Lasy i lasery

Wśród różnych serwisowych czynności, jakich się ostatnio podejmuję, przyszła pora na sprzęt audio. Tu muszę zdradzić, że masowo zużywam lasery – może dlatego, że czasem kupuję tańsze odtwarzacze z drugiej ręki (używam kilku), ale pewnie jednak dlatego, że są w ciągłym użyciu. Żywotność takiego lasera to jakieś 10 tys. godzin. Niby dużo, ale zawsze za mało. Postanowiłem więc tym razem kupić nowy. W salonie audio – bez promocji salonów ani nazw firm – ewidentnie przerwałem przedmajówkową flautę, więc pytam, czy jestem jedynym klientem. O, nie, zdziwiłby się pan, przed majówką wiele osób przychodzi – mówi na to szef sklepu. – Później przecież te parę dni wolnego. I bardzo dobrze, trzeba się ruszyć z domu na powietrze. Też to macie? Szef salonu audio – dysponujący wzmacniaczami w cenie samochodu i kablami w cenie skutera – mówi, że trzeba się ruszyć na powietrze? Wytyfy!? – powiedzieliby w podstawówce mojego syna. Ale dobrze: można przecież jedno z drugim połączyć.

Oczywiście trudno zabrać ze sobą mobilny pokój odsłuchowy, ale można trochę powietrza, i to leśnego, zapakować do odtwarzacza w domu. Pod tym względem w klimat majówki Janusz Jurga, autor opisywanych tu Duchów Rogowca, wpisał się doskonale. I bardziej otwarcie: dźwięków lasu dużo, trochę mniej jakby zawoalowanych, a intencje do łączenia tego leśnego nastroju z hipnotycznym rytmem techno 4/4 też dość oczywiste. Inaczej nie byłoby to zatytułowane Hypnowald? Tytuł nie kłamie także pod inny względem. Jeśli poprzednio pisałem o skojarzeniach z niemieckim projektem Gas, to nowy materiał ma niemiecki las nawet w tytule i wydaje się, że Jurga wręcz z pewnym poczuciem humoru ogrywa te skojarzenia. A biorąc pod uwagę teutońską rytmikę i kojarzącą się z Kraftwerk krótką frazę melodyczną Hypnowald 3 – potrafi być bardziej niemiecki niż Niemcy. Tylko w roli głównego wokalisty obsadza jakiegoś najwyraźniej tutejszego ptaka – strzyżyka? Lata spędzone w niewietrzonych pokojach odsłuchowych sprawiły, że pewnie łatwiej by mi było odróżnić od siebie syntezatory niż leśne ptaki, ale mogę zapytać syna, bo młodsza generacja (ta od wytyfy) to potrafi.

Mnie się ten cały koncept podoba. Autor Hypnowald nie ukrywa tego, że zna nagrania Wolfganga Voigta czy Wanderwelle, a przy tym pokazuje, że potrafi twórczo ten łączący naturę i technologię kierunek rozwijać. W sposób subtelny wprowadza dodatkowe barwy syntetyczne albo sample gitarowe, czy wreszcie wokalizę Angeliki Patuły (Hypnowald 1), ale przede regularnie sięga po field recording, w szczególności odgłosy ptaków, czyli tych bardziej, powiedzmy, analogowych syntezatorów – ta krótka syntetyczna pętla wprowadzana w szóstej minucie Hypnowald 2 ma skądinąd taki ptasi charakter. Jest też nieco złowieszczy sampling leśnych technologii, ale to pozostawię wam do odkrycia, żeby nie odbierać niespodzianki. W każdym razie za sprawą tego ptasiego field recordingu całe to przedsięwzięcie, wyrwane tym razem z baśniowego kontekstu i nieco bardziej realistyczne brzmieniowo, znalazło się nagle bliżej Sów Polski Michała Szturomskiego. Sama produkcja też wydaje się lepsza niż przy Duchach Rogowca, co pewnie sprawdzę jeszcze na kompakcie, jak już do mnie trafi – z pomocą tego nowego urządzenia. A tymczasem, żeby koło się ładnie domknęło, na winylu powinien to wydać Kompakt.

JANUSZ JURGA Hypnowald, Opus Elefantum Collective 2019, 8/10