Gore! Gore! Gore!

Lepszej płyty na Halloween nie będzie. A wybuch popularności afro-horrorów w różnych postaciach – książkowych, serialowych (Kraina Lovecrafta) czy filmowych (Uciekaj!) – doczekał się porządnego płytowego towarzystwa w postaci dyptyku grupy clipping. Wcześniej interesowała ich głównie science fiction, więc nagrywając dwie ostatnie płyty – tę z gwoździami (There Existed and Addiction to Blood), a teraz tę z zębami (Visions of Bodies Being Burned) na okładce – przesuwają się tylko w stronę niedalekiej fascynacji gatunkowej. W stosunku do części pierwszej, dość obszernie opisywanej przeze mnie prawie rok temu, ta druga wydaje się prostą kontynuacją, tyle tylko, że grupa jeszcze mocniej dokręca – zardzewiałą i pokrwawioną – śrubę.  

Żeby opisać świat brzmieniowy Visions…, musiałbym się pewnie trochę powtarzać. Odnosiłem się już do Yeezus, pisząc, że u clipping. mamy podobne erupcje noise’u, ale bardziej konsekwentnie wykorzystane. Część druga znów przynosi sporo hałasu, już od krótkiego intra. Są też goście ze świata harsh noise’u, nagrań terenowych i muzyki konkretnej. Ale przede wszystkim Daveed Diggs jest raperem z lepszym flow niż Kanye. Pozwala sobie zresztą tutaj na kilka błyskotliwych popisów – choćby w Something Underneath. Diggs ciągle chyba bardziej popularny jest jako aktor – jedyną Grammy dostał za występ w płytowej wersji musicalu Hamilton, który zresztą przyniósł mu prestiżową Tony Award. A zanim jeszcze formację clipping. zauważyła kapituła Grammy (bo nie zauważyła), mogą sobie wpisać do CV nominację do fantastyczno-naukowej Hugo Award za album Splendor & Misery. Łatwiej w tej sytuacji uznać, że to, co robią muzycznie, jest naprawdę wynikiem pasji – przy czym nie jest to zdecydowanie przypadek Sebastiana Fabijańskiego.

Tym, co jest dla mnie na nowym albumie odkryciem większym niż na poprzednim, a co również stanowi najciekawszą w ogóle cechę tej nowej inkarnacji tria z Los Angeles, jest jednak dalsze poszerzenie pola dla rapowej konwencji. W stronę awangardy czy muzyki improwizowanej. Fantastyczna w tak widzianym hip-hopie jest jego przystępność – otwartość formuły, a zarazem to, że w jej ramach można sobie pozwolić na fragment twardego i całkiem bezkompromisowego impro – w nawiązującym do filmu Zjedzeni żywcem Tobe Hoopera utworze Eaten Alive pojawiają się gitarzysta Jeff Parker i perkusista Ted Byrnes z ognistą improwizacją, która ani nie rozsadza stylistycznie tej płyty, ani też nie wydaje się barierą nie do przeskoczenia dla dotychczasowych odbiorców tria (tym bardziej że za chwilę mamy przebojowe i dość konwencjonalne Enlacing). Cała ta akademickość czy laboratoryjna kalkulacja, którą zarzucają grupie krytycy (choćby Pitchfork), wydaje się raczej dowodem osobistych uprzedzeń. Clipping. zamazują granicę między tym, co popowe, a tym, co niszowe. Sprytnie wykorzystują to, na co dawno już zostaliśmy estetycznie przygotowani. Robią to metodycznie, nie spiesząc się, bawiąc się jak niesforne dzieci tą krwawą konwencją mieszającą motywy z horrorów i współczesną politykę, stare hiphopowe rzemiosło i noise’owy warsztat. I nie chodzi wcale o to, żeby słuchacza wystraszyć, tylko żeby (o czym już pisałem poprzednio) zobaczyć na jego twarzy wyraz kompletnego zaskoczenia. 

CLIPPING. Visions of Bodies Being Burned, Sub Pop 2020, 8-9/10