Miałem nie pisać o singlach

Wstęp złożony z dwóch gitarowych akordów fis-moll i D-dur z septymą trwa dość długo, żeby przeczytać cały zestaw najważniejszych wiadomości dnia. Ja pozwolę sobie tylko na jedną: włączcie sobie w sobotę radiową Dwójkę albo przynajmniej internet i posłuchajcie coverów Kraftwerku w wykonaniu duetu Gaba Kulka i Hubert Zemler. Proste piosenki, ale dużo można z nimi zrobić – i mam podejrzenie graniczące z pewnością, że będzie warto. A wstęp złożony z dwóch akordów będzie sobie tymczasem jeszcze trwał i trwał. Ten D-dur nawet, odnoszę wrażenie, nie do końca pewnie trzymany. Gdybym chciał oddać dynamikę sytuacji musiałbym wstać od komputera, zrobić sobie herbatę i wrócić na końcówkę ósmej minuty. Utwór wciąż ten sam, ale cieszę się jak dziecko, że sprawdza się moja dewiza: jeśli nic się nie będzie działo w muzyce odpowiednio długo, to to, co zabrzmi, z miejsca nabierze wymiaru wydarzenia. Bo pod koniec ósmej minuty wchodzi cis-moll, razem z wokalem. Nowy album The Microphones Phila Elveruma, tego od Mount Eerie, w tym płyty A Crow Looked at Me, bodaj jedynej, której odmówiłem oceny punktowej – i tak dalej – jest właściwie długim singlem. A ja tu zwykle singli nie oceniam, więc niech będzie, że zrekompensuję sobie i czytelnikom brak oceny tamtego longplaya. 

Chociaż nagrany z długo nieaktywnym składem The Microphones, ten utwór The Microphones in 2020 mógłby zostać przy dzisiejszej technice studyjnej nagrany solo (EDIT: i został). Tym bardziej, że aranżacyjnie zbudowany jest na stopniowym, bardzo wolnym, dołączaniu do podstawowego motywu kolejnych partii instrumentalnych. A głos Elveruma opowiada nie tyle sytuację The Microphones, co stan jego samego na rok 2020: zatopiony we wspomnieniach, przypomina sobie, co się działo, gdy miał 17, 20 czy 23 lata, bo ten rok 2020 to – jak gdzieś pod koniec stwierdza – absurdalny tytuł. Trudno uznać, żeby osiągnął równowagę po śmierci pierwszej żony i krótkim, chyba nieudanym małżeństwie z Michelle Williams (sam jest więc singlem – ponownie). Sytuacja nie napełnia wiarą w lepsze jutro, ale wydaje się wiarygodna – Elverum śpiewa o stagnacji, zatrzymaniu, ale przynajmniej nie umiera, a słońce dalej wschodzi. Wszystko toczy się dalej.  

Minimalistyczny folk-rock Elveruma nie jest czymś porażająco nowatorskim, ale trudno mi wskazać z pamięci dłuższą pojedynczą piosenkę. Piosenkę, nie improwizację instrumentalną czy utwór muzyki współczesnej, bo w tej dziedzinie wiadomo – niektóre kompozycje La Monte Younga można wykonywać w teorii latami, wykonanie jednego z utworów Cage’a, o ile pamiętam, trwa nawet cały czas. Gdyby uwzględnić jako piosenki utwory Juliusa Eastmana, byłoby ciekawie. A co do muzyki rozrywkowej: Autobahn wspomnianej wyżej grupy Kraftwerk mieściła się na jednej stronie winyla, podobnie In-A-Gadda-Da-Vida Iron Butterfly, The National zagrali kiedyś na żywo piosenkę kilkugodzinną, ale nigdy tego wykonania nie słyszałem. W tym sezonie rzecz jest jednak żywa – Bob Dylan w wieku 79 lat wydał najdłuższą piosenkę w życiu. W dodatku bardzo udaną. Dlaczego nie? To mogło robić wrażenie na Elverumie, bo dałoby się odnaleźć pewne analogie.

Z samego utworu wiemy, co na pewno zrobiło na nim wrażenie – pośród wielu zespołów jego młodości – grupa Stereolab grająca na koncercie w Bellingham przez 15 minut jeden i ten sam akord. Każdy widział i słyszał przynajmniej jeden taki koncert. Ale piosenka The Microphones ma – trzeba przyznać – zarazem pewną strukturę. Dyktuje ją długość płyty winylowej (czy kiedyś umrze ten zwyczaj opowiadania w muzyce historii modułami jednej strony winyla?). Słucham z cyfry, ale podejrzewam, że stronę zmienia się po frazie o ciągłym odradzaniu się człowieka: I’m newborn every time. Tu mamy moment kilkuminutowego przełamania tej sztywnej struktury akordowej. Później wszystko wraca do stanu pierwotnego. Inspiracje dalej płyną ze strony minimalizmu. Ale też trochę z rejonów Marka Kozelka, choć jego ostatnio kojarzymy nie z dokonań muzycznych, który (to trzeba mu przyznać) nagrał kilka utworów o niewiele mniejszej sile oddziaływania. Po zakończeniu The Microphones in 2020 odczuwałem z jednej strony rodzaj uspokojenia i równowagi – bo to dokładnie tyle, ile powinno trwać – a zarazem lekki niedosyt, bo całość była jednak monotonna.       

Idąc tropem tych akordów – zagranie tego byłoby bardzo proste, wykonanie coveru mieści się w zasięgu możliwości wielu innych twórców, amatorskich i profesjonalnych. Problem w tym, że nie widzę żadnego sensu w odgrywaniu utworów Elveruma. Ten rodzaj twórczości, konfesyjnej i skoncentrowanej na komunikacji ze słuchaczem na poziomie niemal przyjacielskim, idzie z duchem dzisiejszej kultury fanowskiej – prawie wszystko w tych akordach jest tworzeniem wspólnoty, na której ktoś spoza wspólnoty może nie skorzystać nic a nic. 

THE MICROPHONES The Microphones in 2020, P.W. Elverum & Sun 2020, 7-8/10