Czarnych czar

Dziś będzie o tej grupie, która gra rock naprawdę progresywny. A miło słyszeć, że da się w tej dziedzinie zrobić coś względnie świeżego. W Londynie mają młodą generację świetnie wykształconych muzyków, którzy na rockowy nurt spoglądają w sposób nieszablonowy, mur pomiędzy post-punkiem a prog-rockiem traktując jak łatwy do usunięcia karton gips. Siedmioosobowy kolektyw Black Country, New Road nie ma wiele wspólnego z country czy czarną muzyką, za to z nową drogą – owszem. Udowadnia to ich debiutancka płyta For the First Time. To – i jeszcze parę innych rzeczy, bo ten fascynujący zespół jest mnogością do tego stopnia, że sam sobie zaprzecza.  

Już sama nazwa kojarzy się z kapitalnym zespołem Black Midi. I nie jest to strzał w ciemno. Obie te angielskie formacje znają się świetnie – występują nawet wspólnie jako Black Midi, New Road. Tak jak przy tamtych, tak i tu muszę uznać, że dostęp do szerokiej gamy różnej muzyki wywarł nieodwracalny wpływ na to, co robią. Gitarowy noise sąsiaduje tu z graniem, które przypomina niektórych polskich yassowców, muzyka klezmerska spotyka formy bliskie King Crimson – ale nie temu z lat 80., jak u Black Midi, tylko staremu – choć nowofalowo brzmią nieco krzykliwe, pełne egzaltacji partii wokalne. Duch bogato aranżowanego rocka (skrzypce, saksofon) zbliża BCNR do Arcade Fire, ale jednak jest w nich coś z gruntu brytyjskiego, co każe już prędzej postawić płytę For the First Time obok bliskich pokoleniowo Fountaines DC. Zdarzają się tu mocne, prawie metalowe zagrywki (Opus), ale gasi je chłodna struktura całości. Ta robi wrażenie ewidentnie progrockowej – słychać szwy między częściami suitowo zbudowanych kompozycji. Nie jakieś niezdarne szwy, ale niespecjalnie ukrywające inspiracje. Zespół nie traci przy tym punkowej energii. Ale na koniec jego wyróżniającą cechą i tak są te trudne dla mnie do wytłumaczenia naleciałości klezmerskie (obecne tu od Instrumental) albo cygański żar (Opus). I to jest bardzo ciekawa i bardzo wyjątkowa cecha. 

Żeby nie było tak całkiem różowo – pierwsza oficjalna płyta BCNR (był wcześniej nieco dłuższy bootlegowy materiał) jest też pewnym świadectwem prób i katalogiem błędów charakterystycznych dla młodych muzyków. Swój utwór gotowi są z nonszalancją zatytułować Instrumental, a w tekście połączyć chemtrails z opowieściami o image’u Richarda Hella i Scotta Walkera (I am invincible in these sunglasses / I’m modern Scott Walker) czy odniesieniami do Kanyego Westa (Leave Kanye out of this). Z drugiej strony – gdzie indziej bohater tekstu poznaje dziewczynę na pikniku naukowym w Cambridge (Science Fair)? Albo gdzie znajdziemy tak ewidentną autoironię (And fled from the stage with the world’s second-best Slint tribute act – a w końcu to BCNR uznawani są za nową inkarnację Slint)? I w tekstach, i w muzyce londyńskiej grupy perfekcja miesza się z niedopracowaniem, ciągłym procesem przepisywania pierwszych utworów, które się napisało, bo między innymi te odnajdujemy na debiucie w kolejnych wersjach. A za brawurą kryje się tu czasem lekka pretensjonalność.

Już na tym etapie BCNR są sami w sobie ciekawym, różnorodnym środowiskiem z potencjalnymi i faktycznymi solistkami i solistami (prawie w równych proporcjach) w składzie. Cóż z tego jednak, skoro mają coś, czego nie mają inni? Tę świeżość właśnie. I skłonność do ryzyka przy naprawdę dobrym warsztacie i osłuchaniu. Szlifowanie utworów na koncertach, które podobno są znakomite, ale niestety poczekamy na nie przynajmniej do jesieni – swoją drogą to koncertowe brzmienie ma oddawać płyta. I brzmi trochę jak występ na żywo. „Independent” napisał o nich (i o Black Midi), że nikt nie stara się grać dokładnie tak jak oni, bo nawet sami tego nie robią. Czyli znów sytuacja trochę jak z tego prawie wprost zacytowanego wyżej wiersza Whitmana o mnogości. Otóż pokładałbym dużą nadzieję w tym, że oni za każdym razem będą próbowali iść nową drogą.  

BLACK COUNTRY, NEW ROAD For the First Time, Ninja Tune 2021, 8/10