Chała polskiej piłce 2018
Najprościej strzelić gola do własnej bramki. A czymś takim wydaje się pomysł, by na i tak już pokiereszowanym wizerunkowo festiwalu w Opolu urządzić koncert polskich piosenek piłkarskich. O ile jednak za tzw. komuny (której czasy impreza wspomina od lat) reprezentacyjne hymny bywały przynajmniej przyzwoicie napisane albo zabawne, dziś w pełni oddają głębię zainteresowań naszych futbolistów kulturą. Wszyscy wiemy przecież, że nasze Orły dobrze orientują się na scenie alternatywnej, zajmują pierwsze rzędy na koncertach muzyki improwizowanej i lubią się pokazać raz do roku na inauguracji Warszawskiej Jesieni. Cenimy ich erudycję w zakresie hip hopu, szlifowaną w Niemczech i we Włoszech pasję operową, zazdrościmy przyjaźni między piłkarzami a laureatami muzycznych nagród „Polityki” i „Gazety Magnetofonowej”. Prawda? Oczywiście nie. Estetyczne wybory naszej kadry lepiej opisują pisane dla niej piosenki. Że przypomnę tę Popka sprzed dwóch lat:
O, je! Lewandowski strzelił gola,
O, je! Polska jest zadowolona,
O, je! Szczelna jest nasza obrona,
O, je! Pijany jest każdy Polak.
Ale o tym już pisałem w pierwszej odsłonie minicyklu Chała polskiej piłce. Przyszła pora, by zmierzyć się z tegorocznym urobkiem.
Największy rozgłos medialny wśród nowych piosenek zyskała ta nagrana przez Krzysztofa Krawczyka. Najbardziej jaskrawy przykład marnowania czasu studia nagraniowego (przyzwoicie wyposażonego), z jakim udało mi się zetknąć w ostatnich latach. W tekście wokalista stawia na stare prawdy przypominające mądrości trenera Górskiego: Nasza drużyna, polska drużyna mecze wygrywa, gdy dobrze gra. Bo gdy gra źle, to pewnie nie… A swój czar utwór opiera na wielokrotnej próbie zbudowania rymu Lewandowski-polski. Efekt tych prób – łatwy do przewidzenia dla ucznia podstawówki – zyskał 667 tys. odsłon na YouTubie. Może dlatego, że my, Polacy, z największą uwagą przyglądamy się tym, którym coś nie wyszło.
Niektórzy żeby zebrać 300 tys. odsłon swoje piosenki kleili w domowym studiu wiele miesięcy temu i publikowali już w grudniu. Qesek przekonuje, że przy odpowiednio długiej pracy i dużej konsekwencji można spróbować na stałe przenieść akcent w polszczyźnie na ostatnią sylabę. Beat – typuję – powstał na wręcz odwrotnej zasadzie: szybko, pod wpływem impulsu. Był gotowy, zanim się zdążyła zagotować woda na herbatę. Wliczając w to czas ściągania aplikacji muzycznej.
Autor tak się pospieszył, że zdążył opublikować jeszcze jedną piosenkę. Może mniej śmiechu, a wstydu tyle samo.
Nieco bardziej profesjonalny utwór Soleo & Sequence (prawie 50 tys. odsłon) pokazuje, że moda piłkarska to zjawisko jedyne w swoim rodzaju, niepodlegające prawom zwykłego obiegu mody (iluminacja dotycząca stroju – w 34. sekundzie klipu). Podkłady muzyczne bardziej z gatunku spidowo-sterydowych, czemu towarzyszą świadczą wybujałe ambicje: Numerem jeden będziemy na tym świecie / A jak potrzeba – tez na innej planecie. Z plusów mamy gola zdobytego przewrotką i próbę choreografii.
Pełny profesjonalizm wyróżnia propozycję InoRos. Jeśli nie uśniecie przy długim filmowym intro tego krótkiego teledysku, usłyszycie piosenkę w stylu bałkańsko-góralskim. Warto zwrócić uwagę na niuanse w tekście – gdy innym rymuje się tylko Lewandowski, górale z Podhala szukają też innych bohaterów (Glik w defensywie rządzi i dzieli / W nim narodowej obrony los itd.). 75 tys. odsłon raczej za profeskę, bo te amatorskie próby były śmieszniejsze. Więc obejrzałem, ale ino ros.
Weźmy na przykład eksportowych z nazwy, ale pszenno-buraczanych w bicie Brexit Boys (50 tys.) – ci w zwrotkach nawet nie próbują zamknąć akcji rymem, niosąc ten jeden jedyny obchuchany rym do refrenu: Mówią: nie ma bata / Polska będzie mistrzem świata i licząc, że tak w ringu – na punkty na pewno nie wygrają, więc trzeba zmiażdżyć tą jedną linijką na bicie wypasionym do granic. Jeśli jednak szukacie jakichś wartości muzycznych, macie na tym blogu jakieś 1,5 tys. alternatywnych wpisów.
