Boniek podaje do Bońka

Jeden Boniek to jeszcze nic takiego. Ale Bonnie ‚Prince’ Billy rzadko występuje w detalu. Folkowy wokalista i kompozytor – który jeszcze niedawno brylował na okładkach magazynów o scenie alternatywnej i wygrywał plebiscyty na płytę roku – należy do tych pracowitszych. Na tej stronie łatwo się przekonać, że nawet mniej intensywny rok dla Bońka jest całkiem intensywny z punktu widzenia reszty ludzkości. Amerykanin wydaje regularnie mixtape’y, pojawia się na płytach innych wykonawców (pisząc np. utwór na nowy album malijskich Songhoy Blues). Ale kiedy już Bonnie wyda regularną nową płytę, to nie ma… ciąg dalszy cytatu jak w filmie Dzień Świra. Zresztą aktorem też jest niezłym – ostatnio wystąpił w mniejszej rólce w filmie A Ghost Story. Tu jednak pod własnym nazwiskiem: Will Oldham. Wróćmy do płyt – tej zupełnie nowej, ale całkiem udanej, i tej trochę odgrzewanej, choć nawet bardziej zaskakującej.

BONNIE ‚PRINCE’ BILLY I Made a Place, Drag City 2019, 7-8/10

Ta nowsza, autorska, zawiera zmiękczone mocno ballady country i śpiewne utwory folkowe, jak gdyby Bonnie ‚Prince’ Billy słuchał ostatnio częściej brytyjskich folkowców sprzed lat czy np. Alasdaira Robertsa. Oczywiście mógłby się też odwołać do własnych nagrań – weźmy The Letting Go. W tej wersji dostajemy w bonusie trochę irlandzkich motywów na skrzypcach (Cheyenne Mize), za to bez tej mrocznej atmosfery, która cechowała stare płyty Billy’ego. Jest więc na pewno różnorodnie, a przy tym bywa tanecznie (The Devil’s Throat) i raczej optymistycznie (moje ulubione Look Backward on Your Future, Look Forward to Your Past – Bonnie w wersji najbardziej surowej). I niby to średnia forma jak na BPB, ale piosenki całkiem udane, a gdy już spojrzeć na każdą z osobna – powyżej rynkowej średniej. Warto dosłuchać do świetnego The Glow Pt. 3, jeśli ktoś tęskni za Bonniem w wersji słodkiej, najbardziej barokowej w sferze wokalnej, z kapitalnym drugim głosem – w tym wypadku Joan Shelley. Jacob Duncan gra z kolei na flecie, saksofonie i klarnecie, który to instrument wydaje się zgrabnym łącznikiem z poprzednią, wydaną we wrześniu płytą Bońka.

BONNIE ‚PRINCE’ BILLY, BRYCE DESSNER, EIGHTH BLACKBIRD When We Are Inhuman, 37d03d 2019, 7/10

Z przyjemnością przypomniałem sobie dziś i to wydawnictwo. Americana w ogóle nieźle się łączy z minimalizmem, muzyką repetycyjną, co sprawdzone zostało już wielokrotnie, z utworami Sufjana Stevensa z jednej strony i Nico Muhly’ego z drugiej. Bryce Dessner nie ryzykował więc zbytnio, wchodząc w spółkę z Billym. Znali się zresztą wcześniej – co najmniej z kompilacji-hołdu z muzyką Grateful Dead Day of the Dead. Ostatnio spotkali się na festiwalu MusicNOW w Cincinnati, gdzie Dessner był kuratorem, a artystom towarzyszył znakomity chicagowski zespół Eighth Blackbird, specjalizujący się w muzyce współczesnej (m.in. Steve Reich), kilkukrotni laureaci nagrody Grammy, tu w sześcioosobowym składzie.

Repertuar okazuje się w większości znany – składają się nań piosenki Billy’ego, Dessnera, trochę ludowych utworów i jedna dłuższa forma. Niezłe i niegłupio zaaranżowane są obie wersje tradycyjnych ballad folkowych, choć Banks of Red Roses – ta ze strony B wydawnictwa – może jednak trochę za mocno zwalniać tempo. Za to całą stronę C wypełnia Stay On It Juliusa Eastmana (to ta dłuższa forma) w wersji Bonniego. Wokalnie poruszająca, choć nie wiem, czy potwierdza lansowaną w książeczce tezę o pokrewieństwie dusz, o podobnie prowokatorskim działaniu obu artystów – nieżyjącego i odkrywanego dziś kompozytora (Eastman) i jego dzisiejszego wykonawcy (Bonnie). Na pewno jednak ten ostatni ciekawie wypada w niecodziennym dla siebie repertuarze. Najlepsze wrażenie robią właśnie te dwa fragmenty nagrane na żywo w kwietniu 2018 roku w Cincinnati: pierwszym jest Stay On It, a drugim przebojowy New Partner Oldhama, jeden ze znanych już dobrze utworów BPB, które w zupełnie nowych aranżacjach trafiły na tę płytę. Ale kupiłem i dołączam do archiwum wydawnictw artysty, chwilowo trochę zapomnianego przez modne magazyny, ale nieprzerwanie wyjątkowego i intrygującego.