Drony zataczają coraz szersze kręgi

Nie te z tytułu płyty Fisza. Nie te z gazetki marketu. I nie te z listy prezentów komunijnych, choćby i emitowały intensywne brzęczenie lub basowy pomruk. Zresztą prawda jest taka, że nawet muzyczne drony możecie dziś podarować dziecku w postaci łatwego w obsłudze urządzenia oferującego mniejsze lub większe możliwości. Dużo się zmieniło od pionierskich czasów, gdy jedynym źródłem dźwięku dostępnym w studiu eksperymentalnym był generator tonów – przeznaczony zresztą do zastosowań naukowych, a nie artystycznych – z jedną wielką gałką. Ten znany z okładki słynnego boksu Pauline Oliveros Reverberations. A całą resztę zabiegów dźwiękowych trzeba było sobie wymyślić, manipulując taśmą i okręcając ją wokół przestawianych mebli w studiu (pierwsze efekty pogłosowe). Dziś w Dwójce będzie zapowiadany zestaw nagrań Oliveros, a w tym miejscu kilka momentów, kiedy to amerykańska artystka przebiła się głębiej w świat muzyki rozrywkowej. Aha, wpis zawiera – jeśli to kogoś interesuje – swego rodzaju playlistę.

Najprościej będzie oczywiście na początek zajrzeć do dyskografii Sonic Youth, którzy przygotowali na koniec poprzedniego stulecia album podsumowujący osiągnięcia muzyczne wieku XX. A ponieważ podeszli do sprawy z rozmachem, udało im się zamówić utwór u Paline Oliveros. I tak na Goodbye 20th Century znalazł się utwór Six For New Time (For Sonic Youth), ani najlepszy w dyskografii zespołu, ani najbardziej reprezentatywny dla twórczości Oliveros.

Znacznie ciekawszym przykładem wykorzystania dronu Oliveros był utwór Asphalt II z mojej ulubionej płyty DJ-a Spooky’ego Optometry nagranej z Matthew Shippem i jego jazową załogą (The Blue Series!), ale przede wszystkim z dwoma gramofonami, które – jak opowiada tu Carl Hancock Rux – pozwalają na granie motywami z miliona muzyków. Oliveros nie jest tu jakimś jednorazowym kaprysem w ramach tego miliona, bo Spooky zasłynął z wmiksowywania nagrań XX-wiecznych klasyków w swoje sety didżejskie, robiąc to – można powiedzieć – zanim było modne.

Ciekawym z punktu widzenia popularyzacji prac Oliveros epizodem była jej współpraca z Avatar Orchestra Metaverse, czyli serią awangardowych koncertów, które łączyły świat realny i rzeczywistość gry Second Life. Znam je tylko z przekazów youtube’owych, jak ten powyżej, swoją przygodę w SL skończyłem dawno temu, ale pojawienie się 80-letniej Oliveros w wirtualnym świecie musiało być czymś dość zaskakującym. Choć przyznajmy, że spotkanie z muzyką opartą na dronach np. w filmie – choćby w wykonaniu odnoszącego ostatnio sukcesy Jóhanna Jóhannssona (Sicario, teraz Nowy początek z jego zatrącającym o drony językiem obcych) – to zwykłe sprawy dla setek tysięcy, a pewnie i milionów mieszkańców planety. Avatar Orchestra Mateverse było więc raczej w awangardzie audiowizualnej (wizualizacje, wirtualne wizje instrumentów itd.) niż nie stricte muzycznej, ale to zawsze jakaś próba wyjścia do świata bardziej masowego niż ten filharmoniczny.

Jeszcze jeden sampling dzisiaj. Utwór Mnemonics III – właśnie z tego najwcześniejszego okresu pracy Oliveros (tego spod znaku pokrętła) – stał się kanwą, na której osnute zostało nagranie Something They Don’t Know formacji Clipping. I oni znani są z nietypowych źródeł, a przede wszystkim śmiałego sięgania po sample o noise’owym charakterze. Przydatność Oliveros w tym zakresie jest niemała, co łatwo sobie uświadomić, sięgając po utwór A Little Noise in the System z roku 1967, dostępny na kompilacji Sub Rosy albo pięknym winylu wydanym przez Table of Elements, za który teraz pewnie można sobie kupić dobrej klasy latającego drona do zastosowań profesjonalnych. Aha, wydany na singlu utwór Clipping jest przy tym chyba jedynym opartym na twórczości Oliveros utworem muzycznym, w którym pojawiają się słowa bitch, nigga, shit, dick, fuck i motherfucker.

Za resztę rezonansu Oliveros w muzyce popularnej niech robią różne sfery jej wpływu. U nas w tym roku choćby grupa Lotto, która na Elite Feline, jednej z najlepszych polskich płyt roku, spoglądała bardziej w jej stronę – czy w kierunku LaMonte Younge’a – niż w stronę improwizującej grupy The Necks, z którą muzycy porównywani byli wcześniej. Tą ścieżką wydaje się trio Lotto prowadzić kontrabasista Mike Majkowski, polski Australijczyk z Berlina, który na łono zespołu przeszczepia swój styl gry – pozornie prosty, ale gęsty, monotonny, wymagający przygotowania fizycznego i totalnego wręcz skupienia. Sam praktykuje to na albumach solowych od jakiegoś czasu, pisałem już zresztą o nim na Polifonii.

Album Swimming in Light, który premierę w belgijskim Entr’acte miał mieć w listopadzie (ale zdaje się, że przesunięto ją na grudzień), to esencja tego stylu. Skąpany w świetle to on raczej nie jest, choć badający wzajemne relacje wybrzmiewających tonów Majkowski czasem osiąga może jakiś efekt kojarzący się z przebłyskiem światła. Od poprzednich jego płyt tę nową różni nawarstwienie środków, bo w długich, dwudziestominutowych kompozycjach wybrzmiewa kilka partii (totalnie ascetycznych – jeden, góra dwa dźwięki) naraz. Kontrabas bywa tu dublowany brzmieniami syntezatora, nagraniami terenowymi, towarzyszą mu rozedrgane dźwięki perkusyjne, które do i tak klaustrofobicznego nastroju dodają jeszcze trochę nerwowości. Nic jednak nie działa tak mocno jak wizytówkowe wręcz, gęste, niepokojące tremolo kontrabasu w pierwszym na płycie Radio Weather Vending Machine. Jeśli wziąć pod uwagę ostatni album X-Navi:et i tegoroczną płytę Anny Zaradny, ale też w znacznej mierze oklaskiwane przeze mnie trio LAM, okaże się, że mamy w Polsce rosnącą grupę muzyków, którzy z głębokiego słuchania Pauline Oliveros wyciągnęli coś więcej niż napis na koszulkę. Szkoda, że nie będą mogli z nią zagrać.


MIKE MAJKOWSKI Swimming in Light
, Entr’acte 2016, 8/10