Poszukiwacze oldskulowych discopolowych brzmień powinni poszukać raczej Maykela, którego – jeśli pominąć fryzurę – można by było uznać za jakieś nowe wcielenie Krajewskiego. Jak wszystkie praktycznie klipy kręcone to jest na jakimś podmiejskim orliku, a wokalista przekonuje, że zwyciężymy. W bonusie wzruszająca porcja narodowego pokrzepienia: Ojczyzna z bitew słynęła, nasza wiara nie zginęła. Przez łzy z trudem wypatrzyłem 40 tys. odsłon.
Niewiele większe zainteresowanie wzbudzają giganci disco polo, czyli Bayer Full, utrzymaną w stylu Eleni piosenką Biało-czerwona. Aranż egzotyczny. Stylistyka tekstu – marzycielska. Postawa w dążeniu do zwycięstwa – modlitewna. Zaznaczę tylko, że w takich sytuacjach modlimy się do św. Kazimierza: Ty Kazimierzu patronie nasz – mistrzostwo daj / Dziś mi się śniło że, Polska ma – zwycięska jest. Śniło się można kojarzyć z sennością. Bo biorąc pod uwagę własności hipnotyczne tego kawałka, powinniśmy go natychmiast podrzucić do obozu przeciwnika.
Z gigantów taniej rozrywki jest jeszcze Marian Lichtman z Trubadurów z małomiasteczkowym rodzinnym klipem, turbo-Grosikiem, zwinnym Lewandowskim i kolejnym nawiązaniem do trenera Górskiego: Kiedyś Kazik Górski dał rodzinie moc / Nawałka i Boniek też zrobili to / Orły namieszają, będzie działo się / Bo nasza drużyna znowu liczy się. Rymujemy tu się z się, bez ryzyka. Tak się bawią dinozaury. Czyli nie jestem dinozaurem.
Nie zawodzi MC Sobieski, którego niektórzy pamiętają z hymnu na Euro 2016 ze słowami Nasze szaliki to rycerstwa chorągwie. Kawałek uzupełniony operetkową partią w stylu Torzewskiego składany był trochę chyba na autopilocie, ale autor nie nawala w dziedzinie historycznych porównań: Trener Nawałka już wyciągnął wnioski / Tak jak Żółkiewski chce dotrzeć do Moskwy. Tę próbę, trochę mniej kiczowatą niż średnia, publiczność wyceniła na 94 tys. odsłon. Można było kliknąć w coś mądrzejszego, ale zapewniam, że można było trafić gorzej. „Operowy feat. na refrenie” doczekał się osobnego klipu, którego nie omieszkam podlinkować, choć pewnie wywiało z tego wpisu już ostatnich czytelników.
Tej resztce pozostawię tu jeszcze Witka Muzyka Ulicy (31 tys. odsłon) – jedynego w całej stawce, któremu udało się jakoś mocniej, także muzycznie, nawiązać do miejsca akcji tegorocznego Mundialu. Są odniesienia językowe (Charaszo igra / Ty mnie, ja tiebia), ale jak zwykle koniecznie trzeba posłuchać zwrotki historycznej: Chopin oraz Paderewski na klawiszach kiedyś grali / Chociaż mapa była inna, to zaborców nam kiwali. Przed wojną oddawano pod opiekę klawiszy za mniejsze przewinienia niż takie próby literackie.
Żeby hymnów było jedenaście, jak piłkarzy na boisku, dorzucam na koniec Monikę Puchalską z nieco bardziej drapieżnym, siermiężnie rockowym, ale równie banalnym potraktowaniem tematu i niepokojącym tytułem Polska siła, który kryje niegroźną lirykę w stylu Z orłem na piersi polecimy pod wiatr / Wszyscy gotowi? 3-2-1 i start.
Doceniam to, że przetrwaliście kilka powyższych przykładów w oczekiwaniu na jakąś puentę. Nie będę się już powtarzał z tezą, że to taka muzyka, jaki styl bycia polskich piłkarzy. Chociaż gdyby tak opodatkować bezguście i siermięgę, bylibyśmy obłędnie bogatym krajem, z pieniędzmi na niepełnosprawnych i edukację muzyczną najmłodszych. Którzy dzięki temu mieliby zresztą jakieś inne ambicje niż zostać piłkarzem drugiej ligi. Jeśli mamy tak śpiewać, gdy już wygramy, to zaczynam się zastanawiać, czy marzę o zwycięstwie. Uspokaja mnie myśl, że jeśli grać będziemy tak, jak śpiewamy, przegramy z całą pewnością.