Dron żałobny na śmierć Jóhanna Jóhannssona

Wczoraj w Berlinie zmarł w wieku 48 lat Jóhann Jóhannsson, islandzki kompozytor opisywany na Polifonii wielokrotnie – jako twórca, który odnalazł z czasem swoją ścieżkę w gęstej i sugestywnej muzyce wykorzystującej elektroniczne i orkiestrowe drony. A sławę – i nagrody, w tym Złoty Glob za ścieżkę dźwiękową do Teorii wszystkiego – przyniosła mu muzyka ilustracyjna do filmów.

Urodzony w Reykjavíku, dobrze wykorzystał duże zainteresowanie otaczające scenę islandzką na przełomie wieków. Zaczynał jako postać kojarzona z muzyką alternatywną, jako autor albumów z pogranicza ambientu, inspirowanych minimal music, wydawanych przez wytwórnie Touch (Englabörn) czy 4AD (IBM 1401, A User’s Manual). W ostatnich latach – od momentu podpisania kontraktu z prestiżowym Deutsche Grammophon – kariera Jóhannssona nabrała jednak równej intensywności, co jego najbardziej znane motywy z takich filmów jak Sicario czy Arrival (Nowy początek). W ubiegłym roku kontrowersje wywołało jego ustąpienie – na rzecz Hansa Zimmera – jako twórcy oprawy do Blade Runnera 2049. A zmarł kilka dni po publikacji płytowej wersji swojego nowego soundtracku do The Mercy (muzyka do filmu Maria Magdalena jest jeszcze w wydawniczych zapowiedziach). Oficjalny komunikat opublikowany przez agencję Redbird Music brzmi tak:

Sam dostałem dziś wiadomość o śmierci JJ jednocześnie od kilku znajomych interesujących się muzyką od zupełnie różnej strony – to kolejne potwierdzenie faktu, że Jóhannsson wiele znaczył dla bardzo różnej publiczności, co nie jest na pewno łatwe dla kompozytora utworów orkiestrowych (prezentowanych m.in. na krakowskim Sacrum Profanum – pamiętamy słynną Mszę dronową z edycji w 2015 roku!) i muzyki ilustracyjnej. W tej pierwszej dziedzinie wpisywał się w modny dość nurt modern classical, obok choćby Maxa Richtera, będąc jedną z wielu postaci całej generacji, które ściągały do współpracy wytwórnie specjalizujące się w muzyce klasycznej, by nieco odświeżyć i „umłodzieżowić” swój katalog – w wypadku JJ zaowocowało to m.in. świetnie przyjmowanym albumem Orphee. Dla tej drugiej jednak, dla muzyki filmowej Islandczyk był kimś jeszcze bardziej wyjątkowym – artystą, który przyniósł rzadką w tej sferze odmianę, wprowadzał nowe wątki, nie bał się dużych koncepcyjnych wyzwań (czego dowodem choćby Arrival) i intensywnie pracował, proponując fuzje brzmień orkiestrowych i elektronicznych. Umiejętność łączenia tych dwóch sfer brzmieniowych i inteligencja, z jaką to robił, były – jak mi się dziś wydaje – najmocniejszymi stronami muzyki Jóhannsona.

Poniżej kilka przykładów jego twórczości z ostatnich lat i koncert dla amerykańskiej stacji radiowej KEXP. Wrócimy do postaci JJ podczas najbliższej czwartkowej audycji w radiowej Dwójce, w cyklu, który prowadzimy wspólnie z Jackiem Hawrylukiem. Przyczyna śmierci nie została ogłoszona, ale znów: można się domyślać, że miała coś wspólnego z intensywnością życia artystycznego JJ.