Słowo na niedzielę: lockdown

Dziś o angielskim słowie, które prawie każdy zna. Wszyscy skapitulowaliśmy, poddała się też polszczyzna – bo w języku angielskim lockdown dość precyzyjnie opisuje ten czas, kiedy należy zostać w domu i wychodzić tylko ze względu na najważniejsze potrzeby: do pracy, po zakupy albo poćwiczyć na zewnątrz. Termin jest popularny, choć wszyscy mamy dosyć – i sytuacji, i samego słowa. Nawet Anglosasi, którzy w Urban Dictionary żartują sobie, że lockdown to ten czas, kiedy rząd zamyka nas w domach, żeby móc dokonać masowej wymiany baterii w gołębiach. Ale zestawienie słów z najpopularniejszych polskich nagłówków prasowych (do przejrzenia pod tym linkiem), które staram się śledzić, przypomina, że nasza przygoda ze słowem lockdown jeszcze się nie skończyła.

Przypomniał mi też o tym kolejny list do Rady Języka Polskiego z interwencją w sprawie słowa lockdown. Tu by się przydała raczej interwencja w Stowarzyszeniu Tłumaczy Polskich, bo nie radzimy sobie z przekładem globalnego terminu. Idealnym odpowiednikiem tego wyrazu wydają się w tym kontekście dwa słowa: zakaz wychodzenia. Ale w Polsce nie kojarzy się to najlepiej – z godziną policyjną. Sam lockdown oznaczać może i zamknięcie, i blokadę, i izolację. Wygodne. I masowo używane przez prasę: jest lockdown na Pomorzu, jest lockdown na Warmii i Mazurach, widziałem nagłówek o lockdownie w Grodzisku Mazowieckim, mamy lockdown lokalny, ścisły lockdown, albo – trochę jak z Brexitem – lockdown twardy lub miękki. Jeszcze w zeszłym roku wynotowałem nagłówki w rodzaju: Rząd wprowadził 3/4 lockdownu, ale jest wiele niewiadomych czy Czesi uciekają do Polski przed lockdownem. A w „Dzienniku” ukazał się tekst o tym, że Queen i Adam Lambert wydali wspólnie singiel You Are The Champions – lockdownowy hymn dla wszystkich zmagających się z pandemią na pierwszej linii frontu.

To mi przypomniało, że z kolei tekst We Will Rock You stał się (jeszcze w pierwszym lockdownie) podstawą mema z Freddiem Mercurym w roli głównej i fragmentem tekstu tej piosenki. Dziś są już do nabycia koszulki i maseczki z tym hasłem (ta powyższa ze strony Redbubble.com). Żeby choć na moment zerwać z angielskim, spróbuję przełożyć widoczny na nich tekst, rytm piosenki każdy zna:

Bez maski na twarzy
Hańba będzie
Rozsiewasz wirusy dokoła wszędzie

Przyszła mi też do głowy (to ta nuda lockdownu) druga wersja:

Bez maski na twarzy 
Wstyd i niełaska
Gdziekolwiek się znajdziesz, wszystko w zarazkach

Optymistyczne w tym wszystkim jest to, że rząd na froncie językowym nie poddał się jednak bez walki i próbował przez wiele miesięcy unikać hasła lockdown w oficjalnych wystąpieniach. Owszem, jesienią premierowi wymknęło się zdanie o tym, że jeśli nowe obostrzenia nie zadziałają, możliwy jest nawet głęboki lockdown, ale globalnemu lockdownowi próbowano jednak przeciwstawić kwarantannę narodową. Pokraczna i nietrafiona, była jednak jakąś próbą walki z czymś nie dla wszystkich zrozumiałym. Dziś (dość dokładnie przeglądałem informacje ministerialne) konsekwentnie mówi się tylko o zaostrzaniu albo luzowaniu obostrzeń

Dość dobrze znamy już wszystkie zasady lockdownu. I nauczyliśmy się zbiorowo reagować. Dlatego odpowiedzią na widmo lockdownu jest u nas tłokdown. Nie ma jeszcze takiego słowa, ale moim zdaniem świetnie opisywałoby to, co działo się wczoraj w warszawskich galeriach handlowych (mam widok z okna na dojazd do jednej z nich) – długie kolejki tych wszystkich, którzy chcą się obkupić na zapas. 

Na razie mamy jednak problem z samym lockdownem. Mam wrażenie, że tak naprawdę większości z nas w ogóle nie zależy, żeby znaleźć właściwy polski odpowiednik. To efekt wyparcia. Od wielu miesięcy udajemy, że to wszystko, co nas otacza, tylko prowizorka. Na początku tak się nawet wydawało, dziś pewnie po prostu chcemy w to wierzyć.