Szanujcie prawdziwe alternatywki

Cieszę się bardzo, że odnoszący się do muzyki alternatywnej termin alternatywka został właśnie Młodzieżowym Słowem Roku (efekt plebiscytu mógł być gorszy, co wiem jako jeden z jurorów – tutaj mój komentarz do wyników). Ale zarazem trochę się niepokoję, że teraz rozwałkuje nam ta alternatywka całe myślenie o kulturze alternatywnej jak kolekcja ćwieków z Chin i przetartych kurtek z H&M. Bo to hasło z plebiscytu już dziś łatwiej spotkać na Instagramie niż na festiwalach muzyki alternatywnej. Teraz szał tylko się powiększy, a byłoby miło, gdyby komuś na scenie alternatywnej realnie pomógł.

Z muzyką słowo alternatywka ma oczywiście tyle wspólnego, co towarzysząca tej muzyce moda. Opisuje nastoletnie dziewczęta lub młode kobiety, które ubierają się w sposób, który klasyfikowałby je jako fanki rocka alternatywnego w latach 80. albo emo w latach 90. Pojawiają się nawet w sieci pytania, czy alternatywka to takie emo naszych czasów? Bo eksponowanie smutku, melancholii i nieprzystosowania do rzeczywistości wydaje się podobne (a nagłaśniająca taką postawę Billie Eilish to przecież właśnie ten sezon). W każdym razie dziś, zwykle z lekką drwiną, mówi się o takich osobach alternatywki.

Jeśli wejdziemy głębiej w szczegół, okaże się, że o tym, kogo się tak określa, decyduje pewien dość szeroki wachlarz popularnych atrybutów. Jest wśród nich kredka do oczu, wykorzystywana często, właściwie nawet do przesady. Ubrania w kolorze czarnym albo czarnym. Wskazane są piercingi i tatuaże (nierzadko w nadmiarze). Bluzy i buty ze sklepów dla skejterów. I warkoczyki albo krótkie włosy ufarbowane na jakiś zwracający uwagę kolor. Czemu babcie robią sobie zawsze fioletowe albo malinowe włosy, czy to ostatnia próba bycia alternatywką? – przeczytałem na Twitterze.

Hasło kojarzone też bywa ze słuchaniem takich wykonawców jak nieżyjący już raper Lil Peep czy właśnie odnosząca olbrzymie sukcesy Eilish, która śpiewa o bezsenności, depresji, xanaxie i lękach młodości, z samobójstwem w tle (tu inny przykład z mediów społecznościowych: Ej jeżeli przyłapałam starego na słuchaniu bili eyelash, to czy tzn że jest alternatywką?). W stosunku do mężczyzn słowo to praktycznie nie ma zastosowania (chociaż odpowiedniki męskie są: alternator i alternatyw) – i w tym sensie jest jedną z form wytykania wyglądu i sposobu zachowania kobietom (blisko do słowa z drugiego miejsca plebiscytu: jesieniary, choć to doczekało się formy męskiej) . A samo stylizowanie się na alternatywkę jest przejawem młodzieńczego buntu. Echem tego samego zjawiska, które w kulturze zaistniało dzięki Cierpieniom młodego Wertera Goethego. Tyle tylko, że dotyczy czasów, kiedy to cierpienia przeżywa się w serwisach społecznościowych, a Werter jest kobietą.

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że gdy eksponowanie smutnego i czarnego buntu opanowuje muzyczny mainstream, osoby, które naprawdę można by było kiedyś nazwać alternatywkami, czyli uczestniczki życia tej sfery kulturalnej od lat, nagrywają piosenki o dość optymistycznym wydźwięku. Że gdy pop szuka brudu i dysonansu, boi się melodii, duet Cudowne Lata szuka piękna, melodii, ewentualnie pozostając w kręgu delikatnej melancholii. A przecież to Anię Włodarczyk i Aminę Dargham można by było posądzać o alternatywność – tyle że nie taką z odzieżowej sieciówki.

Wspominałem o Cudownych Latach przy okazji relacji z tegorocznego Off Festivalu, ale ciepła i przyjemna muzyka z programu albumu Kółko i krzyżyk wydanego we wrześniu przez Trzy Szóstki, nie doczekała się dotąd wzmianki na Polifonii. To być może najlepszy możliwy moment. W grudniu tęsknota za latem osiąga apogeum, a po ukazaniu się albumu Enchanted Hunters (też żeński duet) można spojrzeć na oba albumy jako potencjalnie idealne dla siebie towarzystwo w koszyku sklepu wysyłkowego – dwa odbicia podobnego zjawiska, bezpretensjonalnego i rozkochanego w tradycji polskiej piosenki lat 80. Choć zarazem różne, bo Cudowne Lata – co słychać gdzieś za automatami perkusyjnymi i partiami syntezatora – mocno inspirują się także starą muzyką gitarową. Ta gitara buduje tu proste linie melodyczne, łka niczym w trójkowym ejtisowym popie, zgrabnie towarzyszy wokalom. A w muzyce znajdziemy gdzieś obok siebie przeróżne drobne nawiązania do przeszłości w postaci falsetów a la Jimmy Somerville (świetny refren Po szkole, jednego z trzech moich ulubionych nagrań, obok Zapach i ty, no i Wina z łez) czy prościutkiej klawiszowej partii w stylu Buzzcocks/Magazine (I koniec końców). Baśń – z tekstem z wiersza z Księgi tysiąca i jednej nocy – ma w sobie jakiś rodzaj liryzmu Breakoutu z Mirą Kubasińską przeniesionego w czasy automatów. Jest też u Cudownych Lat nieco podwórkowego romantyzmu znanego choćby z nagrań Ballad i Romansów. Gdybyśmy tak mieli zapamiętać zjawisko masowego zainteresowania alternatywnością w ostatnich latach, było cudownie.

CUDOWNE LATA Kółko i krzyżyk, Trzy Szóstki/Thin Man 2019, 7-8/10