Droga do utrapienia

Każdy potrzebuje trapu, od Justina Biebera do Ozzy’ego Osbourna. I każdy ma, co chce, bo trap to dziś trochę jak przyprawa Maggi – można sobie kupić i dodać do wszystkiego, próbując z tego zrobić coś strawnego dla podniebienia młodego słuchacza. Trudno jednak sobie wyobrazić bardziej symboliczny ostateczny koniec ery trapu niż dwa najsłabsze albumy, jakie w ostatnich dniach słyszałem. A kiedy piszę „słabe”, mam na myśli nie jakieś przeciętniactwo, nie złowrogie czwóreczki czy piąteczki, tylko produkcje, które zostały brawurowo, bezczelnie więc rozjechane pod wieloma względami. Fascynująco niedobre – jak gdyby ktoś stał nad ich twórcami i świadomie podpowiadał, co tu zepsuć.

Pierwsza z płyt ukazała się przed tygodniem i przynajmniej na poziomie dźwiękowym nadaje się do słuchania. Wklejam remiks singlowego Yummy, – spoza albumu – bo ten dopiero mówi wszystko o kierunku tej jazdy bez hamulców. Sam utwór, wyśmiany szeroko jako część płyty w niezbyt zręczny sposób komplementującej zalety seksualnego pożycia małżonków Bieberów (trudno się dziwić szyderom – dwa komplementy do żony, na których opiera się singlowy utwór to Ty masz to mniamci-mniam oraz Jesteś prawdziwym ogierem), został przedstawiony w wersji country. Inspirowane to jest jak nic sukcesem Lil Nas X-a, niedawno nominowanego do Grammy. Ale ten był przynajmniej zabawny. Tymczasem Justin Bieber jest śmiertelnie poważny w tym, co robi, a cała kompozycja to de facto parosekundowa pętla, nadająca się co najwyżej do przygotowania polifonicznego dzwonka.

Przez 10 lat od przebojowego Baby Justinowi Bieberowi (dziś 26-letniemu) przybyło celebryckich partnerek życiowych, wpisów w kartotekach policyjnych, kontaktów z dilerami narkotyków, chorób, tatuaży i problemów z depresją. Jeśli więc dziś z troską wypowiada się o przyszłości Billie Eilish, wypada mu wierzyć i podumać chwilę o sensowności dziecięcych karier. Jedno, co się w trakcie tej burzliwej kariery nie zmieniło, to chlebodawca Biebera, koncern płytowy Universal, który już przy poprzedniej płycie przeklasyfikował młodego Kanadyjczyka pod skrzydła Def Jam, swojej hiphopowej filii. W ten sposób próbuje się mu zapewnić kontakt z młodzieżą – dziś paradoksalnie ułatwiają go Justsinowi starsi koledzy, tacy jak Travis Scott czy Quavo, członek tria Migos. Na Changes niby coś jeszcze zostało z chłopaka, w którym słyszano następcę Justina Timberlake’a czy białe wcielenie Steviego Wondera. Ale wtłoczenie go w modne trapowe tło – choć momentami przyzwoitej jakości – i przetwarzanie mu głosu przez Auto-tune nie służy. Pogłębia przygnębiające, ale wszechobecne na tym albumie wrażenie zmęczonego, wypalonego i pozbawionego emocji nastolatka, który nie może wyjść z roli ikony. Nikt nie starzeje się szybciej i gorzej niż cudowne dzieci show biznesu.

JUSTIN BIEBER Changes, Def Jam 2020, 3/10

Bieber (podobnie jak lekko przeze mnie krytykowana wczoraj Grimes) to jednak koronkowa produkcyjna robota przy nowym Ozzym Osbournie. Nie słyszałem tak źle brzmiącej płyty rockowej od czasów Death Magnetic Metalliki. Przewalone w kierunku dołu brzmienie ma zawiesiście lepką konstystencję smoły i dynamikę zbliżoną do zera. Tak brzmiał w każdym razie stream, który dostałem od dystrybutora albumu z zastrzeżeniem, że nie wolno publikować recenzji przed 21 lutego (mimo wycieku całego albumu, do którego doszło wcześniej). Producentem tego dzieła jest 29-letni nowojorski gitarzysta Andrew Watt, wcześniej odpowiedzialny m.in. za pojedyncze utwory Rity Ory, Lany Del Rey, Cardi B czy Blink-182. A cała sytuacja jest dowodem na to, że nawet w centralach dużych wytwórni płytowych słucha się już najwyraźniej otrzymywanych materiałów w streamingu na laptopowych głośnikach. Na całym albumie – dość monotonnym także do strony songwritingu – wyróżniają się Goodbye i Under the Graveyard. Tu akurat naprawdę żal tego, co się dzieje na planie brzmieniowym. Przykro mi to pisać, ale gdybym dostał coś takiego jako klient na nośniku – wykorzystałbym swoje prawo do zwrotu uszkodzonego towaru. Wątpię też, by autor płyty, skądinąd schorowany 71-latek, miał okazję zapoznać się z ostateczną wersją po masteringu.

