Czarnobyl po Czarnobylu

Strażacy gaszący pożar dachu elektrowni jądrowej w serialu Czarnobyl – jeszcze nieświadomi znaczenia katastrofy – zwracają uwagę na to, że coś metalicznego unosi się w powietrzu. Czują metal w ustach. Na płycie Michała Turowskiego mamy metaliczną aurę wyczuwalną cały czas, choć już raczej zmysłem słuchu. I to właściwie wystarczyłoby za rekomendację płyty Wormwood and Flame, która – tak się złożyło – ukazała się niemal jednocześnie z premierą superprodukcji HBO (dokładnie 10 dni wcześniej), choć na skutek pewnych nierówności promocyjno-dostępowych pozostaje w jej głębokim cieniu. Warto je dziś powiązać, żeby się zastanowić nad prawdą plastycznie wykreowanego dźwięku i prawdą ekranowej kreacji. Kiedy było łatwiej polecić szorstką i momentami nieprzyjemną muzykę elektroniczną?

Różnica jest oczywista. Serial Czarnobyl – robiący skądinąd duże wrażenie – niesie w sobie element mocno rozpraszający, jeśli ktoś kojarzy fakty, i naprowadzający jednak na przemysł rozrywkowy. Jego reżyser, Johan Renck, to nikt inny tylko Stakka Bo, szwedzki producent acid jazzu i hip-hopu, którego powinni pamiętać z lekkiego repertuaru ci, którzy kojarzą fakty z lat 90. (choć od razu dodajmy, że również ceniony twórca klipów, m.in. pamiętnych ostatnich teledysków Bowiego). Z kolei scenarzysta serii Craig Mazin zasłynął jako autor dwóch części filmowej serii Kac Vegas. Znając te fakty, łatwiej zrozumieć, że bardzo istotną rolę odgrywa jednak w tym opisie wydarzeń z kwietnia 1986 r. zmyślenie wychodzące od faktów, ale wykorzystujące też w twórczy sposób przeróżne przyklejone do katastrofy legendy – jak ta o Moście Śmierci, na który ludzie wyszli, by zobaczyć łunę nad elektrownią, a później cierpieli na chorobę popromienną. Łatwo oczywiście wybaczyć autorom, że filmują czarny dym (którego na miejscu nie było – polecam relacje ludzi żywo zainteresowanych wydarzeniem, których w Polsce z oczywistych względów nie brakuje), gdy chcą pokazać radioaktywną chmurę unoszącą się nad okolicą. Same ujęcia mają nie tyle dokładnie opowiadać prawdę historyczną, co robić wrażenie, no i kreślić obraz tego, co widać, a nie tego, czego widać nie było. A w wysokobudżetowych produkcjach telewizyjnych, jak się co rusz przekonujemy, HBO nie ma sobie równych (choć trudno nie omieść tej kapitalnej scenografii wzrokiem w poszukiwaniu kubka ze Starbucksa). Choć ja tam nie mogłem się oprzeć snuciu historii alternatywnej: jak by to wyglądało, jaka byłaby perspektywa, gdyby to Polacy kręcili ten serial?

Muzyka Hildur Guðnadóttir do oryginalnego serialu HBO to niezła ścieżka dźwiękowa utrzymana w duchu Jóhanna Jóhannssona, co specjalnie nie dziwi, szczególnie zważywszy na długoletnią współpracę obojga. I jest to pełna niuansów muzyka do fantazji na temat katastrofy. Podpisujący się tym razem własnym nazwiskiem (a nie nazwą Gazawat) Turowski – nie po raz pierwszy inspirujący się ponurą rzeczywistością, właściwie stale pozostający blisko niej – nagrał raczej soundtrack do nieistniejącego dokumentu. Mniej efektowny w pierwszym kontakcie, jest jednak wystarczająco surowy, by wykreować obraz nieco siermiężnej technologii epoki późnego ZSRR. Świetnie gra pogłosami, rysuje więc plastycznie opustoszałe przestrzenie w Prypeci i wokół miasteczka, które stało się swoistym skansenem postapokalipsy. Wizją Fallouta wcielonego w życie – pozostaje tylko wypuścić mutanty. Ale jest ta muzyka też wizją wstrzemięźliwą na tyle, by nie wziąć jej za fantazję. Elementy nagrań terenowych tylko dodają utworom Turowskiego realizmu, a Azure Swimming Pool, jeden z moich ulubionych fragmentów, mógłby dokumentować występ jakiegoś Tima Heckera w słynnym basenie. Ale powiąże się – jak to rzecz o postindustrialnym charakterze – z dźwiękami robót drogowych za oknem. Na podstawowym poziomie Wormwood and Flame wydaje się po prostu opowiadać o ingerencji człowieka w przestrzeń.

Wormwood… opowiada też to, na co ekranowa wersja idąca w stronę intrygi i kłamstwa nie może sobie pozwolić: pustkę. Wyrwę po katastrofie. Okropną, ale też dostojną i na swój sposób piękną, jak ten spokojny pejzaż w Life After People. Dlatego gdybyście mieli ochotę po emocjach scenariusza kolejnego odcinka serialu chwilę ochłonąć i zastanowić się nad tym, co i jak wam pokazano, wiecie, gdzie szukać. Lepsze okoliczności trudno by było sobie wyobrazić.

MICHAŁ TUROWSKI Wormwood and Flame, Mozdok/Positive Regression 2019, 7-8/10