Jedziemy na pełnym Mamoniu

Im słabsza jest muzyczna oferta fizycznych sklepów i im dalej przebiega proces cyfryzacji rynku, tym dokładniejsze informacje o zachowaniach słuchaczy przysyła co roku IFPI*. Nowa jest taka, że już 89 proc. muzyki słuchamy w streamingu. 61 proc. słuchaczy deklaruje, że lubi tę formę słuchania, bo może słuchać tego, czego chce i kiedy chce. A czego chce? Więcej tego samego, co sugeruje z kolei wczorajszy pomysł Spotify, niemal idealnie zbiegający się w czasie z publikacją nowego raportu Music Listening 2019 IFPI. Czołowy serwis streamingowy zaproponował mianowicie, że do listy promowanych przez siebie playlist utworów najpopularniejszych i najchętniej słuchanych, już wcześniej jadących na formule inżyniera Mamonia – o tym, że nie można przecież lubić piosenki, którą się pierwszy raz słyszy – dołączy dwie nowe listy ulubionych:

W ten oto sposób promocyjny akcent tej części branży z odkrywania tego, co do tej pory mogło być niedostępne, przesuwa się ostatecznie na pożywianie się tym, co zostało wcześniej dokładnie przetrawione. Jak słusznie podpowiedział mi na Facebooku kolega z serwisu PopUpMusic.pl – w żaden inny sposób Drake nie miałby już na tym etapie urobku hitów w rocznym zestawieniu „Billboardu” o 50 proc. większego niż Beatlesi przez cały okres kariery. Największe gwiazdy będą bić wielkie rekordy, duże wytwórnie odzyskają stabilność, a IFPI będzie mogła udowadniać, że wracamy do złotej ery dla rynku muzycznego. Gdy my tymczasem będziemy – statystycznie, rzecz jasna, bo piszę to do czytelników kształtujących świadomie swoje wybory – po Postmanowsku zabawiać się na śmierć tym, co już dobrze znamy. A całość dość dokładnie rymuje się z obrazem świata medialnego rządzącego się ekonomią lajków, o którym w poprzednim wydaniu „Polityki” pisała Aleksandra Żelazińska i na co rady proponuje w swoim tekście w numerze bieżącym Mariusz Herma. Oba materiały polecam – a idąc za ich duchem należałoby się pewnie raczej zastanawiać, czy nie wprowadzić jakiegoś rozsądnego ogranicznika na listy najchętniej słuchanych utworów, niż je mnożyć w kolejnych permutacjach.

Raport IFPI (całość można znaleźć pod tym linkiem) przynosi kilka oczywistych, ale niekoniecznie krzepiących informacji – takich, że słuchamy muzyki na wszystkie możliwe sposoby, ale stosunkowo rzadko na sprzęcie hi-fi (8 proc. globalnie, tylko 7 proc. w Polsce), a z drugiej strony kilka nieoczywistych i krzepiących już chyba bardziej – takich, że streaming nie zabił do końca sprzedaży (chociaż grupą ciągnącą tę sprzedaż jest moja przegródka pokoleniowa: 45-54 lat) plikowo-nośnikowej, co więcej – że nie zabił nawet radia. To ostatnie trzyma się całkiem mocno, w szczególności w Polsce. Jesteśmy krajem, w którym słuchanie radia deklaruje najwyższy odsetek badanych – 95 proc. Spędzamy słuchając radia 9 godz. tygodniowo – a to blisko dwukrotnie więcej niż wynosi światowa średnia.

Badanie zostało zrealizowane – jak czytamy – na demograficznie reprezentatywnej próbie użytkowników Internetu w grupie wiekowej 16-64 lat w 21 krajach (łącznie objęło 34 tys. osób). Można z niego wyczytać również niemało o preferencjach gatunkowych słuchaczy na poszczególnych rynkach. Tu jednak z dużym przekonaniem należałoby uznać, że przy sięgającej 89 proc. ekspansji streamingu serwisy, które tę formę udostępniania lub sprzedaży muzyki oferują, wiedzą o nas znacznie więcej niż może odkryć tego rodzaju badanie. I ta ich wiedza jest znacznie dokładniejsza. Dialog między IFPI a Spotify wyglądałby dziś mniej więcej tak:

Frances Moore, szefowa IFPI: W czasie, gdy wiele mediów walczy o ich uwagę [odbiorców], nie tylko decydują się spędzać więcej czasu na słuchaniu muzyki i angażowaniu się w nią, ale robią to w coraz bardziej różnorodny sposób.

Spotify: Ulubione na okrągło.

Załączę do tego płytę, choć trochę spóźnioną. Zdarzało mi się już nie pamiętać o pamiętaniu, ale za to nie do końca zapomniałem o Zapominaniu, czyli kolejnej płycie poetycko-muzycznego duetu Brzoska i Gawroński. Było łatwiej, o tyle że trudno zapomnieć tak zgrabne nagranie jak Krety i dżdżownice – przebojowe, jak gdyby panowie mierzyli z kawałkiem na nowy album Dawida Podsiadły, ale jednak skromne jak przystało na aranżację towarzyszącą poezji. To taki rzadki moment, kiedy na bardzo niszowej płycie można znaleźć utwór, który po drobnych retuszach i dodaniu partii wokalnej dałoby się sprzedać na playliście jakiejś sporej stacji radiowej (na pewno łatwiej niż Jezusa za 50 zł z tekstu tego wiersza). Skojarzył mi się pod tym względem – bo na pewno nie pod względem stylistyki – z Kopytami zła Joanny Schumacher i Pawła Cieślaka i ich Pierwszą pieśnią konia. O duecie wspominałem już parokrotnie od czasu wzmianki w rocznym podsumowaniu przed ośmioma laty. Ton Wojciecha Brzoski jest charakterystyczny, może bardziej różnorodna – rozpięta pomiędzy popem a nieco surowszym, gitarowym graniem (Kapłani i androgyni) – jest tylko sama muzyka. Wejście w to nie wymaga – tu przeproszę na chwilę poetę, żeby podreperować morale autora muzyki Dominika Gawrońskiego – jakiegoś szczególnego zainteresowania poezją.

Status wierszy pokazywanych światu w dźwiękowych tomikach, nierzadko nowoczesnych w formie, nie zmienił się jednak jakoś zasadniczo. Gdy już się ukazują te dźwiękowe zbiory wierszy, ich autorzy mogą liczyć na może odrobinę większe, ale wciąż niewystarczająco duże zainteresowanie w stosunku do zwyczajnych tomików poezji. Żal tylko, że tylko ten konkretny został wydany w jakimś niskim nakładzie bez dostępu do streamingu.

BRZOSKA I GAWROŃSKI Zapominanie, Fundacja im. Tymoteusza Karpowicza 2019, 7/10

*Międzynarodowa Federacja Przemysłu Fonograficznego

Poniżej link do reprodukowanego w tekście pełnego polskiego raportu o nawykach słuchaczy w roku 2019:

Music_Listening_2019_Polska

Źródło: http://zpav.pl/pliki/aktualnosci/Music_Listening_2019_Polska.pdf