Smooth kryminał
Obiecuję, że na jakiś czas zamykam u siebie temat Michaela Jacksona – drukując w POLITYCE sumę własnych przemyśleń i dyskusji z różnymi osobami dotyczących dość jednak fascynującego problemu wymazywania króla z jego królestwa. Dziś do przeczytania w edycji cyfrowej, od jutra w kioskach. Przyznam od razu, że odkąd pierwszy raz wywołał mnie do tablicy Paweł Sulik z radia Tok FM nabrałem trochę dystansu do sprawy. Najkrócej więc na pytanie Czy wypada jeszcze… odpowiedziałbym: ignorować, manifestować, bojkotować, ale nie zakazywać, nie eliminować z urzędu, nie cenzurować. Odbierać sobie, nie odbierać innym. W tekście mam trochę argumentów płynących z różnych stron.
Poniżej za to kilka słów o płycie, która pozwala sobie wyobrazić świat, gdzie już wszystkiego zakazano, wszystko zlikwidowano, gdzie zostały jakieś resztki cywilizacji, albo już nie ma niczego, pełen Kononowicz. Znalazłem w tym miejscami coś z atmosfery płyt Milieu L’Acéphale. Już się tłumaczę.
LABRECQUE/BARAKAT Terminal Desert, Karlrecords 2019, 7/10
Duet amerykańsko-pakistański z bazą w Niemczech i zapleczem w okolicach Maroka. Paul LaBrecque grywał w zespole Sunburned Hand Of The Man, Ghazi Barakat występował jako Pharoah Chromium. To, co mnie w tym zjawisku ujęło, to fakt, że jest idealnie kompatybilne z polską Alamedą i jej okolicami. Powinni zagrać razem tournee po postapokaliptycznej Europie, choć różnice podejścia są łatwe do zaobserwowania. Tam, gdzie psychodeliczno-folkowo-rockowe formacje w rodzaju Alamedy pracują zamkniętymi formami, autorzy Terminal Desert proponują otwarte, deliryczne snuje o momentami całkiem przyjemnym, choć mrocznym charakterze. Ten pierwszy, Jajouka Pipe Dream, w tytule tłumaczy się doskonale jako współczesna, multikulturowa wariacja na temat marokańskiej grupy Master Musicians of Jajouka. Kończy się gdzieś w rejonach dubu, tonąc w skojarzeniach z ciemną jak smoła wersją Gotan Project. Ten drugi, czyli Planet R-101, jest rodzajem wirtualnego spotkania Roberta Frippa z Klausem Schulze. Mniej tu tradycyjnego instrumentarium, dominują syntezatory i gitary elektryczne. Słucha się tego gładko, a koszmary gwarantowane.
Komentarze
Od dobrych paru lat opisuję muzykę Pharoah Chromium. Pod koniec ubiegłego roku odnotowałem pojawienie się jego znakomitego wydawnictwa z niecodziennym kontekstem: http://www.nowamuzyka.pl/2018/12/02/pharoah-chromium-r-a-n/. I jeszcze przypomniałem sobie o wywiadzie z Pharoah Chromium na łamach pisma śp. „M/I”.
Jak tylko widzę że skomentował coś Łukasz Komła to już wiem że to będą przechwałki o własnych tekstach które pisał dla jakichś niszowych portalików. Idź pan gdzie indziej z tą ordynarną autoreklamą, nikogo to nie obchodzi.
@massimiliano –> żadne przechwałki, kimkolwiek jesteś massimiliano, tylko odnotowuję fakty. I jakby nie patrzeć treść mojego komentarza koresponduje z treścią recenzji. Patrzę, nie tylko fejs przyciąga toksyny. Pozdrawiam!