Królowa, diwa i ciocia (1942-2018)

W czasach eksplozji popularności Arethy Franklin każdy, kto się naprawdę liczył w amerykańskim show biznesie, miał jakiś przydomek. Elvis był więc Królem, James Brown był Soul Brother No 1, ona została Królową Soulu. W tej galerii superbohaterów Aretha była największą spośród „popowych diw lat 60.”, jak je wtedy opisywano – pod tym zbiorczym określeniem kryły się jeszcze Martha Reeves, Diana Ross, Dusty Springfield i Dionne Warwick. Była także tą postacią afroamerykańskiej kobiecej wokalistyki, która przetarła szlak kolejnym gwiazdom. Symbolicznie matkowała Whitney Houston, była jej „honorową ciotką”, jak mówiono. Ale podobnie mogłaby ją tytułować duża część dzisiejszych gwiazd soulu i R&B – choćby Beyonce, również kształcąca głos pod okiem ojca. Choć mało której uda się osiągnąć tyle co Franklin.

Przeszła drogę dość typową dla wokalistów tej soulowej generacji. Urodzona na amerykańskim Południu, w Memphis, jako córka pastora uczyła się śpiewu w chórze w prowadzonym przez ojca zborze baptystów, już w Detroit. Była już regularnie koncertującą w kościelnym obiegu nastolatką, gdy wykonawcy soulowi zaczęli odnosić sukcesy. Jedną z pierwszych gwiazd gatunku stał się poznany przez nią wcześniej Sam Cooke, również śpiewający w chórze gospel – to on pokazał jej drogę z muzyki religijnej do świeckiej. Chociaż pierwszy kontrakt z Columbią – była uznawana za duży talent, debiutowała albumem w wieku 19 lat – przyniósł jej tyleż radości, co frustracji. Franklin ze swoim wybitnym głosem została wtłoczona przez wytwórnię w śpiewanie tego, co aktualnie było popularne – z jazzem i easy listening na czele. Dopiero po przejściu do Atlantic (Boże, błogosław Ahmeta Erteguna – mówiła później o ówczesnym szefie tej wytwórni) miała okazję w pełni zaprezentować swoje umiejętności soulowej wokalistki. Płyta I Never Loved a Man the Way I Love You (1967 r.) z otwierającą ją piosenką Respect, pierwszym numerem jeden artystki w Ameryce, to początek złotego okresu w karierze Franklin. I jeden z najlepszych albumów lat 60. w wielu podsumowaniach.

W krótkim czasie pojawiły się kolejne piosenki: (You Make Me Feel Like) A Natural Woman, Chain of Fools, I Say a Little Prayer. Aretha była – jak ją opisywały tytuły kolejnych albumów: Panią soul i Młodą, czarną, utalentowaną. Tak się złożyło, że w przygotowaniu jest właśnie duża antologia singlowych nagrań Arethy Franklin The Atlantic Singles Collection 1967-70 (wyjdzie pod koniec września). Pojedyncze nagrania – szczególnie z tego okresu, kiedy stała się w Stanach Zjednoczonych gwiazdą pierwszej wielkości – to całkiem dobry klucz, by sobie przypomnieć dorobek Arethy Franklin. Od początku śpiewała piosenki innych artystów, na debiucie choćby Otisa Reddinga i Sama Cooke’a, ale pisała też własne, a zespół producentów, których zastała w studiu wytwórni Atlantic, zaskoczyła umiejętnością gry na fortepianie (ciekawe, że w świetnym Rock Steady autorstwa Franklin pojawia się gościnnie Dr. John… ale gra na przeszkadzajkach) i pomysłami na aranżacje, umiejętnością stopniowania napięcia, budowania nastroju, która pozostanie charakterystyczną cechą jej piosenek. Jeśli dziś używamy określenia „nowoczesne” przy kolejnych falach współczesnego soulu – muzyce, którą tworzą Erykah Badu albo wspomniana Beyonce – to soul Arethy z końca lat 60. był skokiem w nadprzestrzeń, świetnie śpiewanym, nowocześnie granym (częściowo przez białych muzyków) i rewolucyjnie oprawionym w chórki.

Muzycznie potrafiła się odnaleźć również w latach 80., trafiła też do białej publiczności, także tej spoza muzyki rozrywkowej – słynny był jej występ na nagrodach Grammy w 1998 roku, kiedy to przy okazji przyznania specjalnej nagrody Luciano Pavarottiemu (sam był niedysponowany i nie mógł wystąpić) wykonała arię z opery Pucciniego.

Typowe dla wokalistów soulowej generacji były też dramaty i kłopoty osobiste. Ta sama Aretha Franklin była też dziecięcą matką (zaszła w pierwszą ciążę w wieku 12 lat – z kolegą ze szkoły), a później ofiarą przemocy domowej, co doprowadziło do rozwodu z pierwszym mężem. Miała trudne – na odległość – relacje z matką, o których dużo mówi biografia Respect. Życie Arethy Franklin wydana u nas przez Czarne. Przeżywała załamania psychiczne, zmagała się z alkoholizmem, pochowała śpiewające z nią w chórkach siostry, żegnała przedwcześnie umierających przyjaciół, włącznie z Whitney Houston – miała nawet wystąpić na pogrzebie tej ostatniej w 2012 roku, ale przeszkodziły jej już własne problemy ze zdrowiem.

Zmarła dziś na nowotwór trzustki. Po długotrwałej chorobie została przeniesiona w ciężkim stanie ze szpitala do domu w Detroit, przebywała w rodzinnym gronie, odwiedzana przez gwiazdy muzyki z jej pokolenia i młodszych artystów. Aktywna była niemal do końca życia i za życia doceniona, co w jej pokoleniu nie było regułą. Jako pierwsza kobieta Aretha Franklin została uhonorowana wprowadzeniem do Rock’n’Roll Hall of Fame (1987 r.). Zdążyła zaśpiewać na pogrzebie Martina Luthera Kinga, wystąpić podczas Super Bowl w 2006 roku i wreszcie trafić do Białego Domu – na słynny, naznaczony występami afroamerykańskich gwiazd koncert inauguracyjny Baracka Obamy. Zdążyła się nawet zdystansować do schematu przechodzenia od pieśni religijnych do świeckiego rhtyhm’n’bluesa na planie filmu „The Blues Brothers”. Tu zostawiła niezłe przesłanie. A jej piosenki pozostaną wyśpiewaną historią Ameryki.