Kto już nie potrzebuje syntezatora?

Sacrum Profanum kończy się właśnie dwudniową prezentacją opery Alka Nowaka do libretta Olgi Tokarczuk ahat ilī – Siostra bogów. Akcent mocny – i dla autorki, która w tym roku ma dublet adaptacji tego samego tekstu (Anna Inn w grobowcach świata) po komiksowym Ja, Nina Szubur, i dla kompozytora, który też zalicza w tym roku swoisty dublet, pojawiając się na zamknięciu jednego festiwalu i za chwilę na otwarciu Warszawskiej Jesieni. Nie będę pisał o ahat ilī z różnych względów – także dlatego, że nazwisko Tokarczuk przyciągnęło już do pisania o tej premierze większe media niż Polifonia. Ale warto zaznaczyć coś innego: pierwsze premiery płytowe Sacrum. Też podwójne uderzenie – tyle że w tym wypadku uwaga, bo nawet jedna z tych płyt może się okazać nokautem.

Krzysztof Pietraszewski dość mocno zaznaczył początek swojej kuratorskiej opieki nad Sacrum Profanum, od razu wjeżdżając na festiwal z estetyką noise i improwizacją. I co ciekawe, właśnie ten klucz przyniósł mu pod dwóch latach dwie pierwsze premiery płytowe z nagrań dokonanych na tej imprezie. Oficjalnie miały miejsce w sobotę, w dwóch ogniskach związanych ze sobą towarzysko i ideowo, czyli w Bocianie i Musica Genera. Coś ważnego działo się tego dnia – pisze o festiwalowym koncercie z roku 2016 Pietraszewski. A jego bohaterowie, trio Sono Genera – Anna Zaradny, Robert Piotrowicz i Jérôme Noetinger – potwierdzają to na nagraniu.

Podzielona na dwa utwory płyta odnawia współpracę z francuskim artystą znanym jeszcze ze szczecińskiego festiwalu Musica Genera. I przynosi muzykę intensywną, ale świetnie kontrolowaną, w której role wydają się podzielone bardzo klarownie: syntezator Piotrowicza określa tu przestrzeń, w jej geometrii i barwach, manipulacje taśmami Noetingera wprowadzają kolejny wymiar – czas, z przyspieszeniami, zwolnieniami, zaskoczeniami – a saksofon Anny Zaradny wprowadza w ten świat życie. Zarówno we interwencjach rodem z free jazzu, niespokojnych ostinatach, jak i przetworzeniach brzmienia instrumentu. Nie potrafię sobie bez jej partii saksofonu wyobrazić kapitalnego finału pierwszego z dwóch utworów, The One Who Searches For Cracks. Z kolei Universe Atlas of Evidence przynosi muzykę bardziej posępną i monolityczną, z niepokojącymi głosami w tle, znów ożywianą partiami saksofonu w drugiej części, choć daleką w klimacie od wzniosłego i optymistycznego nastroju eksploracji, w jakim kończyła się pierwsza część koncertu. Całość mieści się w ścisłej czołówce znanych mi dokonań każdego z trójki muzyków. Nastrój wieczoru rzeczywiście musiał być wyjątkowy.

NOETINGER / PIOTROWICZ / ZARADNY Crackfinder, Musica Genera 8/10

Drugi album zawiera utwór Agitation & Stagnation, który Kasper T. Toeplitz (był też na Sacrum w tym roku z wykonaniem zamówionej przez niego kompozycji Eliane Radigue) skomponował na specjalne zamówienie SP – rzecz była sporym wyzwaniem, bo utwór zamykał koncert, który wprowadzał na orbitę dużych polskich festiwali muzyki współczesnej kompozytorską twórczość Zbigniewa Karkowskiego (później był jeszcze duży przegląd w Nowym Teatrze pod kuratorską opieką Moniki Pasiecznik). Toeplitz jest dziś w pewnym stopniu kontynuatorem tej linii.

Już sama elektroniczna partytura Toeplitza ma w środkowej części momenty takiej intensywności, że nie wiem, czy to się da wyciąć na winylu. Wyszło w każdym razie na kompakcie – podwójnym, żeby można było obu części, idealnie zsynchronizowanych, posłuchać jednocześnie. Jeszcze nie próbowałem, przyznaję, ale nie wiem, czy mój aparat słuchu ma wystarczającą pojemność, żeby udźwignąć ten imponujący ciężar. Immersja jest pewnie jednym z kluczowych pojęć halucynogennego hałasu projektowanego przez Teoplitza. Tu mamy coś, co zwizualizować można sobie jako wsadzenie głowy do metalowego cylindra wypełnionego insektami. Będzie mocno i bez znieczulenia. A to, co robi z utworem Zeitkratzer, to jakiś kosmos – owszem, nawet w najintensywniejszych fragmentach brzmienia poszczególnych instrumentów są rozróżnialne, ale masa dźwiękowa jest równie duża, a szczegółowość faktury nie tylko dorównuje wersji oryginalnej, ale chyba ciągle pozostaje nie do osiągnięcia środkami elektronicznymi. I pomyśleć, że na tegorocznym SP ten sam zespół zafundował publiczności przegląd standardów pod hasłem The Shape of Jazz To Come (które powraca u nas częściej – ostatnio też za sprawą nowego tria Mazutti, które zapowiada album Kształt jazzu, który ma dojść, premiera 15.10).

Mam nadzieję, że Toeplitz, o którym w POLITYCE szczegółowo pisał Janek Błaszczak, rozmawia wciąż o wspólnym przedsięwzięciu z Andrzejem Stasiukiem. Bo to mogłoby – jak ta opera z Tokarczuk – ściągnąć uwagę nieco szerszej publiczności na to, co robi z dźwiękiem ten kolejny po Karkowskim polski emigrancki artysta dźwiękowy.

I na koniec, by nie zostawiać tytułowego pytania bez odpowiedzi: ten, kto ma do dyspozycji zeitkratzera.

KASPER T. TOEPLITZ / ZEITKRATZER Agitation | Stagnation, Bocian 2018, 8/10