzisiejszego wpisu maleńki słowniczek polsko-śląski zwrotów ułatwiających życie w trudnej relacji lub po rozstaniu, książka zatytułowana Godej i wydana przez Mateusza Ledwiga, którego znamy jako autora fanpage’a Rubens był z Bytomia. Ten zajmuje się nieprofesjonalnie – czyli podobnie jak ja – meandrami ślónskij godki, tłumacząc na nią różnego typu pomocne zwroty, w rodzaju Hit me baby one more time z Britney Spears: Czaśnij mie pieronie jeszcze roz. W swojej książce sypie przykładami, które łączą tradycję z czasami mediów społecznościowych, np. przy definicji ciućmoka (osoby o wątpliwych zdolnościach radzenia sobie w życiu, jak definiuje autor): Wysłałach Ci list. Niy pedzioł żeś nic. Wysłałach Ci DM-a, nawet żeś niy odczytoł. Na poście żech Cię otagowała, lajka żeś nawet niy doł. A dej mi pokój, Ty Ciućmoku pieroński.

To, że do języka, którym posługują się młodzi – także na Mazowszu czy w Wielkopolsce – trafiają słowa i zwroty ze Śląska, widać od dawna. Tendencja przybrała nawet na sile, jeśli wziąć pod uwagę to, co zgłaszane jest do plebiscytu na Młodzieżowe Słowo Roku: jo dupie, lecymy dur albo masno.  Powodem jest zapewne popularność Masno Gangu czy przebijanie się do szerszego obiegu komentarzy do meczów piłkarskich kibiców ze Śląska (przy wynikach piłkarskich polskiej ligi hasło Żodyn się nie spodziewał pada gęsto). Efekt jest taki, że każdy chce się polansować na tamtejszym języku. Dlatego pewnie słowo żodyn trafiło nawet na sejmową mównicę. Poseł Konfederacji (z Lublina) chciał za jego pomocą zaatakować w ub. roku rząd Prawa i Sprawiedliwości, ale przeszarżował, zapominając o ironicznym kontekście i dość jednak precyzyjnej konstrukcji tego językowego mema. No żeby polityk w ogóle, a prawicy w szczególności, nie czuł dobrze ironii? Żodyn się tego nie spodziewał. Żodyn. 

Fotografia okładki Godej za stroną Roobensa. Tam również można zamówić egzemplarz.