Droga do Vitkac-core

Nie zaglądałem nigdy do domu handlowego Vitkac, nie bardzo też wiem, co miałbym tam robić. Ale wyobrażałem sobie, że klientela wygląda trochę jak ta w znakomitym skądinąd filmie Nieoszlifowane diamenty: młoda klasa gwiazdorska, w tym hip-hop, który zagląda tam po bling. A od czasu premiery nowego klipu Mariny, czy raczej MaRiny – w którym ten znany z rubryk towarzyskich dom handlowy odegrał na tyle istotną rolę, że zasłużył na osobne podziękowania – mam już jakieś bardziej precyzyjne pojęcie na temat tego, jak ten czarny budynek, który zgwałcił krajobraz warszawskiego Śródmieścia, stylizując się przy tym na artystę już z nazwy, może wyglądać w środku. Widzę to dziś mianowicie jako taki sklepik z buntem z piosenki Czerwonych Świń, w której było o tym, że nawet dziary macie z Zary. Tylko o odpowiednio wyższym statusie niż Zara.  

Dziary z Zary, a zniewagi od Balenciagi. Bluzg to tak ważny element sezonu, że głupio byłoby nie skorzystać z ogólnej atmosfery przyzwolenia i nie wykonać gestu Lany Del Rey. Przeklina więc Marina, a także Margaret na nowej płycie Maggie Vision, która ma być, jeśli wierzyć otoczce promocyjnej, kompletnym odświeżeniem wizerunku. Tutaj ten pierwszy bluzg – kurwa w utworze Przebiśniegi – wprowadzony jest z odpowiednio celebrowaną scenką ze studia celebrą: Pierwszy raz, nie. A to jest live?! Szanuję próbę autoironii, ale nieudolność ogrywania tej autoironii – już mniej. Jeśli to jednak nie była autoironia, to szkoda gadać. 

Małgorzata Jamroży jeszcze śmielej poszła w tę stronę, którą sygnalizowały już poprzednie nagrania (od okolic konwencji rapowej – przypomnijmy – zaczynała, zresztą w doborowym towarzystwie). Ale w tekstach akcentuje pełną przemianę i odcięcie od starego wizerunku, może dlatego, że ta poprzednia płyta sukcesem nie była. Na Maggie Vision opowiada o tym, że egzorcyzmuje i leczy starą siebie. Niczym rockman na emeryturze wyznaje, że nie była święta (Wciągałam te kreski, ubrana w najdroższe kiecki / W Opolu, Sopocie, wierz mi, że byłam jedną z nich), odcinając się od starego wizerunku, rymuje Sanah z Xanax, krytykuje disco polo (Słoma leci z butów i spod kół), z pewną nieśmiałością melduje się w sekcji feministycznej, apelując o kobiecą solidarność (Nowe plemię), pozwala sobie nawet na ostrożne nawiązania do sytuacji społecznej (Moja Polska jest zmęczona rozkładaniem nóg), a odbycie studiów nad tekstami Marii Peszek potwierdza wręcz odwołaniem do nazwiska. Afiszuje się antypopem, punkowym no future i głośno wątpi we własny potencjał komercyjny u dotychczasowej publiczności (nie wiem, czy jest target ready). Gdyby jeszcze tych wszystkich zabiegów nie było tak dużo, dałoby się może uwierzyć w to, że przemiana ma charakter wyłącznie spontaniczny, a nie rynkowy. Uwierzyłbym też w to łatwiej, gdyby nie to, że konkurentka Marina nie wystartowała z podobnym pomysłem, a ja jestem coraz starszy i nastawiony mniej idealistycznie.   

Maggie Vision to bodaj najciekawsza z płyt Margaret, które dotąd słyszałem (a przynajmniej z tych, które pamiętam), ale nie dlatego, że Margaret na dobre została raperką, tylko dlatego, że znajdziemy tu kilka atrakcyjnych utworów i kilka patentów trochę zgranych w hip-hopie, ciągle jednak robiących wrażenie w muzyce środka. Ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że główną inspiracją dla kierunku, w którym podąża, jest prawo popytu i podaży. A najnowsze badania preferencji muzycznych młodzieży przeprowadzone na zlecenie NCK, jeśli coś w ogóle sugerują, to chyba właśnie ostateczne rozmycie się granicy między popem i rapem – bo temu drugiemu nie spada sprzedaż, za to trochę przygasa w gatunkowych deklaracjach. Ciekawe, że chyba najlepszy fragmenty płyty (przy okazji też najlepiej wykorzystujący przyzwoitą technikę wokalistki), czyli Piniata, zasadniczo mówi coś wręcz przeciwnego niż reszta albumu. Znika ten trochę sztuczny balon przemiany. Żadnych skrupułów, sukces, kasa i do przodu. Rap przetestował tę narrację, to działa, nie trzeba sobie niczego odmawiać ani się umartwiać. I nie wolno też, Boże broń, ograniczać ambicji. Jak to ujął Białas (u Bedoesa): Zaczęły gapić się, mordo, jak zmieniłem Zarę na Vitkac. A więc jednak Vitkac-core. Jako symbol ambicji na miarę rynku także album Margaret wypada nieźle.  

MARGARET Maggie Vision, Gaja Hornby/Sony 2021, 5/10