Nie ratuje albumu Ordinary Man plejada gości – ani Elton John (w utworze tytułowym), ani Post Malone, ani Travis Scott, ani wreszcie Slash i Tom Morello. Po pierwsze – brzmienie stwarza barierę trudną do pokonania, po drugie rozkrok stylistyczny jest tu potworny i jeszcze bardziej niezręczny niż w wypadku rozdartego między teen popem a trapem i R&B Bieberem. Obie rapowe gwiazdy, gestem sporej hipokryzji najpierw zaproszone, a później zepchnięte na finał albumu, niewiele tu wnoszą. Przy czym It’s a Raid to utwór stricte rockowy, w którym Post Malone pełni rolę paprotki, a Take What You Want z nieśmiałymi elementami trapu jest – podobnie jak Yummy i cała reszta płyty Biebera – dowodem na wysoki stopień utrapienia produkcji każdego rodzaju. Nie wiem, co by mogło być lepszym opłateczkiem miętowym dla miłośników stylistyki. Brothers In Arms w wersji trap? Choć w sumie – sprawdziłem – i to już jest. Jeszcze Chris Rea mógłby nagrać Trap to Hell.

EDIT: Dopiero dziś mogłem porównać materiał prasowy z wersją dostępną na Spotify i ta ostatnia brzmi znacząco lepiej (ocena 4/10 byłaby w tym wypadku uzasadniona). To ciągle niewielki poziom dynamiki, ale jest mniej zniszczona w masteringu. Doradzałbym więc dokładnie sprawdzić, jak brzmi wersja CD przed zakupem. Tym bardziej że pojawiły się niepokojące doniesienia właśnie na temat tej wersji: http://dr.loudness-war.info/album/view/171837 .

OZZY OSBOURNE Ordinary Man, Epic 2020, 2(4)/10

PREMIERY PŁYTOWE TYGODNIA

15.02 Haptar Brave Enough, Opus Elefantum
15.02 Ljos A Foreword, Opus Elefantum
16.02 Wiktor Stribog Lutym, Wiktor Stribog
17.02 Aaeiivnvoey Commedia dell’arte, Nagrania Somnambuliczne
17.02 Amon Tobin Neutrino Mass, Nomark EP
17.02 Blinkar från Norr Metaphors For Things, ASIP
17.02 Priscilla Ermel Origens da luz, Music From Memory
17.02 Sandoz Sandoz, Music From Memory
17.02 Tomasz Swoboda & Artur Krychowiak Minus_jeden vol. 2
18.02 McPhee – Rempis – Reid – Lopez – Nilssen-Love Of Things Beyond Thule Vol. 1, Aerophonics
18.02 Mike Cooper RAST
20.02 Davey Harms World War, Hausu Mountain
20.02 DJ Dlaki Balani Fou, Nyege Nyege
20.02 Paulina Przybysz Odwilż, Kayax
Agnes Obel Myopia Universal
Ahmed Ben Ali Habibi Funk 012: Subhana, Habibi Funk
Akio Suzuki Analapos, Room40
Aksak Maboul Tout a une fin​/​Blaue Bleistift, Crammed Discs SP
Allie X Cape God
Amanda Palmer & Friends Forty​-​Five Degrees – A Bushfire Charity Flash Record
Ayọ Royal, Wagram
Benjamin Wallfisch The Invisible Man, Back Lot
Best Coast Always Tomorrow, Concord
BTS Map of the Soul: 7, Big Hit
Clément Edouard Dix Ailes, Three:four
Daniel Mandrychenko Anti, Tompkins Square
Douglas Dare Milkteeth, Erased Tapes
Eden Miasto szczęśliwych ludzi, GAD CD
Greg Dulli Random Desire
Grimes Miss Anthropocene, 4AD
Guided By Voices Surrender Your Poppy Field, GBV
Jan St. Werner Molocular Meditation, Editions Mego
Jerome Hill The Pop Routine, Accidental
Jonas Munk Minimum Resistance
King Krule Man Alive!, XL
Konx-om-Pax Return To Cascada, Planet Mu
Ku_tzu Architekci wspomnień, Opus Elefantum
Lanterns On The Lake Spook the Herd, Bella Union
Lee Ranaldo & Raül Refree Names of North End Women, Mute
Lightning Bolt Ride the Skies, Thrill Jockey
Michał Olczak Zgubiłem się, Glamour
Miles Davis Music From and Inspired by „Miles Davis: Birth of the Cool”, Columbia
Moses Sumney Grae: Part 1, Jagjaguwar
Muhal Richard Abrams Celestial Birds, Karlrecords
Normal Bias LP2, U Know Me
Pat Metheny From This Place, Nonesuch
Pictish Trail Thumb World, Fire
Rebecca Foon Waxing Moon, Constellation
Six Organs Of Admittance Companion Rises, Thrill Jockey
Slightless Pit Grave of a Dog, Thrill Jockey
Spinning Coin Hyacinth, Domino
Steve Harley Uncovered, Comeuppance
Wrekmeister Harmonies We Love To Look At The Carnage, Thrill Jockey

Większość powyższych premier to płyty, które ukazały się 21 lutego. Pozostałe oznaczyłem odpowiednią datą. I wbrew tym dwóm wybranym dziś wydawnictwom jest czego słuchać. Moses Sumney!