Brexit – oryginalna ścieżka dźwiękowa już jest

Wczoraj już było o tym, że płyta Matthew Herberta to potężna historia. Jest z nią trochę jak ze sporami brytyjskich parlamentarzystów o brexit – trwa tak długo, że zapominacie, od czego się zaczęła, po czym gdy wydaje się, że to już finał, okazuje się, że wcale się nie skończyła. Do brexitu odnosili się ostatnio na różne sposoby m.in. Idles, Richard Dawson czy Gazelle Twin, ale nikt nie opowiedział w muzyce pełniej procesu realizacji artykułu 50. niż muzyk i aktywista Herbert – tyle że (wierzcie lub nie) jego The State Between Us nie zajmuje jasnego i wyraźnego pro- czy antybrexitowego stanowiska (na wszystko autor dostał dofinansowanie ze sfery publicznej), choć na pewno jest za kontaktem, współpracą i maluje monumentalny obraz Brytanii odpływającej od Starego Kontynentu z dużą dozą smutku. Kiedy poza swingującym big bandem pojawia się orkiestra, od razu w pierwszej części płyty, nastroje robią się jak w Musique funebre Lutosławskiego. To pożegnanie, a pożegnania są zwykle smutne.

Zaczyna się jak opowieść o Białowieży – od ścięcia jakiegoś sporych rozmiarów drzewa. W Niemczech, jak się okazuje. Nagrania terenowe będą nam tu towarzyszyć wciąż i wciąż. Z tym zresztą Herberta kojarzymy – to ten, co to antyglobalistyczne utwory nagrywał z sampli kubków McDonald’sa (na płycie The Mechanics of Destruction), a później, już z big bandem, jeździł po świecie i samplował na żywo filiżankę albo darł miejscowe gazety. Czasem było to po prostu zabawne, choć z reguły efekt miał być poważny. W każdym razie przygotowania do The State Between Us wyglądały imponująco. W samplowanej warstwie płyty znajdziemy m.in. dźwięk spaceru wzdłuż granicy między Irlandią a Irlandią Północną, demontaż samochodu wyprodukowanego w Wielkiej Brytanii i burzenie tamtejszej fabryki, przejazd rowerem wokół letniej rezydencji pani premier, wypas stada walijskich owiec, odgłosy ze szpitala NHS, słynne angielskie śniadanie oraz trąbkę podsmażaną w wysokim tłuszczu w typowym lokalu fish & chips. W teksty wszyte zostały cytaty z poezji Percy’ego Shelleya i Johna Donne’a. A gościnnie pojawiają się na płycie choćby trębacze Enrico Rava i Sheila Maurice-Grey czy puzonista Nathaniel Cross. Śpiewają m.in. Arto Lindsay, Merz i gigantyczny chór, który wypada wyśmienicie w jednym z punktów kulminacyjnych albumu i chyba moim ulubionym utworze You’re Welcome Here. Jest nawet moment klubowego Herberta rodem sprzed lat nastu – w wielowątkowym Where’s Home?.

Herbert zna się na pracy organizacyjnej – ostatnio prowadzi odnowione studio BBC Radiophonic Workshop, gdzie powołał do życia Oram Awards – specjalne nagrody dla zaangażowanych w rozwój muzyki elektronicznej kobiet (jedną z nich dostała zresztą niedawno działająca w Londynie Polka, Ewa Justka). I tu wątków kobiecych nie brakuje – finał płyty to bombastyczny, ale robiący wrażenie utwór Women of England, w którym znów spotyka się cała formacja – big band, orkiestra i chór. Wcześniej są lepsze momenty (pastoralny Be Still, później Fiesta, no i bezpretensjonalny Fish & Chips), ale zdarzają się i potworne dłużyzny – być może inaczej się ten materiał odbierało na żywo, na serii koncertów, z którymi Herbert w ramach bardzo długiego pożegnania przemierzał Stary Kontynent. Sądząc z relacji, działo się na scenie dużo, ale niemało też na widowni. Herbert wprowadzał temat brexitu, informując zebranych, że przecież obywatele UE nie mieli okazji głosować w referendum, czy chcą się pozbyć Królestwa (odpowiedzią był ponoć gromki okrzyk Stay!), prosił też o wysyłanie swoich brexitowych przemyśleń na karteczkach – w formie wypuszczanych z widowni samolocików. W poszczególnych miejscach zatrudniał lokalnych muzyków, starał się też – po swojemu – zmniejszać ślad węglowy całego przedsięwzięcia, podróżując pociągiem.

Trwające niemal dwie godziny The State Between Us miało zawierać w sobie esencję brytyjskości – tak, żebyśmy zostali z pamiątkową płytą, gdy już Wielka Brytania odgrodzi się z powrotem od reszty. Zostajemy zasadniczo z zestawem lepszych lub gorszych tematów ulepionych wokół głównego tematu, a do tego – z plikiem pocztówek dźwiękowych. Może nie imponującym, ale bardzo ciekawym. Sam Herbert zostaje z przedziwnym dziełem wielomiesięcznej pracy, którego premierę z precyzją wymierzył na 29 marca – tylko po to, by w ostatniej chwili dowiedzieć się, że Brytania spłata mu jeszcze jednego figla i odłoży decyzję, blokując w Izbie Gmin wszystkie możliwe scenariusze wyjścia. W głupim rozkroku, dalej oszukując sama siebie. Zostaje więc i Herbert z tą całą produkcją na kilkaset osób trochę jak kiedyś Himilsbach ze swoim angielskim.

Z drugiej strony – to ciągle pamiątkowy ostatni soundtrack i kto wie, czy za chwilę proces się nie skończy i duża część z nas, tych lokujących przyszłe plany, marzenia i emocje w Zjednoczonym Królestwie, znajdzie się też w pewnym sensie w położeniu Himilsbacha.

THE MATTHEW HERBERT BIG BAND The State Between Us, Accidental 2019, 6/10