Słuch plastyczny

Mniej więcej rok temu pisałem tu o płycie, którą Małe Instrumenty nagrały z grupą osób niesłyszących i niewidomych. Wydawało mi się, że w kategorii takiej współpracy nie da się zrobić więcej niż zaproponował Paweł Romańczuk. Okazuje się, że jednak się da. Pomógł Ernst Chladni – niemiecki (urodzony w rodzinie słowackiego pochodzenia) fizyk, geolog i konstruktor instrumentów, który żył na przełomie XVIII i XIX w., a zmarł w 1827 r. we Wrocławiu. Prawdopodobnie każdy widział kiedyś, np. w jakimś muzeum techniki, jego najsłynniejsze odkrycie, czyli tzw. figury Chladniego – regularne wzory, np. drobinki piasku, które tworzą się na płytkach pod wpływem fali dźwięku o określonej częstotliwości. Wrocławski zespół wykorzystał to podczas swoich warsztatów, tworząc z tego… język kompozytorski, a właściwie system szczególnych znaków, owych figur, za pomocą których osoby niewidome i niesłyszące mogły wspólnie stworzyć kompozycję – o mniej umownym, znacznie bardziej konkretnym charakterze.  

To właśnie dokumentuje wydana właśnie przez Klub Pod Kolumnami – gospodarza warsztatów – płyta Chladni. Zawiera wykonanie utworu przez czteroosobowy skład grupy Małe Instrumenty oraz wersję będącą stadium pośrednim, czyli stworzoną na bazie wygenerowanych, syntetycznych dźwięków. Sam proces powstawania kompozycji najlepiej dokumentuje i tłumaczy film wklejony powyżej, a utwór zawarty na płycie prezentuje z kolei klip wklejony poniżej. Książeczka dołączona do albumu zawiera zestaw samych figur Chladniego wykorzystanych przy tworzeniu utworu.  

Dziś w Nocnej strefie (Dwójka, 23.00) będę z kolei prezentować muzykę Pauline Anny Strom, niewidomej od urodzenia amerykańskiej kompozytorki o dość szczególnej drodze do tworzenia – pisałem już cztery lata temu o tym, że syntezatory i czterośladowy magnetofon kupiła za pieniądze, które dostawał jej mąż, weteran z Wietnamu. Pisała newage’owe, plastyczne, inspirowane przyrodą instrumentalne utwory, wydając je – w większości – pod szyldem Trans-Millenia Music. Nieznane szerszemu odbiorcy, nie przyniosły sławy autorce, która wkrótce sprzedała sprzęt i zakończyła działalność muzyczną, zajmując się rozwojem duchowym – swoim i innych. Zostały przypomniane dopiero kilka lat temu przez RVNG Intl (warto odnotować, że najpierw jedno z tych nagrań, Morning Splendor, trafiło na kompilację Late Night Tales przygotowaną przez MGMT). O Strom zaczęto pisać, a ona sama, zmobilizowana rosnącym zainteresowaniem, wróciła do komponowania i zebrała utwory na nowy album. Nie doczekała jednak jego premiery – zmarła w grudniu ub. roku w wieku 74 lat.   

My zostaliśmy z albumem Angel Tears in Sunlight, który już od tytułu zapowiada podróż w stronę uduchowienia i natury. I przynosi podobny zestaw brzmieniowy, charakterystyczny dla lat 80., czasów Yamahy DX7 i syntezy FM. Muzyka na nowej płycie Strom nie ma już magnetyzmu tej sprzed prawie 40 lat, ale ciągle ma w sobie tamtą plastyczność. Nie chodzi tu nawet o wyostrzenie zmysłu słuchu kosztem wzroku. Strom za pomocą syntetycznych barw kreśli wyidealizowany pejzaż świata z wyobraźni. Ktoś kiedyś powinien do tego dorysować obraz. Na zajęciach u Małych Instrumentów byłoby od razu jedno i drugie naraz.  

PAULINE ANNA STROM Angel Tears in Sunlight, RVNG Intl 2021, 7/10