5 nowych płyt, których warto posłuchać w tym tygodniu

Ugiąłem się tym razem pod ciężarem wczorajszych premier i wybór może być nieco ograniczony. Spośród tego, czego posłuchać się udało, mogę jednak gorąco zarekomendować następujących pięć albumów, wśród których znajdzie się szczypta muzyki Kamasiego, gitara z okolic radiowej Trójki, odkrycia z Sudanu, bardzo mało znana debiutantka i jeszcze kandydatka na jedną z lepiej ocenianych płyt roku.

BRANDON COLEMAN Resistance, Brainfeeder
Dlaczego? Bo warto coś wybrać z kilku syntezatorowo-funkowych albumów tygodnia. A ten wygrywa u mnie z lekką przewagą nad Jungle. Poza tym Brandon Coleman wzbudza zainteresowanie jako stały klawiszowiec Kamasiego Washingtona, jego muzyka nie grzeszy może oryginalnością, pozostaje mocno osadzona w starszej (Stevie Wonder) i młodszej (Daft Punk – podobne zabiegi wokalne) tradycji, ale za to tryska witalnością. Poza tym pojawiają się tu inni muzycy z zespołu Kamasiego, a Professor Boogie – czyli sam Coleman – ma szanse się popisać jako solista.
Na początek Giant Feelings (z Patrice Quinn)

LOW Double Negative, Sub Pop
Dlaczego? Bo nawet na tle wyjątkowo równej dyskografii Low ten album to pewniak: zespół gra znakomicie, pisze pełne emocji piosenki, a eksperymenty z przesterowanym, zniekształconym brzmieniem są śmielsze niż do tej pory i tych emocji nie odbierają. Bo z tymi emocjami wreszcie ta ponura płyta trafia dobrze w swój czas. Więcej o albumie było wczoraj.
Na początek Dancing and Blood, Rome – ale przede wszystkim dobrze słucha się całości

RICHARD THOMPSON 13 Rivers, Proper
Dlaczego? Bo czasem warto dać się zaskoczyć, a ten solowy album dawnego lidera folkowych The Fairport Convention powinien zaskoczyć pozytywnie wszystkich tych, którzy podejdą do niego bez gatunkowych uprzedzeń. Dlaczego piszę o uprzedzeniach? Bo momentami mamy tu nieco dziwny rozkrok między brzmieniem zbyt wypolerowanym a mroczniejszym, alternatywno-rockowym. Wydaje się, że Dire Straits gra tu wspólnie z The Bad Seeds. W przyszłym roku autor będzie miał 70-tkę, ale nieszczególnie to słychać – szczególnie (i to jedna z największych zalet płyty) w gitarowych solówkach Thompsona. A wreszcie dlatego, że pocieszała mnie ta płyta po niezbyt udanym Road to Utopia, czyli powrocie do dawnego repertuaru zafundowanego fanom przez grupę Hawkwind (z udziałem Erica Claptona!).
Na początek The Storm Won’t Come, Bones of Gilead

RÓŻNI WYKONAWCY Two Niles To Sing a Melody: The Violins and Synths of Sudan, Ostinato
Dlaczego? Bo nie znajdziecie bardziej odkrywczej płyty z muzyką niezachodnią, choć konkurencja jest wyjątkowo duża (Stella Chiweshe, do tego konkurencyjna kompilacja Analog Africa z muzyką z Somalii itd.). A przede wszystkim – nie znajdziecie lepszego punktu startowego do dalszych poszukiwań, w tym wypadku związanych z muzyką rozrywkową Sudanu lat 70. i 80. Nieco szerzej o tej płycie pisałem na Polifonii w czwartek.
Na początek Droob A Shoag Abdelmoniema Ekhaldiego

YUMI AND THE WEATHER Yumi and the Weather, Miohmi
Dlaczego? Bo pewnie nic o nich jeszcze nie wiecie. Bo ta młoda grupa z Brighton ujęła mnie bezpretensjonalnością i konstruowaniem złożonych, ale bardzo melodyjnych piosenek. Bo przynosi spory talent wokalny i autorski w postaci Ruby Taylor, która całe przedsięwzięcie prowadzi z Robem Flynnem, grając na niemal wszystkich instrumentach i rzadko oglądając się na pomoc kolegów. Bo jest to debiut, a rzadko trafiają się w takim zestawieniu debiuty – i lepiej się pomylić niż przepuścić taką okazję. Pamiętajcie, kto ryzykował.
Na początek Look at the Night